Gdzie kocha się życie

Na temat Ja i mój rozwój

Szukamy swojej arkadii - krainy, gdzie uwolnimy się od trosk i znajdziemy spokój. Raju na ziemi, gdzie słońce świeci jaśniej, trawa jest bardziej zielona, a ludzie częściej się do siebie uśmiechają. Gdzie jest takie miejsce? Kiedy jest pora na szczęście?

Czy miejsce, w którym żyjemy, wpływa na nasz nastrój i usposobienie? Robert Burton, angielski humanista, autor wydanej w 1621 roku Anatomii melancholii, pisał o przewadze choleryków w krajach gorących i melancholików w krajach o mroźnym klimacie. Czy rzeczywiście w oddalonych od równika regionach świata ludzie mają większą skłonność do melancholii, popadania w stany przygnębienia, smutku, rozpaczy?

Melancholia Północy?

Przypuszczenie to potwierdzałyby rzadsze w porównaniu z Europą czy Ameryką Północną przypadki depresji klinicznej w Afryce. Jednakże symptomy depresji mogą być w znacznym stopniu określane kulturowo: Afrykanie zdają się manifestować zaburzenia nastroju w sposób bardziej somatyczny – na przykład częściej boli ich głowa albo serce kołacze – a mniej psychologiczny niż przedstawiciele kultury zachodniej. Ponadto nowsze badania przeczą tezie, jakoby Afryka wolna była od depresji. Na przykład duże badania epidemiologiczne, przytaczane przez Franka Engelsmanna, profesora psychiatrii z McGill University, wykazały, że w Nigerii częstość symptomów depresyjnych jest cztery razy większa niż w Kanadzie.

Ale też trudno byłoby obronić przeciwną tezę, że to Południe jest mniej szczęśliwe od Północy. Powtarzane co pewien czas sondaże opinii publicznej w krajach Europy Zachodniej, a także zakrojone na dużą skalę badania Gallupa, obejmujące ponad 150 krajów, wskazują wprawdzie na niższy przeciętny poziom szczęścia w państwach położonych bliżej równika, takich jak Mali, Haiti, Senegal czy Indie, a w Europie – Grecja, Włochy, Portugalia, Hiszpania. Problem jednak w tym, że podział na „nieszczęśliwe” Południe i „szczęśliwą” Północ pokrywa się z podziałem na biednych i bogatych, chociaż nie zawsze zależność między dobrostanem psychicznym i położeniem geograficznym da się wytłumaczyć różnicami w zamożności. Na przykład Wenezuela, Izrael, Kostaryka czy Panama, choć mniej zamożne, osiągnęły w sondażu Gallupa z lat 2010–2011 ten sam poziom zadowolenia obywateli z życia, co bogatsze od nich i bardziej na północ położone Kanada, Finlandia czy Szwajcaria, a Stany Zjednoczone uplasowały się niżej od bogatszych, a zarazem zlokalizowanych na południu Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Oczywiście to, że podział geograficzny północ–południe pokrywa się z podziałem gospodarczym na bogatych i biednych, nie przesądza jeszcze kierunku zależności. Gdyby rzeczywiście Południe było mniej szczęśliwe, można by spekulować, że to właśnie większy optymizm i radośniejsze usposobienie mieszkańców Północy były przesłanką prężniejszego rozwoju gospodarczego tej części świata.

Ale, pomijając wątpliwość co do realności związku między klimatem a szczęściem, wystarczy przypomnieć, że cywilizacja zrodzona w Europie jest tylko jedną z wielu w historii ludzkości. Większość poprzednich – Babilon, Persja, starożytny Egipt, żeby wymienić tylko niektóre – rodziła się i rozkwitała właśnie na Południu. Nie wydaje się zatem prawdą, by położenie geograficzne sprzyjało lub przeszkadzało w jakiś znaczący sposób psychicznemu dobrostanowi. Mogło jednak w nowożytnej epoce sprzyjać rozwojowi gospodarczemu krajów Północy ze względu na szczególną koincydencję cech mentalnych i charakteru gospodarki. Gospodarka industrialna, a zwłaszcza innowacyjna, wymaga wysokiego poziomu kapitału społecznego, czyli chęci i umiejętności współpracy oraz zaufania do kontrahentów i instytucji państwa. Ten warunek spełniały właśnie narody Północy. Rozwój gospodarczy z kolei warunkował – zgodnie z teorią Ruuta Veenhovena, duńskiego socjologa i pioniera naukowych badań nad szczęściem – zaspokojenie podstawowych potrzeb większości obywateli, co skutkowało podniesieniem średniego poziomu dobrostanu. Tą drogą kraje Północy mogły stać się szczęśliwsze od krajów Południa.

Temperatura szczęścia

Jak zatem geograficznie kształtuje się szczęście? Najprostszą miarą bliskości równika, która ma niewątpliwie znaczenie psychologiczne, jest temperatura. Czy mieszkańcy krajów różniących się średnią temperaturą dobową w letnich i zimowych miesiącach, jak i w całym roku, wykazują różny poziom zadowolenia z życia? A jeśli tak, to czy nie wynika to z różnic w rozwoju ekonomicznym, gwarantującym zaspokojenie potrzeb obywateli.

Dane z najnowszych (z lat 2010–2012) badań Gallupa pokazują, że ocena życia w ponad stu badanych krajach jest istotnie związana z temperaturą zarówno w najzimniejszym i najcieplejszym miesiącu, jak i średnią temperaturą roczną. Wszystkie zależności mają ten sam znak: im niższa temperatura, tym wyższa ocena jakości życia. Chłodna Północ jest bardziej szczęśliwa od ciepłego Południa. Z klimatem silnie jednak skorelowane jest bogactwo narodów. Dochód PKB na mieszkańca koreluje ujemnie z temperaturą w najzimniejszym miesiącu i ze średnią roczną temperaturą. Jest zatem możliwe, że na zależność między temperaturą i dobrostanem wpływa poziom rozwoju ekonomicznego.

Wyeliminowanie wpływu bogactwa, czyli statystyczne wyrównanie zamożności wszystkich krajów, sprawia, że narody zimnej Północy stają się mniej szczęśliwe od narodów żyjących w regionach, w których nie ma mrozów, ale też nie ma skrajnych upałów. A zatem, gdyby wszystkie narody były jednakowo bogate, to najbardziej poczuciu szczęścia sprzyjałby klimat śródziemnomorski, w którym temperatura w całym roku najmniej odchyla się od optymalnej.

Nic dziwnego, że szczęśliwi z powodu zamożności Szwedzi tak ochoczo jeżdżą na wakacje do Włoch, Hiszpanii i Grecji (ale już nie do najgorętszych miejsc w Afryce). Wyprawy te dają im dodatkową, „klimatyczną” porcję zadowolenia. Gdzie jednak mają szukać szczęścia niezbyt szczęśliwi Włosi, Hiszpanie i Grecy? Byliby oni równie szczęśliwi, jak turyści skandynawscy odwiedzający ich kraje, gdyby tylko byli równie jak oni zamożni. A dlaczego nie są?

Albo przetrwamy razem, albo zginiemy

Bo nie potrafią grać zespołowo na rzecz dobra wspólnego tak jak Skandynawowie. Działają na rzecz dobra rodziny, klanu czy mafii, a to nie służy nowoczesnej, innowacyjnej gospodarce. Evert van de Vliert, emerytowany profesor społecznej psychologii międzykulturowej z Uniwersytetu w Groningen, tłumaczy to tak: „Społeczeństwa żyjące w chłodnym klimacie z długimi zimami musiały dla zaspokojenia podstawowych potrzeb wytworzyć więcej pozytywnych relacji między osiąganiem własnych celów i celów innych ludzi. W konsekwencji przez wiele pokoleń następowała ewolucja w kierunku współodpowiedzialności. Na poziomie społecznym była to nauka: albo przetrwamy razem, albo razem zginiemy. W takim klimacie ludzie muszą się jednoczyć przeciwko burzom śnieżnym czy mrozom, zwłaszcza w okresach pogorszenia klimatu, jak to się zdarzyło dawno temu skandynawskiej kolonii na Grenlandii, albo muszą wchodzić w koalicje przeciwko innym społeczeństwom, jak zrobili to skandynawscy wikingowie, których metodą na przetrwanie było plądrowanie i okupowanie bardziej południowych części Europy. Pozytywna współzależność celów w chłodnym klimacie stworzyła kulturę współpracy, otwartości, kompromisu i tolerancji”.

Zdolność do współpracy na rzecz dobra wspólnego tworzy pomostowy kapitał społeczny. Jeśli za jego miarę przyjmiemy czystość zasad działania podmiotó...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI