„Chodzi o to, panie i panowie, że chciwość – z braku lepszego określenia – jest dobra. Chciwość jest słuszna. Chciwość jest skuteczna” – wyznaje Gordon Gekko, rekin finansjery i bohater „Wall Street”, kusząc młodego maklera Buda Foxa, marzącego o wielkiej fortunie. Gdy Gekko postanawia przeprowadzić transakcję, w wyniku której ojciec Foxa straci pracę – ten staje przed trudnym wyborem. Co wybierze – lojalność wobec idola czy rodziny?
POLECAMY
Jordan Ross Belfort, bohater późniejszego o ćwierć wieku „Wilka z Wall Street”, już nie ma takich dylematów. Jest lojalny wyłącznie wobec pieniędzy. Gordon Gekko wydaje się przy nim skromnym dżentelmenem z zasadami. Wszystko w jego życiu jest przesadne: za duże domy, zbyt ostentacyjne samochody, za dużo używek. Kim naprawdę jest? Królem życia, biorącym udział w niekończącej się zabawie? Maszyną do zarabiania pieniędzy? Wytworem swoich czasów, goniącym za ułudą? Niedowartościowanym chłopcem? Narkomanem porzuconym przez żonę, uzależnionym od seksu? Gościem, którego nienawidzą tysiące naciągniętych klientów? Czy oszustem, który w końcu trafia do więzienia? Zapewne wszystkim po trochu. A przed wszystkim ofiarą własnej chciwości.
To oczywiście skrajne przykłady przypadłości, która trawi świat. Zbyt skrajne, byśmy mogli się z nimi utożsamiać, przejrzeć w tych historiach i dzięki temu lepiej rozumieć siebie. Czy to znaczy, że nie ma w nas chciwości, że wolni jesteśmy od takich pokus i pragnień? Skąd zatem niedosyt, jaki czujemy, brak zadowolenia z tego, co mamy, wieczna pogoń nie wiadomo za czym?
Coś w nas
Mało kto przyzna się przed sobą i innymi do chciwości. Razem z zawiścią i innymi kłopotliwymi uczuciami kryje się ona w cieniu nieświadomości, która stanowi realną, i to niemałą, część naszej psychiki. Oznacza to, że duża część doświadczeń psychicznych, choć wpływa na nasze funkcjonowanie, nie jest nam dostępna w samowiedzy. Możemy o nich jedynie wnioskować na podstawie analizy tego, co zaskakująco wymyka się naszej woli – na przykład gdy przejęzyczamy się, zapominamy o ważnych treściach, gdy z niezrozumiałych dla siebie powodów odwlekamy podjęcie jakichś działań, aż jest za późno, albo kolejny raz wchodzimy w relacje, które – jak podpowiada nasze doświadczenie – nie mają raczej szans powodzenia, ale coś każe nam łudzić się, że tym razem będzie inaczej…
Natura nieświadomości jest intrygująca. Niby owo coś jest w nas, w naszym myśleniu i przeżywaniu, ale sami nie możemy tego zobaczyć ani poczuć. Szczególnie gdy doznajemy silnych emocji, ktoś z zewnątrz trafnie może zauważyć, że – mówiąc kolokwialnie – rozum nam odbiera. Świadomość nam się wtedy zawęża, przestajemy dostrzegać subtelności, mamy skłonność do przypisywania innym zbyt uproszczonych intencji. Dlaczego tak się dzieje? Badania z wykorzystaniem technik
neuroobrazowania pokazują, że funkcjonowanie kory przedczołowej, która odpowiada za wyższe funkcje psychiczne, zostaje wtedy mocno ograniczone, za to aktywizują się niższe obszary mózgu, jak na przykład ciało migdałowate, odpowiedzialne za wzbudzanie negatywnych emocji i uruchamiające strategię walki bądź ucieczki.
Ci z nas, którzy są zdrowsi, potrafią – jeśli nie natychmiast, to po przejściu kulminacyjnej fali emocji – zastanowić się i pojąć, co się właściwie stało. Z dystansu obejrzą swoje uczucia, motywacje, zachowania, a także będą w stanie lepiej ocenić intencje innych ludzi. A pozostali? Cóż, bez pomocy drugiej osoby – swoistego lustra relacyjnego – może być im trudno dostrzec własny udział w tworzeniu sytuacji, które są dla nich niekorzystne.
Nie bez przyczyny
Dlaczego zatem istnieje nieświadomość i po co? Gdy obserwujemy innych ludzi, nie mamy czasem wątpliwości, że żyłoby się im zdecydowanie łatwiej, gdyby byli bardziej świadomi pobudek nimi powodujących. Czy wystarczy kogoś uświadomić co do motywów jego postępowania, by zaniechał niekorzystnych działań? To nie takie proste, nieświadomość nie bez przyczyny jest nieświadoma. Chroni nas przed przeżywaniem uczuć, które kiedyś, we wczesnym dzieciństwie, były zagrażające, nie do zniesienia. Na przykład dziecko, wobec którego matka wyraża niechętne uczucia, może dokonać swoistego wyboru i umieścić przyczynę tej niechęci w sobie: „widać na to zasługuję, skoro moja matka tak mnie traktuje”. W ten sposób matka, od której dziecko jest niemal całkowicie zależne, zostaje ocalona; w przeciwnym razie – gdyby uznało, że jest niekochane – jego świat mógłby ulec spustoszeniu. Ale gdzieś w nieświadomości dziecka pozostaje deficyt miłości, niedosyt, emocjonalny głód...
Wciąż więcej
Chciwość możemy zrozumieć właśnie jako taki nieświadomy głód, łaknienie o nieznanej nam naturze, które nigdy nie zostaje zaspokojone. Na ogół nie czujemy go wyraźnie; wiemy, że czegoś chcemy, ale nie wiemy, czym to jest. Niczym dziecko po omacku próbujemy różnych aktywności i sprawdzamy, która z nich przyniesie nam ukojenie. I oto przekonujemy się – jak Jordan Belfort – że zarabianie, posiadanie, kupowanie dostarczają pobudzenia tak silnego, że ów głód na chwilę znika. Na poziomie fizjologicznym przypomina to mechanizm uzależnienia – dzięki pobudzeniu obszarów nagrody dostarczamy sobie wzmocnień, które dają poczucie chwilowego spełnienia.
Ale – podobnie jak w przypadku środków znieczulających – z czasem rośnie tolerancja na bodziec dostarczający przyjemnych wrażeń, więc musimy sięgać po mocniejsze wrażenia: droższe rzeczy, bardziej luksusowe samochody, coraz wyższe stanowiska. Tak można wytłumaczyć niekończące się dążenia do ekonomicznego dobrobytu, choć, jak dowodzą badania, ma on niewielki wpływ na nasze ogólne poczucie szczęścia. Mnożenie stanu konta z czasem staje się jednak celem samym w sobie...
A przecież zdecydowana większość z nas nie musi martwić się o zaspokojenie podstawowych potrzeb. Żyjemy w klimacie, do którego względnie łatwo się przystosować, mamy pod dostatkiem jedzenia, mamy gdzie spać. Na ogół mamy też pracę, dzięki której zdobywamy środki utrzymania. Czy jednak w naszym poczuciu mamy wystarczająco dużo? Można wyznaczyć dwie granice. Pierwsza oddziela poziom zarobków, który pozwala na zaspokojenie potrzeb życiowych, od takiego, który oznacza jedynie wegetację, przetrwanie w poczuciu niedostatku i ciągłej niepewności jutra. Poniżej tej granicy jest bieda i niedożywienie. Przypuszczam, że nikt z czytelników „Charakterów” nie żyje w tym obszarze. Druga granica jest subtelniejsza i dotyczy oceny naszej sytuacji materialnej. Okazuje się, że zadowolonych ze stanu swego konta czy zawartości portfela jest naprawdę niewielu. Ile trzeba mieć, by być zadowolonym? Dla niektórych nigdy nie jest dość... W efekcie pojawia się dążenie do posiadania więcej – więcej niż dotąd mamy, więcej niż mają inni. Może właśnie w tym problem: że niezależnie od tego, ile już mamy, wciąż chcemy mieć więcej. Dlaczego? I jakie to ma konsekwencje dla naszego życia?
Pełne kieszenie, puste życia
Paul Wachtel, amerykański klinicysta, teoretyk i badacz psychoterapii, tekst poświęcony dążeniu do zdobywania dóbr materialnych zatytułował „Full pockets, empty lives: a psychoanalytic exploration of the contem...