Gdy się napiję, zaczynam oddychać

Psychologia i życie

„Różne relacje w życiu mi się posypały – można usłyszeć od osób uzależnionych – jedynie alkohol jest czymś stałym. Nie opuści, jak kiedyś matka czy ojciec. Nie zawiedzie; wystarczy po niego sięgnąć, by poczuć ulgę.” Najpierw chroni, potem wszystko zabiera. Można jednak uwolnić się od jego wpływu. I od demonów z przeszłości, które kryją się za piciem.

Dorota Krzemionka: Alkohol dla wielu staje się nieodłącznym towarzyszem życia. Pytanie, gdzie jest granica, po przekroczeniu której można się niepokoić?
Bożena Maciek-Haściło: Istnieją pewne kryteria, np. Światowa Organizacja Zdrowia podaje, ile alkoholu i jak często pity mieści się w normie. Zależy to od płci, wagi i wieku osoby. Ale kiedy alkohol lub inna substancja czy czynność staje się jednym z niewielu albo wręcz jedynym sposobem na poradzenie sobie ze stresem i napięciem, to pojawia się niebezpieczna granica i jeśli będziemy ją przekraczać, najprawdopodobniej doprowadzi nas to do rozwoju uzależnienia. 

Taka osoba od rana myśli o chwili, gdy wieczorem będzie mogła się napić?
Czeka na ten moment, czasem cały tydzień organizuje sobie wokół tego, by móc się napić. Przy tym przeżywa taki rodzaj napięcia, który często jest trudny do nazwania, ale odczuwa go w całym ciele. Wczoraj jedna z pacjentek powiedziała mi, że to jest nieustannie tlący się niepokój i właściwie tylko alkohol może go zlikwidować – oczywiście na chwilę, bo potem znowu wraca. 

Rozumiem, że nie ma on wiele wspólnego z zewnętrznymi okolicznościami?
To zależy, jak rozumiemy dynamikę rozwoju uzależnienia. Z jednej strony ten niepokój jakoś wpisuje się w kontekst życia danej osoby. Z drugiej zaś – według koncepcji, która jest mi bliska – wynika z tego, co się działo znacznie wcześniej w życiu tej osoby i co ukształtowało m.in. jej zdolności dotyczące regulacji emocjonalnej. Sandor Ferenczi, węgierski neurobiolog i psychoanalityk, mówił o dwóch rodzajach traumy. W traumie nadmiaru, czyli nadużyć i przemocy, czegoś w dzieciństwie było za dużo, za intensywnie w stosunku do możliwości rozwojowych dziecka. Z kolei trauma niedoboru, opuszczenia i zaniedbania oznacza, że jako dziecko ta osoba nie dostała tego, co było jej niezbędne; nie zostały zaspokojone jej podstawowe potrzeby. Wielokrotnie słyszałam, jak moi pacjenci jako dzieci musieli uruchomić różne mechanizmy, by radzić sobie z trudnymi emocjami: mogli się od nich odciąć, mogli też skierować na siebie złość, którą czuły do zaniedbującego albo nadużywającego rodzica. 

Czy na takie doświadczenia może nakładać się kryzys wywołany pandemią?
Tak, aktualna sytuacja może sprzyjać uruchomieniu wewnętrznych „demonów przeszłości”. Pandemia mocno nasiliła różne uczucia u ludzi, którzy mieli wcześniej doświadczenia związane z fizycznym obezwładnieniem, zamknięciem, przemocą. Teraz też muszą się poddać różnym rygorom i ograniczeniom. Ponadto, sytuacja była straszliwie nieprzewidywalna. Często doświadczaliśmy mniejszej lub większej bezsilności. W jakimś sensie kontekst wykreowany poprzez pandemię jest zbliżony do traum, których część osób doświadczała w dzieciństwie, dlatego reagują silnym napięciem. W rezultacie, jak pokazują badania prof. Jana Chodkiewicza, a także badania angielskie i amerykańskie, podczas pandemii ludzie piją więcej niż przed. Nasiliło się też oglądanie pornografii i zjawisko nałogowej masturbacji, a także cała gama problemów związanych z uzależnieniem od internetu.

Nie każdy, kto doznał traumy w dzieciństwie, wpadnie w jakieś uzależnienie, ale każdy, kto w nie wpada, jakiejś traumy doznał – pisze Gabor Mate, kanadyjski lekarz, specjalizujący się w leczeniu uzależnień. Jak osoby, które doświadczyły traumy, reagują w sytuacji stresu?
Silnie aktywują to, co działo się z nimi w dzieciństwie, a ponieważ jest to tak przerażające, bardzo potrzebują wtedy ulgi. Mają poczucie, że jeśli się nie napiją, to świat się im zawali – albo zabiją kogoś, albo sami siebie. Nie są w stanie regulować swoich emocji. Nie doświadczyły bowiem dobrej więzi – kogoś, kto by odpowiadał na ich potrzeby, koił i zapewniał poczucie bezpieczeństwa. Gdy cierpieli, nikogo przy nich nie było albo osoby, które miały się nimi opiekować, zadawały im cierpienie. W związku z tym w trudnych momentach nie potrafią przyjąć pomocy, niejednokrotnie odrzucają ją z powodu lęku. Często łatwiej im sięgnąć po substancję albo czynność, która daje ulgę. Napięcie niknie na chwilę. Pacjenci mówią: „gdy się napiję, zaczynam oddychać”. 

Czy alkohol daje im schronienie? W ich odczuciu to nie jest niszczyciel czy wróg, lecz wierny towarzysz, zawsze można po niego sięgnąć?
Zwykle uzależnienie kojarzy się z utratą kontroli i na jakimś poziomie jest to prawda.  Pacjenci często, gdy zaczną pić lub używać, nie potrafią przestać. Gdyby spojrzeć na to z perspektywy teorii więzi, osoby te mają za sobą doświadczenie, gdy bliscy je ranili, zawstydzali, bili i zaniedbywali. Jak mówią, różne relacje w życiu im się posypały. A alkohol jest czymś stałym i przewidywalnym – „nie opuści” ich, jak kiedyś matka czy ojciec. Gdy po niego sięgną, zawsze znajdą ulgę. Whip Whitaker, pilot z filmu Lot Roberta Zemeckisa, wykrzykuje, że nie miał w życiu żadnych relacji oprócz alkoholu.

POLECAMY

Relacja z alkoholem wydaje się takim osobom zastępować to, czego im brakowało, a zarazem blokuje możność budowania relacji w realnym życiu. 
Z jednej strony alkohol chroni je, przynajmniej na początku ratuje im życie. A potem, gdy się uzależnią, zaczyna je niszczyć oraz ich relacje. Kiedy rozmawiam z parami, w których mąż albo żona pije, to druga strona żali się: „Alkohol jest ważniejszy ode mnie”, „Alkohol kochasz, a mnie masz gdzieś”. W tym sensie substancja uniemożliwia rozwój relacji albo wręcz...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI