Czy można żyć bez masek?

Edyta Żmuda w rozmowie z aktorką – Kamilą Kamińską

Psychologia i życie Polecane artykuły

Brene Brown mówi, że jeśli świadomie decyduję się założyć maskę, to ona pełni wtedy funkcję zbroi. Czyli mam pełną świadomość, że w tych okolicznościach, w jakich się znajduję, maska przed czymś mnie ochroni lub pełni funkcję jakiegoś narzędzia.

Edyta Żmuda: Zwykło się mówić, że zakładamy maskę, by przed czymś uciec albo zasłonić się, ukryć jakąś prawdę o sobie, bo nie mamy odwagi pokazać swojej twarzy. A czym jest maska dla aktorki?
Kamila Kamińska: Jeżeli myślę o zawodzie, to dla mnie maska jest narzędziem. 

Narzędziem do czego?
Do tworzenia postaci, jej emocji, historii, opowieści. Myślę, że bez maski byłoby nam trudno, gdybyśmy zawsze byli tacy sami w życiu i na scenie. 

Czyli maskę zakładasz na scenie, a w życiu nie? 
Mam pokusę powiedzieć, że nie; że zawsze jestem autentyczna i niezależna…

Można żyć bez masek?
Czasem potrzebujemy ich, żeby przetrwać. Nie zawsze jest dobry moment, żeby pokazać wszystkie swoje emocje i potrzeby. Przyszła mi do głowy taka sytuacja: jestem wściekła, na granicy płaczu, lecz nie chcę o tym rozmawiać. Pytanie, co jest wtedy maską? Czy to, że nie chcę o tym teraz mówić, czy że powiem: wszystko jest okej.

Myślę, że maską będzie to drugie, bo przykrywam coś uśmiechem, nie chcę w to wchodzić, więc wybieram strategię ucieczki, która mi pomaga, choć kojarzy się pejoratywnie. A zarazem pójdę do bliskiej, zaufanej osoby i wypłaczę się, powiem, co mi leży na sercu. Osobiście jestem zwolenniczką autentyczności i wolałabym powiedzieć: „Tak, jestem wściekła, ale nie chcę o tym rozmawiać w tej chwili”. 

Brene Brown mówi, że jeśli świadomie decyduję się założyć maskę, to ona pełni wtedy funkcję zbroi. Czyli mam pełną świadomość, że w tych okolicznościach, w jakich się znajduję, maska przed czymś mnie ochroni, pełni funkcję jakiegoś narzędzia. W którymś momencie oddzieliłaś teatr od życia, mówiąc, że na scenie maska jest rekwizytem, niezbędnym narzędziem, wręcz elementem teatru, a w życiu raczej wybierasz prawdę o sobie, pokazując prawdziwą twarz. Jednak w życiu też gramy? 
Przyznaję, w moim życiu jest kilka ról i masek, ale często wybieram autentyczność. Również w teatrze lubię zdejmować maski, by poprzez rolę odkryć coś o sobie i dać innym ten kawałek prawdy. 

POLECAMY

Maja Komorowska powiedziała kiedyś, że w teatrze trudniej jest zdjąć maskę niż ją założyć. Powiedz coś więcej o tym, jak role pozwalają Ci odkryć prawdę o sobie?
Każda z granych postaci w określonym momencie mojego życia ma jakieś przesłanie. Dzięki nim mogę coś odkryć, na przykład gdzie jest mój słaby punkt albo nad czym muszę popracować. Przy świętej Faustynie odkryłam swoją duchową stronę, a przy Sylwii Witos zobaczyłam, że nie umiem wyrażać złości. Dzięki tej bohaterce, spotkaniu z nią, zaczęłam uczyć się tego świadomie, puszczać w sobie te emocje i rozumieć, że mówią coś ważnego. 

W życiu też istniejemy w różnych rolach: w roli mamy, partnerki, córki, pracownika, szefa, osoby, która ma jakieś hobby i tak dalej. Gdzie w tym wszystkim jestem ja, ta autentyczna? Skąd wiesz, że to jesteś naprawdę Ty i idziesz swoją drogą?
To jest ogromne wyzwanie, by znaleźć taką równowagę w życiu. Oto kończy się spektakl lub projekt filmowy i mam czas dla siebie. Moją decyzją jest, jak go wykorzystam. Jeśli chcę, mogę leżeć na kanapie albo uprawiać sport, albo wracać do córeczki. Kiedyś myślałam, że z upływem lat będę coraz lepiej znała siebie. Dziś wiem, że to odkrywanie siebie jest u mnie taką sinusoidą. 

 

 

Czyli czasami bardziej czujesz się sobą, a czasem trop Ci się trochę gubi?
Tak. Mój core, czyli rdzeń, jest taką linią ciągłą, a ja wciąż przybliżam się do niego, wciąż siebie szukam; czasem jestem bliżej siebie, czasem dalej. 

Bywa, że mamy trudność w dotarciu do siebie, gubimy się w wewnętrznych niuansach, sprzecznych emocjach i reakcjach albo słyszymy od innych: „Ty taka naprawdę nie jesteś”, „Nie znałem Cię od tej strony”… Wtedy pojawia się pokusa, by założyć maskę.
Pytanie, czy pozwolę się komuś zobaczyć w całej tej różnorodności, a także czy ktoś skorzysta z tej szansy, przyjmie mnie taką i zaakceptuje? Czasami chciałabym pokazać innym wewnętrzne niuanse, ale inni mogą nie chcieć tego widzieć. I słyszę: „Wolałem Ciebie inną” – prostszą, w jednej odsłonie. Czasem wygodniej jest wchodzić w te buty, nakładać jakieś maski, które ktoś już w nas wcześniej zobaczył, i się ich trzymać. 

Bo wtedy czujesz się bezpiecznie, zaakceptowana. 
Załóżmy, że masz przed sobą ciężki dzień, pełen ważnych spotkań, podczas których powinnaś wyglądać elegancko, a czujesz się zmęczona i najchętniej poszłabyś spać. Co robisz? Postępujesz tak, jak powinnaś, czy słuchasz swojego wnętrza?

Wracamy do pojęcia „zbroi”: podczas takich formalnych spotkań maska czy dress code jest narzędziem i pełni funkcję ochronną. Ale myślę, że zdrowe jest, by nie iść w tę maskę bez reszty. Odważać się czasem i nawet w formalnych warunkach pokazać jakiś kawałek prawdy o sobie. Powiedzieć współpracownikom czy szefowi: dzisiaj mam słabszy dzień. Czyli zgodzić się, by utracić jakiś kawałek swojego wizerunku, wyobrażenia o sobie, jest w tym jakaś uczciwość. Skojarzyło mi się to ze schodzeniem ze sceny po spektaklu. Jakie emocje Ci wtedy towarzyszą? Poczucie straty? Żal? Ulga? 
Na pewno zależą one od tego, jaki to był spektakl, jak mocno emocjonujący. Często czuję się zmęczona, ale zarazem doenergetyzowana nowym doświadczeniem. Tak dużo się wydarzyło i rozbudza mnie to mimo wcześniejszego zmęczenia. Pamiętam, miałam trudny czas w swoim życiu i grałam wtedy spektakl Akt równoległy (Dereka Benefielda w reż. Olafa Lubaszenki w Teatrze Capitol w Warszawie). Dzięki niemu tak naprawdę wróciłam do siebie i dzięki ludziom, z którymi grałam, życie stało się piękniejsze. Jestem aktorką, więc wychodzę na scenę i muszę zakładać różne maski; muszę grać w komedii nawet wtedy, gdy chce mi się wewnętrznie wyć, bo coś się stało, np. przechodzę żałobę. Nie da się tego uniknąć. Ale udział w spektaklu działa czasem jak terapia. 
 

 

To, co powiedziałaś, oznacza tak naprawdę praktykowanie radości. Czyli jesteś świadoma tego, że w życiu spotykają Cię różne trudy i dni nie zawsze usłane są różami, ale w pełni świadomie sięgasz po zasoby, np. poprzez praktykowanie radości. Czyli w ciężkim dniu skupiasz się na tym, czy wydarzyła się choć jedna rzecz, która jakoś Ci ulżyła, choć na chwilę. 
Na scenie przepuszczam przez siebie i oddaję widzom jakąś historię, która jest emocjonalna, a pomiędzy spektaklami, tu i teraz, wydarzają się różne rzeczy na poziomie energetycznym. Czuję, że mogę dać komuś do myślenia, a ktoś też mi da do myślenia. Być może pewne zdania, kiedy mówię do Ciebie, nabierają kompletnie innego znaczenia niż wtedy, gdybym powiedziałabym je do kogoś innego. I to jest dla mnie niesamowite, nie potrafiłabym być takim motorem, który zawsze robi coś tak samo. Nauczyłam się być powtarzalna, ale zawsze dodając nowe jakości. Coś może być głębiej albo mniej. Ktoś w ogóle może nie być tym zainteresowany – odwraca wzrok, gdy łapię z nim kontakt. To też jest informacja, może zaboleć. Ale kogo? Moją bohaterkę czy mnie, aktorkę? Gdzie jest ta granica? 

Powiedziałaś o granicach, o ich komunikowaniu, trzymaniu… Zakładasz kostium, wchodzisz w różne role, czy wnosisz je potem w swoje życie? 
Szczerze mówiąc, nie wiem. Mam poczucie, że im bardziej jestem uczciwa na scenie, czyli im więcej daję roli mojej uwagi i energii – co nie znaczy, że to są moje przeżycia, że rozgrzebuję swoją psychikę – tym łatwiej mi z niej wyjść. 

Mam poczucie, że w tej rozmowie idziemy po słowach jak po kamykach rozrzuconych na drodze. Powiedziałaś, że lubisz fantazjować i że Twoim bogactwem jest wyobraźnia. Chcę Cię zapytać o marzenia. 
O, trudno mi je przywołać. Czasami mam poczucie, jakbym je już spełniała. Mam jeszcze kilka niespełnionych, które gdzieś są w oddali, na przykład podróże. Zawsze marzyłam, by podróżować i pracować jednocześnie. Mówiłam o tym od dzieciństwa i to się częściowo spełniło: grałam i jeździłam po świecie. Moje marzenia zawsze są konkretne. Wierzę w powiedzenie, które mówi: „Uważaj, o czym marzysz...”. 

…bo się spełni. 
Czasami nawet nie wiesz, że to już. Dopiero po czasie dowiadujesz się, że to było Twoim marzeniem. A teraz marzę o swoim miejscu na ziemi. Lubię podróżować i zmieniać miejsca, wiele z nich jest mi bliskich. Kupiliśmy też przyczepę kempingową, więc możemy jeździć, gdzie chcemy i być blisko natury. Ale chcę mieć jedno takie miejsce na ziemi, swój dom. Marzy mi się taka beztroska zupełna, gdy przez dłuższy czas niczym nie muszę się martwić – ani tym, co było, ani tym, co będzie za chwilę. Wyobrażam sobie, jak z moją rodziną pływamy w jakimś oceanie, moja córeczka się pluska, a ja z nią i patrzymy na rafy koralowe. Czasami wraca do mnie taki obraz, że żyjemy sobie jak w dżungli, chodzimy po drzewach…

Rozkręcasz się, podążając za marzeniami. 
Raczej czuję, że mam mało odwagi, myśląc o marzeniach; szybko je ucinam, bo przecież są obowiązki, jakieś ważne sprawy do zrobienia… Pilna uczennica się we mnie odzywa, co tam marzenia. Być może te fantazje spełniam właśnie w zawodzie. Bo w moich rolach mogę być, jaka chcę, mogę siebie powymyślać i tam mam do tego przestrzeń.

Twoja reakcja, gdy spytałam o marzenia, jest znamienna. Często życzymy sobie spełnienia marzeń, ale kiedy pada pytanie, o czym marzysz, to wiele osób reaguje tak, jak Ty przed chwilą. Ciekawe, że choć marzenia wydają się obecne w naszym życiu, to kiedy mamy o nich opowiedzieć, okazuje się, że są trochę rozpierzchnięte. Trzeba je dopiero pozbierać, odgrzebać, powyciągać z szuflad, trochę im się poprzyglądać. 
I odważyć się, by zauważyć, że one są obecne w naszym życiu, istnieją realnie, a nie tylko w przestrzeni snu. 

Wiesz, myślę, że marzenia jakoś wiążą się z maskami. Czy one wyrażają się w masce, czy to jest coś pod maską, coś prawdziwego? Nie mam jednoznacznej odpowiedzi, gdy o tym myślę, ale maską może być też pragnienie, by być na przykład kimś innym. 
Albo wyobrażenie, że to by mi sprawiało szczęście, a być może tym szczęściem okaże się coś zupełnie innego. Nie przekonam się, jeżeli tego nie spróbuję, nie odważę się spełnić swego marzenia. Bliskie mi jest to, co kiedyś usłyszałam od Doroty Masłowskiej, która powiedziała: „Spełniam swoje marzenia, bo jeżeli tego nie zrobię, to one zgniją”. A gdy spełnisz swoje marzenie, to okazuje się, że pojawia się następne, więc nie ma sensu ich trzymać na uwięzi, na smyczy. Tylko, aby tak się stało, pojawia się kwestia sprawczości, czyli wiary w to, że mam wybór i jestem zdolna do tego, by spełnić to, o czym marzę. 

A przynajmniej spróbować to zrobić. 
 

 

Wywiad oraz sesja zdjęciowa powstała we współpracy z Fundacją „Projekt Kobiety”. Fundacja „Projekt Kobiety” to adoracja szeroko pojętej kobiecości. My opowiadamy o kobietach subtelnie, delikatnie i z klasą. Poprzez historię, sztukę oraz projekty naukowe i lifestylowe.​ Działania Fundacji obejmują publikacje, wydarzenia, projekty specjalne i szeroko rozumianą działalność kulturalną. 

Zachęcamy do wysłuchania odcinka podcastu Mindtrip stworzonego przez Fundację „Projekt Kobiety”, w którym aktorka Kamila Kamińska rozmawia z redaktorką naczelną magazynu Charaktery o nastolatkach i relacji dziecko-rodzic. Odcinek dostępny jest do posłuchania na platformie Spotify - kliknij TUTAJ.

Zdjęcia: Radek von Hirschberg 
Fryzury: Tomasz Madejski
Makijaż: Alina Stocker 
Miejsce: Monsterownia

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI