Czuły dystans, czyli jak być w związku

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Umiejętność znalezienia balansu pomiędzy byciem razem i osobno to niełatwe wyzwanie. Kiedy jednak sprostamy mu, możemy odczuć ogromną satysfakcję, a nasze relacje przeżyją prawdziwy rozkwit.

„Trudno tak razem być nam ze sobą / Bez siebie nie jest lżej” – śpiewali Edyta Bartosiewicz i Krzysztof Krawczyk w wielkim przeboju Trudno tak z 2004 roku. Słowa tej piosenki są wyjątkowo prawdziwe i wciąż aktualne. Ludzie wciąż przekonują się o tym, że w relacji czasami trudno jest być razem, ale i osobno bywa niełatwo. Czy zatem istnieje przepis na udaną relację? A jeśli tak, to jaki on jest? Czy udana relacja oznacza robienie wszystkiego razem? Czy potrzeba odrębności świadczy o złym dopasowaniu?
Niestety, nikt nas nie uczy bycia w relacji z drugą osobą– tak naprawdę nie wiemy, jak trzeba zachowywać się w związku, na żadnym etapie edukacji nie pobieramy takich lekcji. Oczywiście, uczymy się przez modelowanie, obserwując postępowanie innych w relacjach, czy też czerpiąc naukę z tego, jak dotychczas byliśmy traktowani przez innych. Naturalne więc jest stawianie pytań o to, jak związek powinien wyglądać, by można było nazwać go „dobrym” czy „udanym”, bo już na samym początku warto odrzucić określenie „idealny”. Stanowi bowiem ono ogromny ciężar, utrudnia bycie w związku i czerpanie z tego radości. Poza tym jak wyznaczyć normy idealnego związku, które byłyby odpowiednie dla wszystkich i dla każdego z osobna? Tak naprawdę to sami partnerzy wkładają swoją relację w pewne ramy – to swego rodzaju umowa między nimi. Warto zwrócić uwagę, że bycie w relacji to proces dynamiczny, żywotny, pełen energii – coś, co trudno mierzyć czy ograniczać sztywnymi kryteriami. I to właśnie stanowi o jego pięknie.
Tak samo niełatwo jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie o to, ile czasu partnerzy powinni spędzać razem, a ile osobno. W każdej relacji to norma absolutnie indywidualna, zależna od wielu czynników. Początek relacji romantycznej jest czasem, kiedy „ja” płynnie zamienia się w „my”. Partnerzy odczuwają silną potrzebę bycia razem, a czas spędzany osobno uważają za stracony. Początkowe zauroczenie to moment „motyli w brzuchu”, silnej tęsknoty i odkładania na dalszy plan wszystkiego, co nie wiąże się z nią czy z nim. Oczywiście, nie zawsze tak bywa, chociaż najczęściej jednak na tym etapie cały świat zakochanych kręci się wokół ich relacji i uczucia, które się pomiędzy nimi pojawiło. W początkowej fazie związku takie zapatrzenie w drugą osobę nie powinno specjalnie niepokoić – wszak to czas najgorętszych uczuć, który warto celebrować i którym po prostu warto się cieszyć.
Tylko… co dalej? Co się dzieje, gdy mija faza początkowej fascynacji, a do głosu dochodzą codzienne, często przyziemne sprawy? I co jest bardziej odpowiednie: ciągle spędzać jak najwięcej czasu razem, dać sobie wzajemnie przyzwolenie na chwile osobności czy ograniczyć do rozsądnego minimum godziny spędzane wspólnie? 

POLECAMY

Kiedy „my” jest ważniejsze od „ja”

Anna i Krzysztof są parą od kilku lat. Właściwie się nie rozstają. Znajomi nie widują ich osobno, a umówienie się na kawę nie „w pakiecie” jest praktycznie niemożliwe. Bardzo rzadko się kłócą i wydaje się, że w zasadzie na każdy istotny temat mają taki sam pogląd.
Istnieją związki, w których nie do końca wiadomo, gdzie kończy się „ja”, a zaczyna „my”. Znamy pary, które funkcjonują, jakby były jedno...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI