Czy istnieje jedna wizja szczęśliwego dzieciństwa? Aby się o tym przekonać, na jednym z internetowych forów spytałem ludzi, czym jest dla nich szczęśliwe dzieciństwo. Oto przykładowe wypowiedzi: „Szczęśliwe dzieciństwo to takie, gdy zaspokojone są twoje (jako dziecka) potrzeby (nie tylko podstawowe, ale też niektóre zachcianki) i wiesz, że zawsze możesz liczyć na kochających rodziców.”
POLECAMY
„To sytuacja, w której dziecko wychowuje się wśród kochających je ludzi, dostaje dużo miłości, dotyku, czułości, ale też swobody. I tych kochających ludzi wokół dziecka jest więcej, nie tylko rodzice.”
Choć inaczej rozkładamy akcenty, to podobnie rozumiemy, na czym polega szczęśliwe dzieciństwo. To zaspokojenie potrzeb, zrozumienie i akceptacja.
Nie zawsze jednak tak było. Koncepcja dobrego dzieciństwa, jaką nosimy w umyśle, jest z jednej strony produktem filozofii Oświecenia, która przyczyniła się do rozwoju masowej edukacji oraz spopularyzowała metody wychowawcze, a z drugiej strony efektem epoki industrialnej, pokłosiem której stały się prawa dziecka. W Oświeceniu popularność zdobył pogląd, że człowiek jest z natury dobry, należy więc tak go wychowywać, by owych predyspozycji nie zepsuć. Epoka przemysłowa przyniosła z kolei morze nędzy, chorób i przedwczesnej śmierci, co w dużej mierze dotyczyło dzieci. To wówczas zaczęto tworzyć podstawy polityki społecznej względem tych najsłabszych.
Jak zauważa jedna z internautek: „Szczęśliwe dzieciństwo z założenia nie ma definicji, bo jest uwarunkowane trendami, wykładnią prawa i sumieniem ludzkim, chociaż do tego dodałabym indywidualne, subiektywne odczucie tej «szczęśliwości»”.
Złe scenariusze
Skoro dzieciństwo jest swoistym konstruktem, zależnym od kontekstu społecznego, to scenariusze dobrego dzieciństwa mogą się różnić. Odmiennie też traktowane jest dziecko i jego odpowiedzialność. Oto przykład tragicznych wydarzeń, które to pokazują.
Jest rok 1993. W Wielkiej Brytanii, w Liverpoolu, dwóch dziesięciolatków uprowadziło dwulatka, który oddalił się od mamy. Skatowali go, a ciało pozostawili na torach. Wywołało to szok w kraju, dla chłopców – w końcu dzieci – domagano się nawet kary śmierci. Gdyby nie policja, doszłoby do linczu. Sąd, mimo wieku oskarżonych, zdecydował, że będą odpowiadać za swój czyn jak dorośli.
W tym samym roku do podobnej zbrodni doszło w Norwegii, w Trondheim. Dwóch sześciolatków podczas zabawy znęcało się nad pięcioletnią Silje Marie Raedergrd. Rozebrali ją i bili, aż straciła przytomność. Zostawili ją na śniegu. Dziewczynka zamarzła. Zbrodnia nie wywołała jednak tak gorących emocji. Atmosferę tonowała matka zamordowanej, przebaczając oprawcom. Zabójców uznano za ofiary ich psychicznej niedojrzałości, tak jak skatowaną przez nich dziewczynkę. Otoczenie współczuło im (i ich rodzicom) tak samo jak matce dziewczynki.
Okazuje się, że państwa leżące blisko siebie wypracowały bardzo odległe pojęcia dzieciństwa. W jednym systemie przyjmuje się, że dziecko jest odpowiedzialne za swój czyn i rozumie jego następstwa, w drugim przeciwnie. Zatem dziecko i dzieciństwo nie muszą być (i wcale nie są) kategoriami uniwersalnymi.
Rodzinka w erze konsumpcji
Czy istnieje zatem coś wspólnego dla różnych kultur i epok we wzorcu dziecka i szczęśliwego dzieciństwa? Socjologia i antropologia mają co do tego wątpliwości. Podobnie jak nie istnieją niepodważalne reguły wychowawcze. Pojęcia te zależne są od kontekstu histo...