Bezpieczni w oku cyklonu

Ja i mój rozwój Praktycznie

Jeśli wiemy, że coś zdarza się rzadko, a zdarzyło się niedawno, to czujemy się bezpieczniejsi. Nazywa się to efektem krateru po bombie. Tam się chowamy, zakładając, że bomba w to samo miejsce nie spadnie. A spaść może wszędzie - rozważa Tadeusz Tyszka.

Dorota Krzemionka: Katastrofy nikt się nie spodziewa…
Tadeusz Tyszka: Tak, bo jest to zdarzenie o bardzo małym prawdopodobieństwie.

Co więcej, niechętnie myślimy o takich zdarzeniach, bo chcemy wierzyć, że żyjemy w bezpiecznym świecie.
Jednak w Polsce zdarzają się katastrofy naturalne, przede wszystkim powodzie, a także wichury. Prawdą jest, że nie lubimy o tym myśleć i często nie myślimy. Zakładamy, że nas to nie spotka. Od lat badamy, jak ludzie reagują na tego rodzaju zdarzenia. I obserwujemy typowy wzorzec: gdy przychodzi katastrofa i ludzie doświadczają jej skutków, to w następnym roku rośnie liczba ubezpieczeń. Co więcej, rośnie nawet liczba grantów na badania w tej dziedzinie. Po czym mija kilka lat i sprawa cichnie…

Można to wyjaśnić heurystyką dostępności. Gdy powódź nadchodzi, często pojawia się w doniesieniach medialnych, wtedy wydaje się nam bardziej prawdopodobna…
Daniel Kahneman, jeden z badaczy działania heurystyk, opowiadał, jak wiele lat temu wybrał się do Jerozolimy. To był czas, kiedy miało tam miejsce wiele ataków terrorystycznych. Pojechał, bo wiedział, że nawet jeśli zamachy się zdarzają, to nie znaczy, że jego zaraz coś takiego spotka. Ale gdy zatrzymywał się samochodem na światłach, pilnie się jednak rozglądał. Trudno mu było pozbyć się oczekiwania, że „coś się zdarzy”. Oczywiście heurystyka dostępności to nie wszystko. Ważne jest osobiste doświadczenie, ono bowiem nie tylko pokazuje, że to się zdarza, ale także zostawia mocne emocjonalne ślady.

I przełamuje iluzję, że nas to nie dotyczy…
Przynajmniej na krótko. Choć u niektórych na dłużej. W jednym z badań dotarliśmy do osób, które doświadczyły kiedyś powodzi i pytaliśmy: „Jak wysoko sięgała woda w twoim domu – do kostek, do kolan, do pasa?”. Okazało się, że im wyższy był poziom wody, tym wyższa potem gotowość do ubezpieczenia się. Trzeba to odczuć na własnej skórze.

Wtedy powódź nie wydaje się już zdarzeniem rzadkim, mało prawdopodobnym…
Nie myślimy już o tym zdarzeniu w kategoriach prawdopodobieństwa, ale pojawia się afekt. W naszych badaniach czasem pytaliśmy uczestników o ocenę prawdopodobieństwa, a czasem o poziom lęku. Lęk pozwalał lepiej przewidzieć, czy ludzie będą skłonni się ubezpieczyć. Możemy wiedzieć, że powódź się zdarzyła, oceniać ją jako prawdopodobną i nie przejmować się nią. Dla decyzji ważniejszy jest afekt, a ten wynika z osobistych doświadczeń.

Ewolucyjnie tak zostaliśmy ukształtowani: ciało migdałowate ostrzega nas przed zagrożeniami, pojawia się lęk i skłania do działania. Czasem jednak bywa on irracjonalny, lękamy się np. węży czy pająków, które nam nie zagrażają, a nie boimy się jeleni, które mogą wybiec nam przed samochód.
Podam przykład takiego irracjonalnego lęku z własnego życia. Zbudowaliśmy z żoną letni domek. Miałem nadzieję, że spędzimy w nim najbliższy tydzień, a żona zaoponowała: „Nie zamieszkam tu, dopóki nie będzie piorunochronu”. Pokazałem jej dane GUS-u, dowodzące, że wypadków śmiertelnych w wyniku porażenia piorunem jest zaledwie kilka w roku. Nie pomogło. Przy czym moja żona nigdy nie była uderzona przez piorun. Boi się jednak, bo, jak wszyscy, widziała błyskawice, słyszała grzmoty. To wystarczy, by poczuć tę moc.

I absolutną niekontrolowalność zjawiska – nie mamy wpływu, gdzie piorun uderzy. To jeden z czynników wpływających na percepcję ryzyka.
Bardzo ważny. Ludzie boją się latać samolotami. Jedną z przyczyn, obok dostępności – powodowanej tym, że każda katastrofa samolotowa jest w mediach nagłaśniana – jest brak kontroli pasażerów nad tym, co się dzieje. Innym wymiarem jest katastrofalność – gdy coś się zdarzy, to zwykle na dużą skalę. Z powodzią jest podobnie: gdy przyjdzie, też właściwie jest poza naszą kontrolą, a ofiar może być wiele.

Ale można do pewnego stopnia przewidzieć, gdzie wystąpi.
Tak. W gminach na Podhalu, często zalewanych, badaliśmy, czy ludzie przygotowują się na taką ewentualność. Czy jakoś się zabezpieczają, na przykład najcenniejsze rzeczy przenoszą na wyższe piętra. Znowu okazało się, że im więcej mieli doświadczeń osobistych, tym częściej pojawiały się takie zachowania. Ale wystarczyło, żeby przez pewien czas nie wystąpiły podtopienia i przestawali się zabezpieczać.

Czyli m...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI