Trauma relacyjna i jej konsekwencje, czyli o relacjach, które oduczają nas bliskości

Psychologia i życie

Zdrowe relacje są nam niezbędne, abyśmy mogli nabywać psychologiczną odporność i zadbać o swój dobrostan. Co jednak, jeśli zagrożenie, z którym się mierzymy, pochodzi od drugiego człowieka? Czym jest trauma relacyjna i jak wyjść z przemocowej relacji?

Zapraszamy również do wzięcia udziału w OGÓLNOPOLSKIM KONGRESIE PSYCHOLOGÓW I PSYCHOTERAPEUTÓW!

W sytuacji stresu bezwiednie szukamy dla siebie kojącej obecności innych ludzi. To część naszej ewolucyjnej spuścizny, wyewoluowaliśmy bowiem jako istoty społeczne, których przeżycie – zarówno jednostkowe, jak i gatunkowe – zależało od innych ludzi. Im zatem więcej poczucia zagrożenia, tym bardziej intensyfikować się będą nasze kontakty społeczne, zarówno te na żywo, jak i w świecie wirtualnym. Będziemy wtedy sięgać chętniej (choć często nieświadomie) po zapisaną w naszych układach nerwowych umiejętność koregulacji, czyli zdolności do kojenia się dzięki obecności innych ludzi. Częściej wtedy będziemy dzwonić do siebie, spotykać się, plotkować w biurowej kuchni, zaglądać na portale społecznościowe, fora dyskusyjne lub podglądać serialowych bohaterów. Wielu z nas zdarzy się też w sytuacjach stresujących bardziej tęsknić za osobami, które dawały nam kiedyś emocjonalne oparcie: za ukochanym dziadkiem, dawnym przyjacielem, nauczycielką z dawno ukończonej szkoły podstawowej. Relacje są bowiem buforem dla naszego poczucia przeciążenia, defragmentacji wnoszonej przez życiowe trudności, kryzysy i traumy. To dzięki relacjom zdrowiejemy i w relacjach nabywamy psychologiczną odporność. To zdrowe więzi są naszym najlepszym lekarstwem i najlepszą inwestycją w kierunku dobrostanu. 

Relacje jako źródło patologii

Co jednak, jeśli zagrożenie, z którym się mierzymy, przychodzi od drugiego człowieka? Co jeśli relacja, w której powinniśmy odnajdować bezpieczną przystań, staje się naszym więzieniem? Co jeśli człowiek, któremu zaufaliśmy bezgranicznie staje się naszym prześladowcą? Trauma relacyjna, czyli relacja z drugim człowiekiem, która staje się źródłem przerażenia, a nie bezpieczeństwa i ochrony, to jedno z najbardziej rujnujących nas psychicznie i egzystencjalnie doświadczeń. Wpływa ona na wiele obszarów naszego funkcjonowania, przenikając dosłownie każdą sferę naszego życia i podkopując stopniowo fundamenty naszego dobrostanu. 
Z traumą relacyjną (fachowo nazywaną „traumą w relacjach intymnych”) mamy do czynienia wtedy, gdy permanentnie doświadczamy w związku przemocy o charakterze fizycznym, seksualnym lub psychicznym (włączając w to przemoc ekonomiczną). Tym, co towarzyszy najczęściej temu rodzajowi przemocy, jest też sytuacja zniewolenia: emocjonalnego, finansowego lub – w najskrajniejszych przypadkach – również fizycznego. Jest to równocześnie przemoc, którą często trudno rozpoznać. Wielokrotnie związek przemocowy rozpoczyna się zupełnie niewinne i później to, co się w nim wydarza, postronnemu obserwatorowi (a nawet samej ofierze przemocy) może momentami jawić się jak troska, tylko nieco za daleko posunięta. Sprawcy przemocy lubią bowiem ubierać swoje nadużycia w szaty „dżentelmeństwa”, „opiekuńczości” czy „zapobiegliwości”. „Ja tylko staram się ciebie chronić przed troskami o nasze finanse, wezmę zarządzanie naszym kontem na siebie”. „Wiesz, jak bardzo zależy mi na twoim bezpieczeństwie, nie chciałbym, by coś ci się stało podczas wyjścia na miasto”. „Przy mnie możesz czuć się bezpieczna, będę trzymał od ciebie z dala ludzi, którzy wpływają na ciebie źle”. Intencją sprawcy przemocy jest dezorientacja i zniszczenie ufności jego ofiary w swoją umiejętność trzeźwej oceny sytuacji. Im bowiem więcej niejasności, tym łatwiej zakłamywać rzeczywistość. Dezorientacja ofiary jest przy tym zarówno skutkiem przemocy, jak i gruntem, który tworzy podwaliny do kolejnych aktów naruszenia jej granic. 

Już nawet nie wiem, kim jestem

Relacje budują nasz obraz siebie. Konstruktywne związki są dla nas jak lustro, w którym możemy przyglądać się sobie samym, poznawać się i wewnętrznie dojrzewać. Dają nam stabilność i bezpieczeństwo, również to wewnętrzne, związane ze swobodnym eksplorowaniem tego, kim jesteśmy. Przemocowe relacje zaś zostawiają nas z irracjonalnym wstydem i nienawiścią do samych siebie. „Jeśli tak bardzo nie układa mi się w relacji, musi być ze mną coś nie tak”. „Nic dziwnego, że ona tak się na mnie wścieka, jestem beznadziejnym partnerem”. „Nie sądzę, by była dla mnie jakakolwiek nadzieja, wszystko niszczę” – tak brzmią zdania, które z dużym prawdopodobieństwem mogą pojawić się w głowie osoby, która uwięziona została w relacji z przemocowym partnerem. 
To częsty paradoks, że złość, na którą tak jednoznacznie zasłużył sprawca przemocy, zwracamy przeciwko samym sobie. Uwewnętrzniamy powoli to, w jaki sposób mówi do nas nasz partner: samoobwiniamy się o nasze niepowodzenia w relacji, jesteśmy wyczuleni na wszelkie nasze potknięcia i błędy, a swoje najpiękniejsze (ale drażniące partnera) cechy postrzegamy jako wady, których chcemy się jak najszybciej pozbyć. Tkwiąc w relacji przemocowej, zapominamy krok po kroku, kim jesteśmy i jak opisywaliśmy siebie, zanim w naszym życiu pojawił się on lub ona. Przemocowe relacje kurczą nam bowiem linię czasu do toksycznego tu i teraz, w którym gubi się ciągłość naszej tożsamości i możliwość przyjrzenia się sobie i swojemu związkowi z dystansu.
Wstydzimy się samych siebie, wstydzimy się też przemocy, która staje się naszym udziałem. To pogłębia nasze wyobcowanie i coraz bardziej odcina nas od wsparcia innych ludzi, którego tak mocno potrzebujemy, by wyjść z relacji, która nas sukcesywnie niszczy. Stajemy się podejrzliwi na akty serdeczności, które przychodzą do nas z zewnątrz. Rozpaczliwie pragniemy pomocy, ucinając jednocześnie wszelkie jej przejawy.

Więź z agresorem

Z czasem relacja ze sprawcą relacyjnej przemocy staje się jedynym, co mamy. Odcięci od innych ludzi i od kontaktu z samymi sobą to w osobie przemocowego partnera zmuszeni jesteśmy odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i namiastki – nawet wynaturzonej – czułości. Shahida Arabi, autorka świetnej książki o dynamice relacji z narcyzem lub psychopatą Wysoko wrażliwi w toksycznej relacji nazywa to „przywiązaniem przez traumę” (trauma bonding). Skoro tylko więź z agresorem daje nam możliwość przetrwania, musimy zintensyfikować swoje wysiłki do stworzenia z nim jak najgłębszej relacji. Nasza naturalna potrzeba łączności i bliskich wspierających relacji, opisana w pierwszym akapicie tego artykułu, w sytuacji relacji przemocowej staje się naszym największym wrogiem. Im bardziej zagrażająca i skuteczniej odcinająca nas od innych przemoc w relacji, tym większe prawdopodobieństwo, że nasze (najczęściej nieuświadomione) dążenia do zbudowania trwałej relacji skierujemy właśnie w kierunku tego, od którego powinniśmy czym prędzej uciekać. 
Tę tendencję intensyfikuje zdolność naszego partnera do okazywania nam minimum czułości dokładnie wtedy, gdy zaczyna w nas wewnętrznie pobrzmiewać myśl o rozstaniu. „Jeśli dobre zachowanie kogoś, kogo znasz, «szokuje» cię i przynosi ci ulgę, niech zapali ci się czerwona lampka ostrzegawcza, a nie zielone światło przyzwolenia na dalsze trwanie w tym związku” – ostrzega jednak Shahida Arabi. Tkwienie w samym środku traumy relacyjnej uczy nas bowiem zadowalać się okruchami ludzkich zachowań partnera. To jednak coraz bardziej oddala nas od tego, jak powinien wyglądać zdrowy związek. 
Powtarzalna trauma doświadczana w relacji uczy nas tolerowania niespójności naszego partnera, przymykania oczu na jego okrucieństwa i uciszanie swoich pragnień i potrzeb. „Jesteśmy dosłownie uzależnieni od narcyza przez wiązania biochemiczne, które powstały na skutek bombardowania miłością, dewaluacji i traumy” – zauważa Shahida Arabi, podkreślając, że wielu z nas pomimo bólu, jaki staje się ich udziałem, nie jest w stanie się do niego zdystansować. Wiele z osób żyjących w przemocowych relacjach posuwa się nawet do tłumaczenia i krycia agresora. Na zewnątrz stajemy się jego adwokatami, mediatorami, a nawet zwolennikami. Dla wielu naszych znajomych nasze zachowanie staje się powoli niezrozumiałe i nawet najzagorzalsi przyjaciele mogą poddać się w swoich wysiłkach wydarcia nas ze szponów przemocy w obliczu irracjonalności naszych deklaracji i zachowań. 

Trauma relacyjna i co dalej?

Wychodzenie z traumy relacyjnej wiele z jej ofiar przerażać może bardziej niż kontynuowanie tkwienia w niej. Długotrwałe cierpienie z czasem znieczula nas na odczuwanie jego skutków. Ciało i psychika doświadczające zbyt długo maksymalnego rozregulowania popadają w odrętwienie, w którym niewiele czujemy i niewiele znajdujemy bodźców do zmiany. Przemoc w relacji wtrąca nas tym samym w głębokie i chroniczne utknięcie, które – choć wszystkim wokół wydaje się zagrażające – dla nas jest jedyną namiastką poczucia bezpieczeństwa, jakiego możemy na tym etapie życia doświadczyć.
Wychodzenie z przemocowej relacji dla wielu jej ofiar przypominać będzie zatem skok w otchłań. Niewiele jest wokół nas punktów oparcia, a wewnętrzna ufność w naszą zdolność do radzenia sobie z najcięższym już dawno została podkopana przez naszego partnera, sprawcę przemocy. Boimy się też odwetu sprawcy, dawno straciliśmy nadzieję na to, że kiedykolwiek zniknie on z naszego życia. Stale towarzyszy nam odcinające od sprawczości emocjonalne trio opisane w książce Shahidy Arabi jako „przemocowa mgła”, czyli FOG (fear, obligation, guilt), na którą składają się: lęk przed sprawcą, przeświadczenie, że bez nas sobie nie poradzi, i poczucie winy wobec niego. Te uczucia utrudniają nam podjęcie racjonalnej decyzji i zdystansowanie się do osoby sprawcy. Boimy się i unikamy przy tym wszelkich środowisk, które mogłyby zburzyć nasz misternie zbudowany system mechanizmów bronienia się przed rzeczywistością. 
Wyzdrowienie z konsekwencji traumy relacyjnej jest możliwe. Dla wielu z nas jednak oznaczało będzie nauczenie się poruszania się po życiu relacyjnym (a może i życiu w ogóle) na nowo. Długotrwała adaptacja do nadużywającego zachowania naszego partnera lub partnerki sprawiła, że możemy czuć się nieswojo wśród ludzi, którzy szanują nasze granice i obdarzają nas czułością i troską (włączając w to relację z psychoterapeutą). 
Tego chyba boimy się najbardziej: bliskości. Bliskość w przemocowej relacji wyzwalała w nas przecież tylko przerażenie lub odrętwienie. Bliskość poza tą relacją będzie tym, na co będziemy musieli się stopniowo odważać.
Trauma relacyjna burzyła stopniowo naszą wiarę w umiejętność tworzenia partnerskich, konstruktywnych, pobudzających nas do egzystencjalnego rozkwitu relacji. Odbudowanie się po tej traumie powinno nierozerwalnie wiązać się zatem z wchodzeniem w relacje zdrowe, transparentne, uszanowujące granice wszystkich stron. To, co zburzył w nas związek, naprawiajmy innymi związkami. Jedną z pierwszych naszych bezpiecznych relacji może być indywidualna psychoterapia. Terapia pozwala krok po kroku odbudowywać w nas poczucie bezpieczeństwa i zamieniać gorączkową reaktywność w refleksyjną i służącą nam responsywność. Terapeuta będzie też właściwą osobą, by skierować naszą uwagę na wypracowywane przez nas latami mechanizmy przetrwania w przemocowej relacji, które utrwaliliśmy w sobie tak mocno, że wydają się naszą drugą naturą. Odróżni on to, co w nas wyuczone, toksyczne i utrwalające nas w roli ofiary, od tego, co zdrowe i pozwalające budować nam dobre relacje z drugim człowiekiem. Poszuka wraz z nami przekonań, które wikłały nas coraz bardziej w toksyczny związek (np. „On tak naprawdę mnie kocha, ale nie potrafi tego okazać”, „Przecież większość czasu jest dla mnie miła…”). Terapia to również dobre miejsce do przeżycia żałoby po nadziei na relację z przemocowym partnerem, jakiej nigdy nie mieliśmy (jednak długo wmawialiśmy sobie, że ta relacja jest właśnie tym, czego potrzebujemy i na co zasługujemy). To również przestrzeń, w której dotkniemy krok po kroku złości na partnera, która ta emocja pozwoli nam przywrócić czucie i bronienie naszych nieprzekraczalnych interpersonalnych granic. 
Terapia to jednak nie wszytko. Z traumy zadanej w relacji wyzdrowiejemy najpełniej, poszukując w naszym otoczeniu osób, przy których możemy czuć się bezpiecznie i przy których nie musimy uruchamiać używanej przy agresorze hiperczujności. Pełnię zdrowia przyniesie nam odbudowanie lub zbudowanie na nowo grupy wsparcia, naszej prywatnej przestrzeni kojenia i samoregulacji. 
Trauma relacyjna uczy nas też bardzo mocno, że wszystkie nasze najgłębsze zranienia i źródła odporności zlokalizowane są w relacjach. Trauma ta ma w sobie zaszyty równie mocno potencjał zniszczenia nas, jak i egzystencjalnej odbudowy i duchowej transformacji. Dla wielu z nas wyjście i zbudowanie się na nowo po przeżyciu relacyjnego PTSD będzie okazją do przedefiniowania swojego życia, odnalezienia w nim sensu i uszczelnienia swoich granic tak, by wpuszczały do środka tylko to, co nas wspiera i nam służy. Ten rodzaj traumy to kosztowna, ale również – jeśli przejdziemy z sukcesem drogę powrotną ku sobie samym – głęboko uzdrawiająca nasze życie lekcja, jak możemy dbać o siebie i jak uważniej wybierać, kogo do tego życia zapraszamy. 

POLECAMY

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI