Na myśl o śmierci. Jak sobie z nią radzimy?

Psychologia i życie

Wzmożenie konfliktów, koncentracja na interesach własnej grupy, bunt przeciw ograniczeniom kontaktów, a także skłonność do ryzyka, pęd do konsumpcji, zamiłowanie do towarów luksusowych i do zabiegów upiększających ciało – czy to wszystko może być wynikiem pandemii? Wiele z tych zjawisk można zrozumieć, odwołując się do wiedzy na temat konsekwencji doświadczenia lęku przed śmiercią i przed samotnością. Dlaczego z tej wiedzy mało kto korzysta?

Pod koniec 2019 r. dowiedzieliśmy się, że gdzieś tam, w dalekiej Azji, pojawił się nowy groźny wirus. Wydawało się, że nas to nie dotyczy. Formułowano zapewnienia, że możemy spać spokojnie. Więc spaliśmy, do czasu…

Wkrótce okazało się, że pandemia dotarła i do nas. Oficjalne dane pokazują, że w Polsce zachorowało na COVID-19 blisko trzy miliony ludzi, ale według specjalistów tę liczbę należałoby zwielokrotnić. Te same dane pokazują, że z powodu wirusa zmarło ponad 76 tys. ludzi (na świecie ponad 40 mln), można jednak wziąć pod uwagę także zgony, które w znacznym stopniu były konsekwencją paraliżu publicznej służby zdrowia podczas pandemii. Tak czy inaczej, chorzy i zmarli stali się nie tylko częścią przestrzeni społecznej, lecz także są obecni w pamięci prawie każdego z nas.

Wraz z pandemią przyszły zmiany. Pojawiły się liczne ograniczenia, które najpierw przyjęto ze zrozumieniem i powszechną mobilizacją, ale z czasem reagowano na nie z coraz większą niecierpliwością. Kruszały więzi między ludźmi, życie coraz powszechniej przenosiło się do świata wirtualnego. Widać było sporo zniechęcenia, bezradności czy złości. Informacje z różnych stron świata, ale też z własnego podwórka oraz osobiste doświadczenia z izolacją, częściową depersonalizacją (maseczki), brakiem dostępu do lekarzy – w sposób oczywisty aktywizowały ważne niepokoje egzystencjalne.

Wyrazistość myśli o samotności i śmierci…

Jedne z niepokojów odnosiły się do sensu czy znaczenia zdarzeń związanych z pandemią, inne dotyczyły braku kontaktu z ludźmi, rozpadu więzi i samotności, jeszcze inne potencjalnego zagrożenia śmiertelną chorobą i samą śmiercią. 

Zajmę się tymi, które dotyczą samotności i śmierci. Oba te lęki są pod pewnym względem podobne – w pierwszym wypadku chodzi o śmierć społeczną, w drugim o śmierć fizyczną. Oba też, na przykład według psychoterapeuty Irwina Yaloma, wyrastają z tych samych korzeni. Mało tego, wzajemnie się umacniają, a wyrazistość myśli o śmierci zazwyczaj wzbudza też obawy dotyczące samotności.

Myśli o śmierci i myśli o samotności są przykre, dotkliwe, a z pewnością są niechciane. Nic więc dziwnego, że pojawia się pragnienie, aby pozbyć się ich jak najszybciej. W sytuacji pandemii nie jest to łatwe z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że pandemia ma charakter względnie trwały, a w każdym razie nie jest zjawiskiem przelotnym. Bodźce wywołujące lęki egzystencjalne pojawiły się prawie dwa lata temu i są nadal obecne i aktywne. Po drugie, z badań Robina Vallachera z Florida Atlantic University i Daniela Wegnera z Harvard University dobrze wiadomo, że próby usuwania niepożądanych myśli zazwyczaj nie tylko nie przynoszą efektu, ale co gorsza powodują efekty paradoksalne – nawroty tych myśli ze zdwojoną siłą. Po trzecie pandemia i towarzyszące jej okoliczności ograniczają szanse na wykorzystanie niektórych sposobów poszukiwania ukojenia. Jak zatem ludzie radzą sobie z lękami egzystencjalnymi?

POLECAMY

Być wartościowym członkiem cenionej grupy społecznej

Od czasu klasycznych już badań przeprowadzonych przez Toma Pszczyńskiego, Jeffa Greenberga i Sheldona Salomona z University of Colorado, twórców znanej Teorii Opanowywania Trwogi, jako najbardziej podstawowe sposoby radzenia sobie z lękiem przed śmiercią wymienia się poszukiwanie dowodów własnej wartości oraz akcentowanie przywiązania do kolektywnego systemu znaczeń (np. wyklarowanie oraz wyostrzenie własnych przekonań czy poglądów, wzrost przywiązania do grup podzielających własny światopogląd). Słowem, lęk przed śmiercią sprawia, że bardziej niż zwykle zależy nam na tym, aby być wartościowym członkiem cenionej przez nas grupy społecznej.

Wiele wskazuje, że podnoszenie samooceny jako sposób uwalniania się od lęków egzystencjalnych napotyka na poważne przeszkody w warunkach pandemii. Praca nad samooceną wymaga zazwyczaj porównań społecznych, zwłaszcza w dół – z tymi, którzy w porównaniu z nami wypadają gorzej, a te porównania realizują się najczęściej w relacjach społecznych. Wzajemna izolacja, wymuszony dystans społeczny i załamanie się tradycyjnych form pracy i nauki nie sprzyjają dokonywaniu wartościowych porównań. W takich warunkach mniej prawdopodobne są techniki kierowania wrażeniem (czyli autoprezentacji) czy też niezawodna zazwyczaj sztuczka pławienia się w cudzej chwale, bo do tego trzeba mieć widownię. Być może rozlewająca się podczas pandemii przemoc, a więc manifestowanie swojej przewagi czy wyższości nad kimś, stanowi w tej sytuacji zastępczą formę dostarczania sobie dowodów własnej wartości. Możliwe też, że niektóre z zabiegów wokół samooceny dokonują się w mediach społecznościowych, nadal jednak nie są publiczne w pełnym tego słowa znaczeniu.

Inaczej wygląda sprawa z kolektywnym systemem znaczeń. Poglądy i przekonania docierają do ludzi przede wszystkim zdalnie – poprzez różnorodne sieci informacyjne. Jeśli tylko ludzie korzystają z tych sieci, mają co najmniej symboliczny kontakt z poglądami, które podzielają lub którym zaprzeczają. Ponieważ istnieje preferencja do radykalizacji własnych poglądów w miarę refleksji nad nimi i ich elaboracji, nasila się także tendencja do poszukiwania poglądów skrajnych, dominujących w grupie własnej („naszej bańce” jak nazywa się to w dziennikarskim żargonie). Poglądy w szybkim tempie zmierzają ku skrajności, jest to łatwiej osiągnąć przez przeciwstawienie własnych przekonań i wartości cudzym przekonaniom i wartościom. Daje to okazję do polaryzacji przekonań i cenionych wartości, a ta z kolei do poczucia oblężonej twierdzy. Dobrze wiadomo, że wyznawcy przekonań skrajnych traktują przekonania odmienne jako „atak na nasze wartości”. Jeśli dodatkowo w życiu społecznym istnieją inne źródła polaryzacji (a u nas  – jak wiadomo – ich nie brakuje), zaczyna się symboliczna, a potem rzeczywista walka plemienna. 

Rzecz w tym, że silna identyfikacja z własnym światopoglądem i gorliwa obrona własnych wartości odsuwa myśli od śmierci. Co ciekawe, zjawisko to jest wyraźniejsze u mężczyzn niż u kobiet, silniejsze u prawicowych konserwatystów niż u lewicowych liberałów, a najsilniejsze u prawicowych mężczyzn o niskiej samoocenie. Jak podają wspomniany Tom Pyszczynski i jego współpracownicy, osoby o prawicowej orientacji choć bardziej boją się śmierci to zarazem uważają, że wirus jest niezbyt groźny, że ostrzeżenia są częścią spisku, a opinie specjalistów przedwczesne. Ponadto częściej i silniej przeciwstawiają się narzucanym ograniczeniom. Tymczasem osoby o lewicowej orientacji, choć mniej boją się śmierci, traktują wirusa jako silne i realne zagrożenie, poddają się ograniczeniom i poważnie traktują opinie specjalistów. Nie od rzeczy będzie więc wspomnieć, że różnorodne teorie spiskowe dotyczące pandemii, jej pochodzenia, konsekwencji, sposobów zapobiegania jej i sposobów leczenia stały się częścią światopoglądu wielu ludzi na świecie, a w postaci skrajnej przyczyniły się do silnych konfliktów społecznych – niepozbawionych agresji, przemocy i dyskryminacji wobec osób o poglądach przeciwnych.

Nie twierdzę, że lęk przed śmiercią czy samotnością jest jedynym lub najważniejszym mechanizmem leżącym u podłoża plemiennych potyczek, brutalizacji życia społecznego, politycznego chamienia, wzajemnej dehumanizacji. Przypuszczam jednak, co należałoby sprawdzić empirycznie, że wzmożenie konfliktów, wzrost koncentracji na interesach własnej grupy – notowane w ostatnich dwóch latach – nie pozostaje bez związku z pandemią i towarzyszącymi jej lękami egzystencjalnymi.

Być częścią sieci społecznej

Izraelscy badacze: Orit Taubman – Ben-Ari, Mario Mikulincer, Victor Florian i Gilad Hirschberger z Bar-Ilan University zwrócili uwagę na znaczenie, jakie dla ukojenia lęków egzystencjalnych mają szeroko pojęte związki z innymi ludźmi. Wyrazistość lęku przed śmiercią (a tym bardziej lęku przed samotnością) skłania do poszukiwania bliskości z innymi ludźmi. Bliskości zarówno przelotnej, np. siedzenia blisko siebie w poczekalni, jak i bliskości względnie trwałej, czyli poszukiwania okazji do tworzenia bliskich związków romantycznych. Podkreślenia wymaga, że w drugim wypadku chodzi raczej o związki przyjacielskie i romantyczne, a nie o relacje seksualne. Bliskie związki, co wykazano w wielu badaniach, znacząco zmniejszają intensywność lęków egzystencjalnych. Lęk nasila pragnienie bliskości, a bliskie związki osłabiają lęk. Wydawałoby się zatem, że dla większości z nas pandemia stała się impulsem i okazją do pielęgnowania bliskich związków, co powinno osłabić jej skutki emocjonalne. Okazuje się to jednak bardziej złożone.

Nakaz izolowania się znacznie ograniczył możliwość kontaktów społecznych. Samotnym ograniczyło to możliwość tworzenia nowych związków, w konsekwencji czuli się jeszcze bardziej samotni. Szczególnie dotyczyło to tysięcy ludzi zmuszonych do odbycia samotnej kwarantanny. Ludzie żyjący w związkach byli w lepszej sytuacji, ale do czasu. Szybko okazywało się, że zamiast radości odczuwają dyskomfort. Spędzanie czasu dzień po dniu, przez całą dobę bez przerwy i tylko ze swoim partnerem czy partnerką dla wielu związków okazało się wyzwaniem. Jedni uczyli się na nowo życia we wspólnocie, inni marzyli o szybkim rozstaniu. Nuda, monotonia, powtarzalność okazywały się wrogami związków, a szanse na nowe związki nie były zbyt wielkie. Z wielu rozmów, jakie udało mi się przeprowadzić na ten temat, przebijało poczucie społecznej pustki. Mówili o tym równie często ci samotni, jak i ci pozostający w związkach. Wygląda na to, że chodzi o coś więcej niż tylko obecność drugiego człowieka. Wiele wskazuje, że warunkiem ukojenia lęków egzystencjalnych jest świadomość własnej obecności w sieci społecznej. W sieci, a nie tylko w parze!

Stąd nie powinny dziwić obserwowane w całej Europie przejawy buntu przeciw ograniczeniom w dostępie do sieci społecznej. Te dyskoteki, tłumy na plażach, koncertach czy deptakach. Te pełne świątynie. Konspiracyjne restauracje pełne ludzi. Takie reakcje można było przewidzieć, jeśli przyjęlibyśmy założenie, że nie są one jedynie objawem ludzkiej głupoty czy niefrasobliwości – tyle że mało kto takie założenie przyjmował.

Ryzykowanie

Istnieją jeszcze trzy inne sposoby poszukiwania ukojenia w obliczu doświadczanych lęków egzystencjalnych, są to: skłonność do ryzyka, pęd do konsumpcji i ciałocentryczność. Rzadziej się o nich wspomina, a wydają się równie ważne jak poprzednie.

Wspomniana grupa badaczy izraelskich jako pierwsza zwróciła uwagę na fakt, że wbrew zdroworozsądkowym oczekiwaniom, w warunkach wyrazistości myśli o śmierci ludzie wcale nie zachowują się ostrożniej, ale przeciwnie… bardziej ryzykownie, a przynajmniej niefrasobliwie. Jak pokazano, nasila się wtedy skłonność do ryzykownej jazdy samochodem, ryzykownego hazardu czy ryzykownych sportów, do seksu bez zabezpieczeń, zakupów narkotyków od niepewnych dilerów czy niebezpiecznego upijania się. Szczególnie wyraźnie widać to u mężczyzn. 

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na przejawy ryzyka związane bezpośrednio z pandemią, takie jak: unikanie noszenia masek ochronnych, nierespektowanie dystansu fizycznego, omijanie ograniczeń kwarantanny i wreszcie – co najważniejsze – unikanie szczepień. Zapewne część postaw antyszczepionkowych należy do szczególnej odmiany postaw antynaukowych, trudno byłoby mi się jednak zgodzić, że to wyczerpuje zagadnienie. Odmowa szczepień może być bowiem paradoksalną konsekwencją lęku przed śmiercią, i to nie tylko z powodu domniemania szkodliwości szczepionek. Potrzeba jednak badań, aby to rozstrzygnąć. Jest możliwe, że za preferencją ryzyka kryje się pragnienie (a może i więcej niż tylko pragnienie) nieśmiertelności. Zwracał na to uwagę Ernest Becker w swej ciągle wznawianej książce Zaprzeczanie śmierci – sam śmiertelnie chory, przez lata zmagający się z lękiem przed śmiercią. To on zainspirował Teorię Opanowywania Trwogi.

Pławić się w luksusie

Jedną z często powtarzających się przepowiedni co do konsekwencji pandemii było twierdzenie, że doświadczenie to nauczy ludzi skromności, roztropności i pokory. Tim Kasser i Kennon Sheldon z University of Missouri oraz wielu innych już przed laty zwróciło jednak uwagę na dość zaskakujący efekt doświadczenia wyrazistości śmierci, mianowicie tendencję do zachowań o wyraźnie konsumpcyjnym charakterze. Powszechnie wiadomo, że za takimi zachowaniami kryje się z jednej strony dostatek ekonomiczny i demonstracja statusu, z drugiej zaś doznania hedonistyczne. Co interesujące, lęk przed śmiercią wzmaga zapotrzebowanie na przedmioty luksusowe, one bowiem bardziej niż inne są świadectwem statusu i źródłem największej, choć zazwyczaj przelotnej przyjemności.

Pandemia dotkliwie ograniczyła dostęp do centrów handlowych, co dla wielu było źródłem frustracji. Każdorazowe wycofywanie ograniczeń powodowało, że spragnione konsumpcji tłumy szturmowały sklepy. Pandemia spowodowała też preferencję zakupów online, a także wzrost zainteresowania przedmiotami luksusowymi. Aukcje dzieł sztuki notują kolejne rekordy. Salony samochodowe sygnalizują wzrost zainteresowania samochodami luksusowymi. To samo dotyczy złota, bardzo drogiej biżuterii i kosztownych zegarków. Dobra luksusowe są najbardziej wyrazistym i jednoznacznym obiektem konsumpcji. Tymczasem pojęcie luksusu jest względne i zależy od stanu posiadania. Dla jednych standardem luksusu może być Maybach, dla innych rower elektryczny. Jedni nie mogą się oprzeć cudownemu portretowi namalowanemu przez Melę Mutter, inni z taką samą przyjemnością sięgną po poszukiwany komiks z Thorgalem.

Konsumpcjonizm nasila się wraz z kolejnymi falami pandemii. Wbrew zdroworozsądkowym przepowiedniom nie widać skromności i pokory. Pandemia nie ograniczyła konsumpcji, ale wręcz ją wzmogła. 

Czuć się pięknym

Na koniec wspomnieć należy o jeszcze innym buforze zabezpieczającym przed  lękami egzystencjalnymi i zarazem redukującym je – mowa o ciałocentryczności. Badania prowadzone w naszym zespole pokazały, zarówno w odniesieniu do lęku przed śmiercią, jak i lęku przed samotnością, dwa rodzaje efektów. Pierwszy polega na korzystnej ocenie własnego wyglądu. Osoby wystawione na doświadczenie wyrazistości śmierci systematycznie i znacząco korzystniej oceniały własne ciało. Można zatem postawić pytanie, czy narastająca od niedawna, a obecnie bardzo wyrazista fala ciałopozytywności nie ma (przynajmniej częściowo) swoich korzeni w lękach egzystencjalnych podsycanych przez pandemię. Efekt drugi polega na redukcji lęku przed śmiercią i przed samotnością dzięki szeroko pojmowanym zabiegom upiększającym: chirurgicznym i kosmetycznym korektom urody. Okazuje się, że nawet tak banalne zdawałoby się zabiegi jak wizyta u fryzjera, w solarium czy u kosmetyczki, redukują poziom lęku przed śmiercią i przed samotnością. 

Nie jest zatem zaskoczeniem, że w okresie pandemii gabinety kosmetyczne czy salony fryzjerskie były oblężone – legalnie czy też nie. Nie jest zaskoczeniem również, że w czasie, gdy dość powszechne jest zagrożenie życia, na wielką skalę kwitnie handel pachnidłami czy szycie na zamówienie kolejnej jedwabnej sukienki.

Przedstawione dane zdają się pokazywać, że wiele zjawisk obserwowanych podczas pandemii można zrozumieć, odwołując się do wiedzy na temat konsekwencji doświadczenia lęku przed śmiercią czy lęku przed samotnością. Problem polega jednak na tym, że z tej wiedzy mało kto korzysta. Gorzej – mało kto jest nią w ogóle zainteresowany. Jestem pewny, że gdyby skorzystano na przykład z wiedzy na temat reakcji ludzi na zdarzenia nieuchronne, konsekwencje społeczne pandemii okazałaby się znacznie mniej dramatyczne. Podobnie z wiedzą o gotowości do zachowań ryzykownych – nie skorzystano.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI