Zobaczmy najpierw, po co człowiekowi potrzebne są emocje. Żyjemy w przestrzeni fizycznej, więc mamy wzrok, słuch, smak, węch, aby się w niej dobrze orientować. Wzrok pozwala nam ominąć stojące na drodze drzewo, słuch usunąć się, kiedy jedzie z tyłu samochód, a zapach i smak nie zjeść popsutego jedzenia.
POLECAMY
Żyjemy jednak również w przestrzeni relacji i dlatego zostaliśmy wyposażeni w dodatkowy „zmysł”, którym są właśnie emocje. Gdy rozmawiamy z kimś lub wspominamy przeszłe wydarzenia, pojawiają się w nas w sposób naturalny i automatyczny emocje, a każda z nich dostarcza specyficznej informacji o danej relacji.
Strach to informacja o zagrożeniu, smutek – o stracie i braku, radość o tym, że wszystko układa się dla nas dobrze i wreszcie złość jest informacją o naruszeniu naszych granic, o dziejącej się nam subiektywnej krzywdzie. Warto zauważyć, że podstawowe emocje mają także zwierzęta; rozzłoszczony pies warczy, wystraszony ucieka, szczęśliwy merda ogonem.
Emocje są bezcennym wyposażeniem biologicznym i pojawiają się niezależnie od woli człowieka, a jako takie nie mogą być złe. Tak, jak nie ma nic złego w tym, że patrzę i widzę, słucham i słyszę, nie ma też nic złego w tym, że czuję. Oczywiście inną kwestią jest to, co dana osoba zrobi z zasłyszaną wiadomością, z tym, co zobaczyła, z tym, co poczuła... To, co się widzi, można podziwiać lub ukraść... Czując złość, można ją zamienić na zdrowe, asertywne zachowanie lub na działania agresywne; można uderzyć, obrazić, być złośliwym... Zachowania podlegają już ocenom.
Najważniejsze więc jest rozróżnienie, że uczucie to coś innego niż zachowanie pod jego wpływem. Zbyt często doświadczamy złego wykorzystania złości; stąd zatracamy rozumienie, jak bardzo ważną i potrzebną jest ona emocją. Złość nie tylko jest emocją, która informuje nas, że dzieje się nam krzywda. Poza warstwą informacyjną ma też złość związaną z nią specyficzną ścieżkę fizjologiczną i tendencję do akcji. Zdrowo doświadczana fizycznie w ciele złość to odczucie energii i siły rozchodzącej się od brzucha w górę i kierującej się do rąk, czasami też do nóg. Jest w tej energii zawarta tendencja do działania; zwykle do stawiania granic, walki o swoje wartości i potrzeby.
Jak zatem konstruktywnie wykorzystać swoją złość? Można powiedzieć, że złość u człowieka jest jego swoistym adwokatem, obrońcą i rzecznikiem. Zadaniem adwokata i rzecznika jest jasne przekazanie i obrona naszych racji. Nie byłoby dobrze, aby nasz adwokat milczał, krzyczał, obrażał, czy pobił drugą stronę.
Dobrze wyrażona złość to komunikat o tym, jak odbieramy zachowanie drugiej osoby, w jakie nasze wartości to zachowanie uderza, jakie mamy oczekiwania i jakie będą konsekwencje, jeśli druga strona będzie kontynuować raniące nas zachowanie. Żona może w zdrowy sposób powiedzieć do męża: „Kiedy umawiasz się z kolegami na wieczór, nie pytając się mnie, czy to dla mnie ok zostać samej w domu z maleńkim dzieckiem i oznajmiasz, że wychodzisz, odbieram Cię, jako stawiającego mnie przed faktem dokonanym i nieuwzględniającego moich potrzeb, jako lekceważącego mnie i to mnie złości. Od męża oczekuję, abyśmy wspólnie uzgadniali nasze plany. Oczywiście nie mam wpływu na Ciebie, mówię Ci to, bo jesteś dla mnie ważny i chcę, żebyś zrozumiał, jak Twoje zachowanie na mnie działa. Jeśli weźmiesz pod uwagę to, co mówię, będzie mi miło, jeśli nie, będę na Ciebie coraz bardziej zła, a nasza relacja będzie się pogarszać”.
Tak wyglądałoby zdrowe zamienienie złości na słowa, a co robimy zazwyczaj? Strzelamy focha i chcemy, żeby druga osoba domyśliła się sama, co mamy jej za złe, rozgrywamy swoją złość biernie lub agresywnie, karząc drugą stronę. Bywa, że ignorujemy własną złość; tłumimy ją, przykrywamy bezradnością lub topimy we łza...