Zalecane zaloty

Wstęp

Zaloty są jak zaproszenie do wspólnego tańca. Tańca godowego. I jak w tańcu, mniej liczą się słowa. Ważny jest rytm, ważne są wybór partnera i zwrócenie jego uwagi, znajomość kroków i dostrojenie się tancerzy. Ten taniec ewoluował przez gatunki i pokolenia.

Niemiecki etolog Irenäus Eibl-Eibesfeldt w latach 60. ubiegłego wieku odbył podróż po Samoa, Papui, Francji, Japonii, Afryce i Amazonii. Ukrytą kamerą filmował sceny zalotów. I zauważył, że niezależnie od tego, czy kobieta spotyka mężczyznę na paryskiej ulicy czy w amazońskiej dżungli, w jej zachowaniu zaobserwować można ten sam wzorzec seksualnego zainteresowania. Najpierw się uśmiecha, a potem unosi brwi i jednocześnie rozszerzają się jej źrenice. Następnie powieki powoli opadają. Kobieta odwraca głowę i umyka spojrzeniem w bok. Antropolog David Givens i psycholog Timothy Perper przez kilkaset godzin obserwowali kokietujące się nawzajem osoby. Choć badaczy dzieliło kilka tysięcy kilometrów – bo Givens prowadził obserwacje w barach w Seattle, a Perper na wschodnim wybrzeżu – to odkryli te same zalotne gesty. Prawdopodobnie mamy więc do czynienia z wrodzonym schematem zachowania. Jesteśmy stworzeni do zalotów. Geoffrey Miller w książce „Umysł w zalotach” dowodzi, że nasze umysły rozwinęły się nie tylko po to, byśmy mogli przetrwać, ale głównie jako maszyny do zalotów. Niezwykłe zdolności naszego umysłu, takie jak humor, samoświadomość, kwiecisty język i moralność, rozwinęły się jako ozdoby godowe. Podobną rolę pełni ogon pawia. Pawiom łatwiej byłoby przeżyć z mniejszymi i mniej barwnymi ogonami, ale pawice wolały większe i barwniejsze.
Akne leżała na wznak z półprzymkniętymi oczyma i rozchylonymi wargami i spod rzęs patrzyła na Bunga drażniącym i kuszącym wzrokiem.

Jak wygląda ten zalotny taniec? Givens i Perper w amerykańskich barach zaobserwowali pięć wyraźnych stadiów zalotów. Zaczyna się od fazy przyciągania uwagi. Każda z płci ma własne taktyki. Mężczyźni prostują się, puszą jak pawie i przestępują z nogi na nogę. Ich ruchy są przesadnie zamaszyste. Mieszają drinka tak, jakby wyrabiali zaprawę murarską. Wybuchają głośnym śmiechem. Przechadzają się tam i z powrotem, dumnie się prężąc. Wszystkie te gesty mają przekazać komunikat: „Oto ja, ważny i nieszkodliwy”. Mężczyźni zerkają na wybraną kobietę. W ułamku sekundy oko dokonuje oceny atrakcyjności „wyłowionej” osoby.
Kobiety popatrują na mężczyzn ukradkiem, trzepocząc rzęsami. Również poruszają się w obrębie swojego terytorium, kołysząc przy tym biodrami. Wysokie obcasy sprawiają, że ściągają pośladki i wypinają biust. Potrząsają grzywką. Unoszą przy tym brwi, wydymają wargi i przesuwają językiem po górnej wardze, zwilżając ją. Rumienią się wstydliwie i chichoczą. Te sygnały mówią: „Tu jestem, chodź do mnie”. Desmond Morris, znany antropolog, autor głośnej książki „Naga małpa”, nazwał ten wstępny etap „oko – ciało”.
Gdy spotykają się oczy zalotników, następuje druga faza – akceptacji. Morris nazywa ją „oko – oko”. Kobiety i mężczyźni przyglądają się sobie. – Na tym etapie trudno ustalić reguły psychologiczne – twierdzi psycholog Janusz Czapiński, od lat badający dobrostan Polaków. – Wszystko dzieje się na poziomie molekuł, a nie pojęć. Feromony i inne substancje aktywne sprawiają, że klucz pasuje do zamka i nie może to być przypadkiem.
Pierwsze spotkanie oczu wywołuje odwrócenie wzroku. Jeśli podczas kolejnego spojrzenia ta druga osoba uśmiechnie się, może dojść do następnego etapu: „głos – głos”, czyli do rozmowy. Ta pogawędka, zwana przez Morrisa rozmową przygotowawczą, dotyczy zazwyczaj błahych spraw. Chodzi o przełamanie lodów, pokonanie niepewności, dystansu i oporu wobec nieznanej osoby. Najlepiej sprawdzają się na tym etapie pytania i komplementy. Tak naprawdę jednak ważne jest nie to, co mówimy, ale jak. Ton głosu podnosi się, staje się miękki i śpiewny.

Niech pan zostanie, tak przyjemnie się z panem mówi – prosiła Akne głosem rozpieszczonego dziecka.

Dialekt, ton głosu, akcent, słownictwo – to wszystko ujawnia nasze intencje, wykształcenie i pochodzenie. Błaha na pozór pogawędka dostarcza nowych informacji i pozwala na wycofanie się, gdyby informacje te okazały się wyraźnie sprzeczne z tym, co obiecywały sygnały wzrokowe.
Jeśli atrybucje są dla nas korzystne, przybliżamy się ku sobie, nachylamy i gotowi jesteśmy do wejścia w etap czwarty, czyli dotyk (u Morrisa „ręka – ręka”). Bywa, że jedna z osób obejmuje swoje ramię, jakby przytulała tę drugą osobę. Ręce spoczywające na stoliku przysuwają się ku sobie. I wreszcie jeden z zalotników niby przypadkiem dotyka drugiej osoby: jej dłoni, barku, ramienia, czyli tzw. społecznie dostępnych części ciała. Zwykle to kobieta pierwsza wykonuje ten ruch. – Dotknięcie ramienia jest techniką wpływu społecznego, zwiększa s...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI