Święty Jan Bosko (Giovanni Bosco) urodził w 15 sierpnia 1815 roku w ubogiej rodzinie, w Becchi niedaleko Turynu (Włochy). Gdy miał dwa lata, stracił ojca. Wychowaniem chłopca zajęła się kochająca i wymagająca matka. Brak ojca w znacznej mierze wpłynął na sposób rozumienia przez niego kapłaństwa – chciał być duchowym ojcem dla chłopców z biednych środowisk, pozbawionych wsparcia rodzin. W wieku 9 lat miał sen, który znacznie zaważył na jego życiu: wilki zamieniały się w owce, a Jezus i Maryja pouczyli go, że nie przemocą, ale łagodnością jest w stanie zmienić zachowanie kolegów, co po latach interpretował jako zapowiedź apostolatu wśród zagrożonej młodzieży. Jako bardzo młody człowiek, skonfliktowany z przyrodnim starszym bratem, musiał opuścić dom rodzinny. Imał się wielu zajęć i rzemiosł, których znajomość przydała mu się, kiedy sam opiekował się młodzieżą z ulic Turynu: pasł krowy, pomagał w pracach rolnych, był szewcem i krawcem.
Od najmłodszych lat miał duży wpływ na rówieśników: organizował zabawy, siebie i innych uczył różnych sztuczek (jest patronem artystów cyrkowych), opowiadał historie biblijne. Z tych czasów wyniósł przekonanie, że wielu młodych ludzi nie zeszłoby na złą drogę, gdyby ktoś w porę wydobył ukryte w nich dobro. Utwierdził się w tym jeszcze bardziej, gdy jako kleryk był asystentem kapelana więziennego i widział tragiczny los młodych ludzi w turyńskim więzieniu.
W 1835 roku wstąpił do seminarium duchownego. We wspomnieniach pisał, że przeszkadzał mu dystans i chłód narzucany przez profesorów i księży odpowiedzialnych za formację alumnów. W założonych później przez siebie instytucjach wychowawczych oraz seminarium dla młodych salezjanów będzie dbał o to, by przełożeni nie unikali kontaktów z wychowankami.
Spotkanie z Garellim
5 czerwca 1841 roku Jan Bosko otrzymał święcenia kapłańskie. Pół roku później – dokładnie 8 grudnia – spotkał Bartłomieja Garellego. Od rozmowy z tym chłopcem rozpoczęło się jego wielkie dzieło wychowawcze. Warto ją przytoczyć, bo obrazuje charakterystyczne podejście świętego do młodego człowieka. Wchodząc do kościoła, ksiądz Bosko zobaczył kościelnego, który próbował wyrzucić z zakrystii chłopca, krzycząc na niego i okładając miotłą. Oburzony, kazał przyprowadzić chłopca do siebie:
„Przede wszystkim zapewniłem go, że nikt już nie podniesie na niego ręki, a potem zapytałem:
– Jak się nazywasz, przyjacielu?
– Bartłomiej Garelli.
– Skąd jesteś?
– Z Asti.
– Masz ojca?
– Nie, umarł.
– A mamę?
– Też nie żyje.
– A ile masz lat?
– Szesnaście.
– Potrafisz czytać i pisać?
– Nic nie potrafię.
– Byłeś u pierwszej komunii?
– Jeszcze nie.
– A u spowiedzi?
– Tak, jak byłem mały.
– A na religię chodzisz?
– Nie mam odwagi.
– Dlaczego?
– Bo młodsi chłopcy potrafią odpowiadać na pytania, a ja jestem taki duży i nic nie umiem. Wstyd mi.
– A śpiewać umiesz?
– Nie.
– A gwizdać?
Chłopiec po raz pierwszy w tej rozmowie uśmiechnął się.
– A gdybym uczył cię katechizmu, przychodziłbyś?
– Bardzo chętnie.
– Nawet tutaj?
– Byleby tylko mnie nie bili.
– Nie bój się, nikt cię nie będzie bił. Teraz jesteś moim przyjacielem, więc muszą cię szanować. Kiedy chcesz, byśmy zaczęli nasz katechizm?
– Kiedy ksiądz chce.
– Dziś wieczorem.
– Dobrze.
– A gdyby tak zaraz?
– Chętnie.”
Ten z pozoru banalny dialog jest nie tylko przyjacielską rozmową obliczoną na pokonanie lęku i zdobycie zaufania (bez rezygnowania z autorytetu), ale też „wywiadem środowiskowym” dotyczącym tych sfer życia, które najbardziej interesowały wychowawcę – sytuacji rodzinnej, edukacji i świadomości religijnej. Pokazuje też typową dla niego metodę wchodzenia w relację, wyrażoną przy innej okazji w zdaniu: „W każdym, nawet najbardziej nieszczęśliwym młodym człowieku, jest miejsce dostępne dla dobra. Pierwszym obowiązkiem wychowawcy jest znaleźć ten punkt, tę czułą strunę i użyć jej”.
Oratorium
Od tej rozmowy ksiądz Bosko rozpoczął swoje spotkania z chłopcami z ulic Turynu. Cztery dni później Bartłomiej przyprowadził sześciu przyjaciół. Na początku spotkania były zaledwie nadprogramowymi lekcjami katechizmu, połączonymi z posiłkiem. Odbywały się w niedziele, we wszelkich możliwych miejscach: w kościele, na łąkach, na placach, a nawet w okolicach cmentarza. Z czasem liczba chętnych bardzo szybko rosła. Po pięciu latach pokonywania trudności, wyrzucany z kolejnych miejsc z powodu hałasu i szkód czynionych przez chłopców, ksiądz Bosko zdołał kupić kawałek ziemi z szopą w dzielnicy Valdocco na peryferiach ówczesnego Turynu. Ogromn...
Wystarczy, że jesteście młodzi
Święty Jan Bosko był przekonany, że wychowanie powinno być takim towarzyszeniem wychowankowi, aby nie musiał on stawiać czoła sytuacjom przekraczającym jego możliwości obrony przed złem: „Wychowankom niech się zostawia dużo swobody, by mogli skakać, biegać i hałasować do woli. Gimnastyka, muzyka, deklamacje, teatr, przechadzki są najskuteczniejszym środkiem do osiągnięcia karności, zachowania moralności i zdrowia. Należy tylko uważać, żeby przedmiot rozrywki, osoby biorące w niej udział i rozmowy, jakie jej towarzyszą, były nienaganne”.