Przypomnij sobie rozmowę, serię ważnych dla Ciebie rozmów, które odbywają się wedle powtarzających się schematów i nie wnoszą nic nowego, nie rozstrzygają nic, a mimo to pozostają w pamięci, uwierają, jak kamyk w bucie. Może to rozmowy o pieniądzach? Może w trakcie ostatniej po raz kolejny zgodziłeś się wziąć zlecenie za zbyt małą kwotę? Albo znów nie miałeś odwagi poprosić szefa o podwyżkę, nie zadbałeś o satysfakcjonujące wynagrodzenie? Podczas takich rozmów często rezygnujemy z otwartego wyartykułowania swoich potrzeb, albo odwrotnie – reagujemy na ich przebieg przesadnie.
Po takich fatalnych rozmowach najczęściej pojawia się w nas niechęć i frustracja, jak najszybciej usiłujemy o nich zapomnieć. Dzieje się tak, szczególnie gdy w myślach krytycznie oceniamy swoją postawę. Bywamy dla siebie surowi, podczas gdy tak naprawdę najpierw potrzebujemy zrozumienia. Nie znaczy to, że nie ma miejsca na wyciągnięcie wniosków i naukę, jednak ważna jest kolejność kroków. Kiedy zamiast empatii wobec siebie obrzucamy się oskarżeniami typu: jak zwykle zawaliłem, nigdy się nie nauczę, już zawsze będę taki niezaradny, działają one bardzo demotywująco. Jesteśmy zniechęceni i próbując po omacku zadbać o siebie, w ramach ucieczki zaczynamy zajmować się czymś innym, aby nie czuć dyskomfortu. Czas mija, rzeczywiście zapominamy o rozmowie, by następnym razem powtórzyć ten niesprzyjający nam schemat – i znów rozczarować się ważną, trudną rozmową.
Zamiast skupiać się na ocenach czy interpretacjach danej rozmowy, lepiej jest skoncentrować się na uczuciach i kryjących się za nimi naszych zaspokojonych oraz niezaspokojonych potrzebach. Taki sposób ewaluacji zdarzenia, w duchu „porozumienia bez przemocy”, pozwala nam nie tylko ze współczuciem zrozumieć siebie...