Trwoga, śmierć, seks i drżenie

Wstęp

Myśl, że umrzemy, wywołuje w nas różne, często paradoksalne, reakcje. Rośnie poczucie dumy narodowej. Pojawia się niechęć do obcych, do sztuki abstrakcyjnej i do własnej seksualności. Mężczyźni przestają reagować na wdzięki kobiet, a zarazem pragną mieć więcej dzieci. Tylko z kim?

Nie chcemy słyszeć o śmierci, wzdrygamy się na samą myśl o niej. Żyjemy tak, jakby nigdy nie miała przyjść. Sięgamy po różne magiczne eliksiry, aby zachować wieczną młodość. Jak pisał przed laty Andrzej Waligórski, „ludzie dbają o siebie i chuchają na siebie,/noszą ciepłe skarpety i szale”. Im bardziej unikamy myśli o własnej śmierci, tym częściej stykamy się z jej obrazami w mediach. Informacjom o wojnach, katastrofach i zagładach towarzyszą zdjęcia ofiar, zakrwawionych ciał i ceremonii pogrzebowych. Zamiast refleksji nad śmiercią jednostkową, poznajemy jej bezosobowy medialny obraz.
Wciąż jednak mamy nadzieję, że własną śmierć uda nam się przechytrzyć. „A tu lata mijają,/a ci ludzie wciąż dbają,/góry, góry, mikstury etc./Lecz rzecz dziwna tym nie mniej,/choć to nie brzmi przyjemnie,/coraz gdzieś jakiś człowiek umiera”. I co wtedy? Co się dzieje, gdy mamy kontakt z czyjąś śmiercią albo spontanicznie pojawia się w naszej głowie myśl, że my też umrzemy?

Gdy śmierć zagląda w oczy


Mówi o tym teoria opanowania trwogi, jaką przed 20 laty sformułowali trzej psychologowie: Tom Pyszczynski z University of Colorado, Jeff Greenberg z University of Arizona oraz Sheldon Solomon ze Skidmore College w Saratoga Springs. W różny sposób  wywoływali oni w badanych wyrazistość śmierci (mortality salience). Na przykład pokazywali im filmy lub zdjęcia przedstawiające umieranie, albo zachęcali, aby wyobrażali sobie siebie w kilka miesięcy po śmierci. Okazało się, że tego typu doświadczenia aktywizują u wszystkich (lub niemal wszystkich) osób silny niepokój, a czasem wręcz dojmującą trwogę – związaną z poczuciem własnej kruchości, tymczasowości, z odkryciem, że śmierć nie tyle zdarza się i nie tylko innym, ale zdarzy się na pewno, nam też. Lęk ten zwiększa dostępność skojarzeń czy myśli dotyczących umierania. Myśli te podtrzymują przykre odczucie trwogi, czasem nawet je wzmagają.
Jak radzimy sobie z trwogą przed śmiercią? Jak opanowujemy to egzystencjalne drżenie? Stosujemy różne sposoby. Jedne wydają się oczywiste i zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Inne są zaskakujące, wręcz trudne do zrozumienia.

Lęk związany ze śmiercią (jak każdy inny lęk) silnie koncentruje nas na własnej osobie, własnej wartości i tożsamości. Interes osobisty, i tak często przedkładany nad wspólny, w obliczu wyrazistości śmierci staje się priorytetowy. Szczególnie reagują tak osoby o niskiej samoocenie. Badania pokazują bowiem, że wysoka samoocena bywa efektywnym buforem, chroniącym nas choćby częściowo przez „śmiertelnym” lękiem. Nic dziwnego, że doświadczenie wyrazistości śmierci skłania nas do obrony samooceny, a także do poszukiwania informacji podwyższających samoocenę. A skłonności te są silniejsze u osób z niską samooceną.

Ważna jest ocena własnej atrakcyjności. Okazuje się, że osoby wysoko oceniające zalety swojego ciała, doświadczając wyrazistości śmierci, silniej się z nim identyfikują. Ci zaś, którzy nisko oceniają swoje ciało, po kontakcie ze śmiercią mniej dbają o swój wygląd i zachowują się tak, jakby zajmowanie się własnym ciałem uznawali za mało istotne.

W gronie samych swoich

Doświadczenie wyrazistości śmierci wpływa też na relacje między ludźmi. Sprawia, że (podobnie jak w innych sytuacjach budzących lęk) poszukujemy bliskości z innymi. Wolimy raczej przebywać w towarzystwie niż pozostawać w samotności. Szukamy jednak przede wszystkim towarzystwa swoich (czyli przedstawiciel...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI