W tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Leonarda Bernsteina.
W karierze pomógł mu grecki dyrygent i amerykański kompozytor Copland, a może przede wszystkim szczęśliwy traf, kiedy to zastąpił chorego Brunona Waltera na scenie muzycznej świątyni – Carnegie Hall. Był człowiekiem wielu talentów: dyrygował, komponował, prowadził popularyzatorskie koncerty i programy, pisał książki i felietony. Umiał docierać do publiczności, zarówno tej najmłodszej, jak i do seniorów. Pomagała mu w tym olbrzymia wiedza, poczucie humoru i charyzma, która wszystkie poczynania znaczyła osobistym stemplem. Oczywiście mowa o Leonardzie Bernsteinie.
Pierwszy raz zobaczyłem go na koncercie w Carnegie Hall. Chciał, żeby publiczność go wielbiła. Przed występem witał ją w hallu, rozmawiał niemal z każdym. Zauważyłem, że przed samym koncertem denerwował się i wydawał się nieobecny – a zatem nawet najwięksi podlegają takim stanom, zapewne z powodu olbrzymiej odpowiedzialności i świadomości, że publiczność wobec swoich ulubieńców jest szczególnie wymagająca.
POLECAMY
Pod jego batutą izraelska orkiestra zagrała V Symfonię Beethovena. Dyrygował w specyficzny sposób: podskakiwał, podnosił ramiona, obejmował batutę dwiema rękami i ściskając, potrząsał nią w dole. Rozumiem tę niekonwencjonalność – dla mnie też liczy się tylko rezultat.
Drugie moje spotkanie z Lenim, jak mówili o nim przyjaciele, miało miejsce w Bostonie. Wspaniała orkiestra wykonywała któryś z jego utworów. Dyrygował Zubin Mehta. Pamiętam wielkie owacje i to, że na bis wywoływany przez publiczność Bernstein zadyrygował ten sam utwór. Wypadło gorzej niż poprzednio. Tak bywa – po prostu za pierwszym razem orkiestra jest bardziej skoncentrowana. Być może jednak Mehta lepiej wydobył to, co Bernstein napisał. Rowicki także dyrygował utwory Lutosławskiego lepiej niż sam kompozytor.
Widziałem jeszcze koncert w katowickiej WOSPR, kiedy to B...
Ten artykuł dostępny jest tylko dla Prenumeratorów.
Sprawdź, co zyskasz, kupując prenumeratę.
Zobacz więcej