Szkoła w domu

Ja i mój rozwój Praktycznie

Z jednej strony dzieci potrzebują mniej czasu na naukę i nie stresują się. Z drugiej – uczą się same i mają ograniczony kontakt z rówieśnikami. Edukacja domowa daje wiele dobrego, ale też sporo zabiera.

Gdy wchodzimy do domu Katarzyny Karzel, doświadczamy „zdeterminowanego chaosu” (jak mówi jej najstarszy syn). Dzieje się dużo, ale każde z siódemki dzieci wie, co ma robić. Najstarsi chłopcy kroją warzywa na krupnik i robią to z iście mistrzowską precyzją. Pozazdrościłby im niejeden szef kuchni. Średniaki pracują samodzielnie z podręcznikiem, realizując zadany materiał z matematyki, a najmłodsze bawią się klockami, wchodząc od czasu do czasu w rolę satelitów kursujących między rodzeństwem. Każdy zna swoje miejsce i zakres obowiązków. To dość nietypowy obrazek jak na polskie realia, bo jest czwartek, godzina jedenasta rano, ale te dzieci uczą się w domu.

Edukacja domowa w ostatnich latach coraz bardziej zyskuje na popularności. W ten sposób uczy się już przeszło 14 tysięcy dzieci w Polsce (dane za 2018 rok). W skali całego kraju to niespełna 0,3 proc. wszystkich uczniów, jednak dynamika wzrostu to kilkadziesiąt procent rocznie. Część stanowią osoby przebywające za granicą, które nie chcą tracić kontaktu z polską edukacją i zależy im, by ich dzieci otrzymały rodzime świadectwo. Jak przyznaje Katarzyna Karzel, doktor psychologii i mama siedmiorga dzieci uczących się w domu, jeszcze dziesięć lat temu takie rozwiązanie było w naszym kraju egzo[-]tyczne: – Gdy pierwszy raz ubiegaliśmy się w poradni psychologicznej o zgodę na ED dwóch najstarszych synów, to pierwsze pytanie, jakie usłyszałam, brzmiało: „A na co dziecko choruje, że ma mieć nauczanie indywidualne?”. Odpowiedziałam, że nie jest to nauczanie indywidualne, ale edukacja domowa. „A to nie jest to samo?” – spytała pani z ośrodka.

Pasja

Dlaczego ludzie decydują się na nauczanie dzieci w domu? Powodów jest co najmniej kilka, jednak na pierwszy plan wysuwa się... czas wolny. Brzmi to enigmatycznie, ale okazuje się, że dzieci, które uczą się w domu, robią to zwyczajnie krócej i efektywniej. – Gdy rozmawiam ze znajomymi, którzy mają dzieci w klasach I–III, okazuje się, że poświęcają więcej czasu na odrabianie pracy domowej niż ja na całą edukację moich dzieci w domu. Wszystko teraz stoi na głowie, bo szkoła zasadniczo nie uczy – twierdzi Katarzyna Karzel.

Podobnego zdania jest 18-letni Piotr, który w tym roku przystępuje do matury. Na edukację domową zdecydował się pod koniec liceum: – Teraz nauka zajmuje mi 3–4 godziny dziennie, a później mam czas na swoje pasje i spotkania z dziewczyną. Znajomi z klasy to nawet mi trochę zazdroszczą. Wracają do domu o 16 czy 17 i już na nic nie mają siły.

Marek Budajczak, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i ekspert w dziedzinie edukacji domowej, w książce Edukacja domowa wymienia trzy główne grupy motywów, które stanowią podstawę decyzji rodziców o edukacji domowej: motywy dydaktyczne, ściśle związane z komfortem edukacyjnym; motywy wychowawcze, związane z poglądami religijnymi i ideologicznymi rodziców; motywy opiekuńcze, odnoszące się do budowania bliskości i zacieśniania więzi z dziećmi.

POLECAMY

Motywem wychowawczym z pewnością kierowali się Anna i Grzegor...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI