RĘKA DO ZŁAPANIA

Wstęp

Niepełnosprawność może być siłą, zadaniem, które mam tutaj do wypełnienia. Nie warto zastanawiać się, dlaczego ja je dostałam. Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Trzeba natomiast zastanowić się, jak ten dar wykorzystać. Janina Ochojska jest współzałożycielem i prezesem Polskiej Akcji Humanitarnej, pomagającej ludziom w różnych częściach świata. W organizowanie pomocy potrzebującym zaangażowała się w latach 80. podczas rocznego pobytu we Francji. Pierwszy konwój wysłała z Polski do Sarajewa w grudniu 1992 roku. PAH ma cztery stałe misje za granicą - w Czeczenii, Afganistanie, Iranie i Iraku. W Polsce prowadzi programy Pajacyk i Edukacja Humanitarna, a także Centrum Pomocy Uchodźcom i Repatriantom. Janina Ochojska chorowała na polio. Z wykształcenia jest astronomem. Ma męża, mieszka w Krakowie.

Michał Gumowski: – Czy istnieje ktoś, kto jest dla Pani wzorem silnego człowieka?
Janina Ochojska: – Chyba nie... Są tacy, których podziwiam, ale nie myślę o nich jako o wzorach silnych ludzi. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy osobę silną. Czy to jest ktoś, kto rozpycha się łokciami, ma władzę, pieniądze, zrobi wszystko, żeby dostać się na szczyt? Dla mnie to nie jest człowiek silny. Dla mnie silny to ten, kto trwa przy swoich przekonaniach. Do tego trzeba autentycznej siły wewnętrznej.

– W jednym z wywiadów mówi Pani, że Matka Teresa wykonywała rzeczy ponad ludzkie siły...
– Tak, ale na pewno są tacy, którzy uważają, że była po prostu naiwna. No bo „co ona z tego miała”? A ja podziwiam ją właśnie za to, że całe swoje życie wierzyła w coś i konsekwentnie dawała temu wyraz, pomagając najuboższym, najnędzniejszym, odepchniętym przez innych, takim, o których niektórzy mówią, że są śmieciami. To nie jest łatwe. Tak, ona kojarzy mi się z osobą silną, która potrafiła pokazać, że człowiek to nie tylko maszynka do zorganizowania sobie wygodnego życia, zarabiania pieniędzy i osiągania zaszczytów.

Wiele osób uważa Panią za osobę silną, która potrafi radzić sobie z przeciwnościami losu. Czy były momenty, gdy czuła się Pani bezsilna, kiedy z bezsilności chciało się Pani płakać?
– Oczywiście, że tak. Pracy, którą wykonuję, musi towarzyszyć poczucie bezsilności. Spotykamy się z takim ogromem problemów nie do rozwiązania, że trudno się od tego poczucia uwolnić. Natomiast nie może ono dominować. Gdybyśmy zatrzymywali się nad tym, czego nie możemy zrobić, to nic byśmy nie zrobili. Naszą pracą pokazaliśmy, jak wiele można zrobić. Zaczynaliśmy od konwojów, teraz w czterech krajach są stałe misje zagraniczne, dożywiamy osiem i pół tysiąca dzieci w Polsce, pomagamy uchodźcom i repatriantom. Opracowany przez nas program edukacji humanitarnej kształtuje postawy etyczne młodych ludzi. Można naprawdę wiele zrobić, tylko trzeba chcieć. I ja zawsze staram się tak myśleć.

Jakie wydarzenia w dzieciństwie, młodości kształtowały Pani cele życiowe?
– Przede wszystkim to, że jestem od dzieciństwa niepełnosprawna. Na szczęście wychowywałam się w ośrodkach, w których nauczono mnie akceptowania niepełnosprawności, nawet traktowania jej jako daru. Należę do tych szczęśliwców, którzy dość wcześnie wiedzieli, co chcą robić. Gdy miałam trzynaście lat, wiedziałam, że chcę być astronomem. Skończyłam studia astronomiczne, byłam pracownikiem naukowym Polskiej Akademii Nauk. Wyzwania, jakie stają na naszej drodze, można podejmować lub nie. Każdy z nas miał w jakimś momencie życia szanse, z których zrezygnował, bo uznał, że to, co dotąd robił, jest słuszne, i że...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI