Pożegnanie z narzekaniem

Trening psychologiczny

Ja narzekam, on narzeka, my narzekamy… Narzekanie jest naszym narodowym sportem, wręcz nałogiem. Dlaczego w niego wpadamy? Co z tego mamy? Jak się od niego uwolnić?

Stale narzekamy / na dziurę w moście / na piąte koło u wozu / na dwa grzyby w barszczu… – pisał ks. Jan Twardowski. Ciągle marudzimy i zrzędzimy, bo – choć nie jesteśmy tego świadomi – przynosi nam to korzyści. Jakie? 

Polscy badacze tematu, Bogdan Wojciszke i Wiesław Baryła, w książce Jak Polacy przegrywają? Jak Polacy wygrywają? piszą, że żyjemy w kulturze narzekania, w kraju „pustych szklanek”. Na potwierdzenie wystarczy przywołać liczne synonimy malkontenctwa w języku polskim, te wszystkie biadolenia, kwękania, jojczenia, użalania się, gderania, zawodzenia i ubolewania.

Narzekaniom nie ma końca. Nic dziwnego, można wskazać aż osiem powodów, dla których je ciągniemy. 

POLECAMY

Autoprezentacja, czyli jestem gość 

Narzekający często więcej mówi o sobie niż o problemie, na który narzeka. Wyobraźmy sobie, że jedziemy busem. Kierowca podenerwowany woła: „Jak oni jeżdżą! Idioci! A piesi jak gęsi włażą na jezdnię…” itp. W ten sposób nie tylko opisuje trudności, jakich doświadcza na drodze, nie tylko krytycznie ocenia kompetencje innych kierowców, ale chce pokazać, że jest kierowcą wrażliwym i lepszym od tych, na których narzeka.

A przynajmniej, że jest bardziej świadomy tego, co się dzieje na drodze. „Narzekanie może być sposobem na rozgłoszenie pozytywnej informacji o sobie bez narażania się na zarzuty przechwałek i zarozumialstwa” – piszą Wojciszke i Baryła.

Malkontenctwo podnosi poczucie własnej wartości, niestety, często kosztem innych; łatwiej bowiem zauważać niedoskonałość innych niż własną. Może również być ucieczką przed zmianą i odpowiedzialnością za własne wybory.

Oczyszczenie czy malkontenctwo

Narzekanie może nieść ulgę i oczyszczenie z negatywnych emocji albo wzmacniać poczucie niemocy. Jak odróżnić te sytuacje? 

Kluczem jest odpowiedź na dwa pytania: 

  • Jak często narzekasz? Jeśli zdarza ci się to od czasu do czasu, raczej jest to „wentylowanie” emocji. Jeśli jednak czynisz to chronicznie, wzmacniasz sobie jedynie poczucie niemocy. 
  • Co odczuwasz tuż po tym, jak dasz upust swojej frustracji? Ulgę czy jeszcze większe przygnębienie? Oczyszczenie niesie poczucie ulgi i pozytywnie nastraja do życia. Nieustanne roztrząsanie jedynie negatywnych stron rodzi frustrację, wzmacnia dyskomfort i obniża zaangażowanie w życie.

 

Nie chwal dnia…, czyli lepiej nie zapeszać

„Nie chwal dnia przed zachodem słońca” – niektórzy czynią z tej maksymy filozofię życia. Wolą nie mówić o tym, co dobre, bo lękają się, że czar pryśnie. Co więcej, wierzą, że narzekanie niejako ich chroni albo przygotowuje na ewentualne porażki. 

U podstaw takich przekonań tkwi magiczne myślenie, czyli błędne wiązanie przyczyn ze skutkami. A także iluzja, że kiedy pojawią się ewentualne trudności, łatwiej będzie je przyjąć. Tymczasem negatywne myślenie nie tylko nie zabezpiecza nas przed przyszłymi problemami, ale dodatkowo obniża siły, potrzebne do radosnego życia „tu i teraz”. 

Nie można się przygotować na każdą życiową ewentualność. Życie potrafi zaskakiwać. Warto tworzyć plany i posiadać marzenia, ale trzeba pozostawać otwartym na to, co nowe, inne i zaskakujące. Nic dobrego nie wynika ze stałego rozpamiętywania porażek, narzekania na aktualną rzeczywistość czy katastroficznego widzenia przyszłości. Narzekanie nie pomaga nam żyć ani z tym, co było, ani radzić sobie z tym, co będzie, a jedynie odbiera szanse na szczęśliwe życie dziś.

Być w centrum, czyli zauważcie mnie 

Narzekając, chcemy też zwrócić uwagę na siebie. Pragniemy być kochani, docenieni i zauważeni, a narzekanie staje się narzędziem do zaspokojenia tej potrzeby.

Im głośniej zaś lamentujemy, tym bardziej zwracamy na siebie uwagę – jakbyśmy krzyczeli: „zauważcie mnie, moje cierpienie, trudności i zmagania”. Mamy nadzieję, że w konsekwencji ktoś się nami zaopiekuje i o nas zatroszczy. Pamiętam rozmowy z ojcem Senanem, franciszkaninem z Prowincji Pensylwańskiej. Miał osiemdziesiąt lat i większość życia spędził na misjach w Nowej Gwinei. Kiedy wrócił do Ameryki, ciągle zrzędził i narzekał. Złościło mnie to, ale z czasem odkryłem, że ojciec Senan poprzez utyskiwanie po prostu szukał okazji, by być zauważonym. Być może inaczej nie potrafił budować więzi. Kiedy to zrozumiałem, przestałem się na niego denerwować. Po prostu pytałem: „Ojcze, co u ciebie słychać? Co dziś robiłeś? Jak minął dzień?” itd. A wtedy on rósł. Nie zrezygnował całkiem ze zrzędzenia, ale sięgał po nie znacznie rzadziej. 

Za narzekaniem kryje się czasem głód bycia kochanym. Paradoks polega na tym, że niektórzy proszą o to, krytykując innych i zrzędząc, i w efekcie nie dostają tego, o co wołają.

Narzekanie bywa grą, za pomocą której próbujemy zdobyć różne trofea: uwagę, współczucie, docenienie czy pomoc. 

 

Kim jesteś, czyli witaj w klubie

Marudzenie pozwala też szybko sprawdzić, kim jest osoba, z którą rozmawiamy, czy należy do „naszej grupy”. W ten sposób sondujemy rozmówcę: co myśli i jak ocenia rzeczywistość. Jak pisze Dariusz Doliński: „Narzekanie jest więc próbą uzgodnienia, czy podobnie postrzegamy świat społeczny, czy mamy podobne poglądy na sposób rządzenia, stan dróg, ceny energii elektrycznej czy potrzebę istnienia hipermarketów”.

Poszukujemy ludzi podobnie myślących o świecie. Kiedy na lamenty druga osoba odpowiada żalami, pojawia się myśli: Witaj w klubie, jesteś po właściwej stronie itd. Potem można więź pogłębić lub… zacząć rywalizować, licytować się na lamenty. Ktoś mówi: „U mnie w pracy nie ma czasu wolnego, wszyscy pracujemy bez przerwy”. A w odpowiedzi słyszy: „To nic, u nas pracuje się w weekendy, od lat nie miałem urlopu”. Im większy dramat, tym większe współczucie i silniejsza pozycja w grupie cierpiętników. 

Wspólny lament, czyli bądź ze mną 

„Wspólne narzekanie służy konstruowaniu wizji świata zagrażającego, wobec którego tworzy się wspólnota, choćby to była wspólnota bezradności” – pisze Iwona Kabzińska w Etnografii Polskiej. Narzekamy, ponieważ szukamy wsparcia u innych. Wypatrujemy ludzi, którzy zrozumieją nas i nasze kłopoty. Chcemy się czuć częścią wspólnoty. Wspólny zaś lament wzmacnia naszą tożsamość w grupie. Jak pisze Dariusz Doliński: „Badania pokazują, że wspólne tematy narzekań cementują społeczności lokalne w stopniu nie mniejszym niż wspólne interesy”. 

Ludzie szybko zajmują pozycję ofiary i wzajemnie utwierdzają się w adekwatności podziału ról na ofiarę i prześladowcę. Świat prezentuje się wtedy w kontrastach: czarne – białe, wróg – sprzymierzeniec, dobry – zły itd. Student, który narzeka na profesora i oblany egzamin, łagodzi w ten sposób ból porażki. We własnej grupie łatwiej jest ją wytłumaczyć i uzyskać pocieszenie. Odpowiedzialność za niepowodzenie można przypisać czynnikom zewnętrznym – na przykład temu, że profesor nie potrafił wytłumaczyć albo że egzamin był zbyt trudny – a nie brakowi przygotowania czy zaangażowania. Grupa nie tylko okazuje współczucie, ale oferuje jednostronne wyjaśnienie przyczyn problemu. 

Czy twój ryż jest tak samo suchy, czyli porozmawiajmy „Ludzie narzekają po to, by nawiązać lepszy kontakt z innymi” – piszą Bogdan Wojciszke i Marcin Rotkiewicz w książce Homo nie całkiem sapiens. O automatyzmach myślenia, nadętych politykach, narzekaniu Polaków i pułapkach moralności. Pewnego dnia po spotkaniu autorskim na Targach Książki w Warszawie wybrałem się na obiad. Zamówiłem rybę z ryżem. Po pewnym czasie dosiadła się do mnie kobieta. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu; zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę. Moja pierwsza, spontaniczna myśl była taka: „Czy pani ryż jest tak samo suchy jak mój?”. 

Narzekanie wykorzystujemy często do inicjowania i podtrzymywania rozmowy. „Daje nam największą szansę na to, że rozmówca będzie chciał dalej z nami rozmawiać […] oraz pozwala nam stworzyć poczucie bliskiej i głębokiej więzi – piszą Bogdan Wojciszke i Wiesław Baryła. Gdybyśmy wdrożyli radykalny program „zero narzekania”, mogłoby się okazać, że z wieloma znajomymi szybko nie mielibyśmy o czym rozmawiać. 

Oczyszczenie, czyli chcę sobie ulżyć 

Kilka lat temu przyszła do mnie na rozmowę starsza kobieta. Zaczęła narzekać na męża, potem krytykowała szefa, następnie nie zostawiła suchej nitki na sąsiadach. Krąg osób, do których miała pretensje, stale się powiększał. W pewnym momencie przerwałem i spytałem: „Przyszła pani sobie ponarzekać?”. Z rozbrajającą szczerością przytaknęła: „Tak, chcę sobie ulżyć”. Jak przyznaje Mark D. Alicke wraz ze współpracownikami: „Niewątpliwie osoby, które narzekają, najczęściej robią to, aby poczuć ulgę i pozbyć się nieprzyjemnych stanów emocjonalnych, co pozwala im poradzić sobie z frustracją – aż 50 proc. osób pytanych, po co narzekają, odpowiada, że w ten sposób usiłują się pozbyć nieprzyjemnych emocji”.

Wspomnianej pani odpowiedziałem: „Dobrze, proszę sobie ponarzekać, przeznaczmy na to kolejne 10 minut, ale nie więcej”. Narzekanie bowiem może być konstruktywne, jeśli potrafimy utrzymać je w ramach czasowych. Wylewanie żółci i frustracji może pełnić rolę katharsis czyli oczyszczenia. Opada z nas napięcie. Kiedy nazwiemy to, przez co przechodzimy, częściowo zyskujemy nad tym poczucie kontroli. Problem w tym, by odróżnić, kiedy następuje katharsis, a kiedy narzekając, wzmacniamy jedynie poczucia niemocy i złości (patrz ramka s. 65). 

Ile w tobie malkontenta

Przeczytaj poniższe stwierdzenie i przy każdym z nich zaznacz, w jakim stopniu się z nim zgadzasz. Odpowiedź zaznacz na skali od 1 (zdecydowanie się nie zgadzam) 
do 7 (zdecydowanie się zgadzam).

  • Zazwyczaj dzielę się z ludźmi swoimi problemami.
  • Regularnie komunikuję innym swoje negatywne emocje.
  • Częściej skupiam się na przyczynach problemu niż na rozwiązaniach.
  • Gdyby na podstawie mojego życia nakręcono film, byłby to raczej dramat, a nie historia miłosna, komedia czy inspirująca opowieść z morałem.
  • Często narzekam.

Zsumuj punkty. Jeśli jest ich ponad 20, oznacza to, że często zdarza ci się zrzędzić. Wynik powyżej 30 wskazuje, że malkontenctwo weszło ci w krew. Zastanów się, jakie masz z tego korzyści? I jak możesz osiągnąć je w inny sposób, bez narzekania?

 

Co mam zrobić, czyli wołanie o pomoc

Lamentując, oznajmiamy, że mamy problem i oczekujemy wsparcia. Nie jest to wołanie wprost, ani tym bardziej wołanie świadome. A jednak łudzimy się, że – narzekając – zyskamy cudowne rozwiązanie.

Oczywiście, jeśli ktoś stale narzeka, skuteczność tego wołania o pomoc słabnie – słuchacze uodparniają się na ględzenie i ciągłe niezadowolenie.

Spotyka się dwóch pracodawców. Jeden z nich mówi: „Większość moich pracowników godzinami serfuje po Internecie w czasie pracy”. Mówiąc o tym, zdaje się pytać: „Co robisz, że u ciebie w firmie sytuacja wygląda inaczej?”. Jak pisze Magdalena Żemojtel-Piotrowska w książce Narzekanie i roszczeniowość a postrzeganie świata społecznego: „Przedstawiając swoje położenie jako szczególnie ciężkie, a siebie jako bezradnych, osoby stosujące tę metodę mogą oczekiwać wsparcia i pomocy ze strony innych”. 

Problem w tym, że kiedy ktoś podsuwa nam jakieś rozwiązanie, niekoniecznie chcemy wdrażać je w życie. Nierzadko zaczynamy grać w „tak, ale”, czyli znajdujemy kolejne powody, dla których rozwiązania nie da się wprowadzić w życie. Wolimy pozostać przy narzekaniu. 

Wolimy, bo przynosi nam to różne korzyści. Ich odkrycie jest pierwszym krokiem na drodze do wyzbycia się tego szkodliwego nawyku. Drugim zaś jest uświadomienie sobie, jakie istotne potrzeby się za tym zachowaniem kryją. Narzekanie bywa rodzajem gry, za pomocą której próbujemy zdobyć różne trofea: uwagę, współczucie, poczucie wspólnoty, docenienie czy pomoc. Wygrana jest jednak pozorna, a za chwilową ulgę płacimy spadkiem nastroju, pogorszeniem relacji i zdrowia. A to stwarza grunt pod dalsze malkontenctwo. 

Im częściej narzekasz, tym później  osiągniesz to, czego pragniesz – twierdził John E. Coppock, mówca motywacyjny i autor książki Stop Complaining. What’s is the Solution? Jeśli to zrozumiemy, pożegnamy się ze wspólnotą cierpiętników i będziemy mogli poszukać prostszych i bardziej dojrzałych dróg prowadzących do zaspokojenia naszych potrzeb. W końcu, jak mówi przysłowie, lepiej jest zapalić świeczkę niż narzekać na ciemności. 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI