Każda podróż samolotem zaczyna się od krótkiej instrukcji, jak zachować się w sytuacji awaryjnej. Stewardesy informują, że kiedy ciśnienie w kabinie spadnie, nad głowami automatycznie pojawią się maski tlenowe. Usłyszymy też, by rodzice najpierw założyli maski sobie, a dopiero potem dzieciom – trzeba zatroszczyć się o siebie, by móc troszczyć się o innych.
Na tym polega empatia wobec siebie – jest jak tlen dla naszego życia psychicznego. Kiedy jej nie mamy lub mamy zbyt mało, dusimy się wewnętrznie. Dotyczyć to może nie tylko pasażerów samolotu, także rodziców opiekujących się dziećmi, pracowników oddanych firmie, osób zawodowo pomagających innym, jak pielęgniarki czy psychoterapeuci, a tak naprawdę każdego z nas.
Niedoceniająca obecność
O empatii myślimy najczęściej w odniesieniu do relacji z innymi ludźmi. Jak podkreślał Carl Rogers, dzięki niej możemy ich zrozumieć. Oznacza uważną obecność w relacji z drugą osobą: bez oceniania jej, bez chęci zmieniania w niej czegokolwiek, bez udzielania rad. Według Marshalla Rosenberga, twórcy koncepcji komunikacji bez przemocy, taki empatyczny kontakt jest jak „surfowanie na jednej emocjonalnej fali”. Kiedy słuchamy kogoś z empatią, to tak jakbyśmy wchodzili do jego domu – nie po to, by przestawiać mu meble, ale by go poznać, zobaczyć, jak mieszka. I zarazem komunikujemy mu: jestem z tobą, przy tobie, jesteś dla mnie ważny. Widzę cię i słyszę, co czujesz i co jest dla ciebie naprawdę ważne. Przepływają między nami uczucia, buduje się głębokie porozumienie. A zbliżenie wynika nie z podobieństw myśli, przekonań czy hobby, tylko z uczuć i potrzeb, które są wspólne wszystkim ludzkim istotom.
Czasem słyszę głosy, że empatia jest męcząca. Moim zdaniem męczące jest, kiedy mówimy do siebie: powinnaś go wysłuchać, powinieneś być miły, zrób coś, powiedz coś mądrego, pomóż, wymyśl, zareaguj odpowiednio. Taki dialog wewnętrzny zabiera nam dużo energii i osłabia kontakt. Podobnie działają myśli typu: co on mówi, to jest tak głupie, nie da się tego słuchać, gdyby mnie wcześniej posłuchała, nie miałaby teraz problemów, sam jest sobie winien, nie ma racji, nie obchodzi mnie, co czuje. Empatyczna obecność polega na słuchaniu bardziej „sercem”, czyli odczytywaniu, co osoba czuje i co jest dla niej najważniejsze. Dlatego nie może być złej empatii, ponieważ – jak mówi moja znajoma trenerka komunikacji bez przemocy – nie można źle „otworzyć swojego serca” na drugą osobę.
Taka, jaka jestem
Czy w taki sam sposób możemy potraktować samych siebie? „Popatrzeć sercem” na siebie? Dać sobie to, co dajemy innym?
Odpowiedź wydaje się oczywista. Możemy, a nawet powinniśmy z taką samą troską i uważnością zadbać o swoje potrzeby, jak o potrzeby innych ludzi. Tymczasem dla wielu osób to spore wyzwanie. Bo pojawia się polaryzacja: albo „moje potrzeby są ważniejsze od twoich”, albo „twoje potrzeby są ważniejsze od moich”. A każda z tych postaw dopuszcza możliwość przemocy – wobec siebie lub wobec innych. Przemocy rozumianej jako zmuszanie się do działań, które nam lub komuś nie służą.
Trudno na dłuższą metę żyć bez empatii wobec siebie: słabniemy bez niej, narasta w nas złość oraz inne uczucia, których często sobie nie uświadamiamy, a od których „puchnie” nam głowa, a ciało trwa w stanie ciągłej gotowości – do walki lub ucieczki. Aż zastygamy w bezruchu i przygnębieniu. I mało w nas nadziei, że coś się zm...