Neseser, czyli o tym, co (nie) zbędne

Trening psychologiczny

Dobrze, że – uprzedzona przez znajomych – przyjechałam na lotnisko w Tel Avivie dwie i pół godziny przed planowanym wylotem. Rozmowa z pracowniczką ochrony lotniska trwała już kilkanaście minut; zadawała mi te same pytania, które chwilę wcześniej zadawał mi jej kolega. Jaki był cel mojej wizyty? Kto mnie odebrał z lotniska? W którym spałam hotelu? Czy coś zwiedzałam? I, przede wszystkim, dlaczego mam taki mały bagaż? Przecież my, kobiety (uuuh, tego sformułowania nigdy nie lubiłam), chcemy ładnie wyglądać, więc dlaczego na tygodniowy pobyt zabrałam tak mało rzeczy? Potem dowiedziałam się, że będąc młodą kobietą z małym bagażem, wpisuję się w potencjalnie terrorystyczny profil.
Prawda jest taka, że, wykonując zawód w dużej mierze wyjazdowy (prowadzę szkolenia), nauczyłam się zabierać w podróż mało rzeczy. Travelling light. Tak lubię. 
Ale gdyby odnieść to nie tylko do podróży – ale w ogóle do, za przeproszeniem Twoich uszu, stworzonych pewnie do bardziej wyrafinowanych metafor – do podróży, jaką jest życie – co to znaczy? Co to znaczy, podróżować z małym bagażem? 
Lubię słowo neseser. Sprawdziłam etymologię: 
łac. necessarius → potrzebny. Co jest nam naprawdę potrzebne? Ostatnie tygodnie brutalnie postawiły przed nami to pytanie. Co naprawdę potrzebujesz kupić na wypadek przymusowej kwarantanny? Ile pieniędzy jest Ci koniecznie potrzebne do przeżycia? Z czego możesz zrezygnować?
W bajce o Kopciuszku zawsze najbardziej lubiłam ten obraz, kiedy Kopciuszek zostaje w domu, żeby, z polecenia złej Macochy, wybierać z popiołu ziarna soczewicy....

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI