Nauczycielstwo to styl życia

Wstęp

Dlaczego dobry nauczyciel to nie zawsze dobry rodzic? Na czym polega specyficzny rodzaj stresu w zawodzie nauczyciela? Jak wpływa na jego życie rodzinne? Czy to prawda, że nauczyciele zachowują się w domu tak, jakby byli w szkole? Czy sprawdzają na własnych dzieciach swoje kompetencje wychowawcze? Na te i inne pytania odpowiada w udzielonym wywiadzie Jacek Bomba.

Jolanta Białek, Piotr Żak: – Istnieje stereotyp, że nauczyciele są zazwyczaj niezbyt dobrymi wychowawcami własnych dzieci. Czy według Pana Profesora jest on prawdziwy?
Jacek Bomba: – Nie wiem. Nigdy tego nie badałem. Ale przypuszczam, że gdybyśmy ujęli to statystycznie, to okazałoby się, że nauczyciele są „normalnymi” rodzicami – ani gorszymi, ani lepszymi od pozostałych.

– Skąd zatem wzięło się to przekonanie?
– Ponieważ istnieje taki powszechny pogląd, dotyczący nie tylko nauczycieli, że skoro ktoś jest przygotowany teoretycznie do wykonywania jakiejś pracy, to powinien ją wykonywać lepiej niż inni. Nauczyciel powinien więc lepiej sprawdzać się jako rodzic, wykorzystując swoją wiedzę pedagogiczną do wychowywania własnych dzieci. Powiązałbym to z dosyć powszechną w społeczeństwie wiarą w eksperta. Oczekujemy, że lekarze będą zdrowsi niż inni, że nauczyciele lepiej wychowają swoje dzieci, psychologowie lepiej będą rozumieć siebie i innych, że księża będą się lepiej modlić, a szewcy nie będą chodzić boso.

– Dlaczego nauczyciele, mimo wiedzy o wychowaniu dzieci, nie wyróżniają się niczym szczególnym jako rodzice?
– Moim zdaniem dlatego, że jedną z cech pracy nauczyciela jest towarzyszący jej pewien specyficzny rodzaj stresu. Wiąże się on z mnogością kontaktów interpersonalnych, które skądinąd są czymś pięknym i bardzo potrzebnym, ale w odpowiedniej dawce. A nauczyciele mają ich wręcz w nadmiarze. Jeśli zatem nie są idealnymi rodzicami, popełniają błędy, to dzieje się tak na skutek czegoś, co obecnie nazywa się „zmęczeniem współodczuwania”. To jest nowy termin, który zastąpił dawny „zespół wypalenia”. W uproszczeniu można powiedzieć, że dobra praca wychowawcza w każdych okolicznościach polega na umiejętności tzw. kontenerowania, czyli przyjmowania trudności, napięć, problemów drugiego człowieka, a potem przeanalizowania ich, uproszczenia i oddania w postaci np. rozsądnej porady. Nauczyciele mają do czynienia z dużą liczbą dzieci, z dużą liczbą powtarzających się problemów, naturalne więc, że ich zdolność kontenerowania w końcu się wyczerpie. Podobnie zresztą jest w pracy lekarza, pielęgniarki czy psychoterapeuty. To jedna możliwość wytłumaczenia. Druga wiąże się z ową wiarą w eksperta. Wielu nauczycieli uważa się za fachowców w dziedzinie dydaktyki i pewnie takimi są. Ale w związku z tym swoje niepowodzenia nauczycielskie mogą przeżywać poważniej, ciężej, gorzej niż ktoś, kto się nie czuje ekspertem. Sytuacja psychiczna nauczycieli staje się tym trudniejsza, im bardziej brną w stan nazywany „neurotycznym poczuciem winy”, to znaczy im bardziej zdają sobie sprawę, że postępują nie tak, jak chcieliby, że pogłębia się rozbieżność pomiędzy codziennością a ich koncepcją bycia nauczycielem, wychowawcą. Mają wtedy kilka rozwiązań. Pierwsze – zrezygnować z zawodu. Drugie – iść na długi urlop i się odprężyć, zrewidować swoje myślenie. Trzecie – uzupełnić swoją edukację. Czwarte, niestety, najczęściej wybierane – usztywnić się na swojej pozycji i tłumaczyć, że inaczej nie można, bo to taka praca i taki zawód, że rutyna i sztywna postawa są jedynymi skutecznymi metodami postępowania.

– Jak wyczerpanie możliwości kontenerowania przenosi się na życie rodzinne?
– Pierwszym sygnałem jest to, że człowiek nie ma ochoty słuchać innych, chętnie natomiast sam by się komuś pożalił. Albo w ogóle nie chce z nikim rozmawiać i zamyka się w pokoju. Chce mieć 15 minut ciszy. W dobrze funkcjonującej rodzinie nikt nie traktuje takiego sygnału jako oznaki braku zainteresowania czy miłości. Jest on po prostu naturalnym prawem mamy czy taty, męża czy żony do chwili spokoju i odpoczynku. Oczywiście, łatwo można zacząć tego prawa nadużywać. No bo jeśli się uzyska 15 minut, to dlaczego następnym razem nie może to być już 20 minut? Konsekwencją takiej postawy jest chęć odepchnięcia problemów, ominięcia ich. Inną konsekwencją wyczerpania możliwości kontenerowania jest utrata wrażliwości na innych. Wszystko odbija się od człowieka, wykonuje własne obowiązki w sposób rutynowy i usztywniony. Broni się w ten sposób przed napływem nowych przeżyć. To jest reakcja nieświadoma. Dopiero potem dorabia do swojej postawy jakieś wyjaśnienie, bo jednak trudno jest żyć nie wiedząc, dlaczego np. jest się surowym dla innego człowieka, chociaż wcześniej się nie było. Zresztą, to nie jest specyfika tylko zawodu nauczycielskiego. To odnosi się do bardzo różnych profesji.

– Nauczyciele bardzo często się denerwują, gdy słyszą od swoich najbliższych: męża, żony czy dzieci – że w domu zachowują się tak, jakby byli w szkole. Czy według Pana Profesora rzeczywiście tak jest, że nauczyciele nie potrafią zostawić w szkole skóry pedagoga i przenoszą nawyki szkolne do domu?
– Myślę, że jeżeli nauczyciel długo pracuje nad tym, żeby zachowywać się efektywnie w szkole, to potem nie ma powodów, żeby to zachowanie zmieniał w każdej innej sytuacji. Dlatego wykorzystuje je w różnych okolicznościach, a pewnie najczęściej wychowując własne dzieci. No bo skoro udało mu się spowodować, że uważany za postrach szkoły Jaś na jego lekcjach siedzi spokojnie i zawsze ma zeszyt, to dlaczego ma nie zastosować tej samej metody wobec własnego niesfornego dziecka? Sam od wielu lat jestem nauczycielem i musiałem się nauczyć budować wypowiedź w sposób zwięzły, a także podawać zawsze parę przykładów, które zilustrują te moje okrągłe zdania. Taki styl wypowiedzi stał się moim nawykiem. W efekcie zdarza mi się, że gdy mnie ktoś o coś zapyta, to robię wykład, zamiast odpowiedzieć jednym zdaniem. Robię to w domu...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI