Napięcie arcykobiece

Zdrowie i choroby Praktycznie

Żarty na bok, panowie. Zespół napięcia przedmiesiączkowego to źródło prawdziwego, trwającego nawet czternaście dni cierpienia kobiet. Co może pomóc waszym żonom, partnerkom, dziewczynom i córkom?

Zazwyczaj TO trwa kilka dni, ale niektóre kobiety może „trzymać” nawet dwa tygodnie. Czternaście dni koszmaru. Renata rzuciła wtedy pracę, Iwona wyprowadziła się od męża, a Marta zjadła kilka czekolad, jedną po drugiej. Spięte, przepełnione emocjami, bez wyraźnego powodu czuły się fatalnie. „Czasem jest mi tak źle, że marzy mi się koniec, koniec wszystkiego. Myślę wtedy, że chyba lepiej by było umrzeć” – wzdycha Iwona. I tak co miesiąc. Renata, Marta i Iwona zmagają się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego, który – jak wynika z najnowszych badań – dotyka 90 proc. kobiet. Co druga doświadcza z tego powodu stanów emocjonalnych, z którymi nie potrafi sobie poradzić.

Zespół napięcia przedmiesiączkowego (ang. Premenstrual Syndrome, PMS) zazwyczaj pojawia się tydzień przed wystąpieniem krwawienia. Wielu kobietom trudno przetrwać te kilka dni przed nadejściem miesiączki. Nie dość, że głowa na przemian ćmi i pęka, bolą plecy i piersi, to jeszcze ciągle chce się płakać, ma się ochotę krzyczeć, wyrzucić z siebie wszelkie tłumione żale i pretensje, spoliczkować namolnego akwizytora, a kilka chwil później... poczęstować go kawą i kupić od niego koszmarnie drogi zestaw noży ceramicznych. Kobiety najsilniej doświadczające objawów PMS przestają panować nad swoim życiem osobistym i zawodowym – sypią się ich relacje z bliskimi, nie dotrzymują terminów w pracy. A gdy przychodzi miesiączka, wszystko mija jak ręką odjął. „Mam wtedy gigantyczne wyrzuty sumienia i pretensje do samej siebie, że nie umiałam zapanować nad emocjami” – przyznaje Renata, adwokatka korzystająca z psychoterapii z powodu wahań nastroju. Choć wie, że takie gwałtowne stany emocjonalne pojawiają się cyklicznie, to jednak w szczytowej fazie PMS trudno jej uwierzyć, że za kilka dni wszystko minie i nastanie spokój. „Kiedy zaczyna się ten najgorszy czas, czuję się opuchnięta, obolała i brzydka. Nic mi się nie chce – ani dbać o siebie, ani o otoczenie. Denerwuję się z byle powodu, płaczę. Argument, że to PMS, drażni mnie i złości, bo czuję się bagatelizowana, gdy słyszę mające mnie pokrzepić słowa: »to za chwilę minie«”.

Kobiety decydujące się na psychoterapię początkowo nie zdają sobie sprawy z tego, że wiele ich zachowań ma związek z PMS – obwiniają siebie o „trudny charakter” i nieumiejętność opanowywania się w niektórych sytuacjach. Czują się kompletnie bezradne wobec męczących stanów emocjonalnych, a niektóre zupełnie nie uświadamiają sobie cykliczności własnych nastrojów. Jak zatem złapać równowagę? Warto prowadzić tzw. dzienniczek uczuć, w którym każdego dnia zaznacza się na skali poziom nasilenia poszczególnych emocji, zarówno tych pozytywnych (radości, zadowolenia, spełnienia), jak i negatywnych (smutku, lęku czy rozgniewania). Jeśli mamy do czynienia z PMS, to po pewnym czasie można zauważyć, że bez względu na pojawiające się sytuacje życiowe, niektóre stany emocjonalne powtarzają się, nasilają lub słabną w tych samym momencie cyklu.

Nim rozpęta się wichura


Co jest najbardziej pomocne w radzeniu sobie z napięciem przedmiesiączkowym? Wiele kobiet wskazuje na pozytywne efekty zbilansowanej diety – bogatej w żelazo, a uboższej w potas. Na inne świetnie działa aromaterapia, czyli terapia w otoczeniu przyjemnych, łagodzących nerwy zapachów oleju cyprysowego lub różanego. Ulgę przynosi sport, a także relaksacja treningiem autogennym Schultza. Dla wielu pań bardzo pomocna jest psychoterapia, będąca swois...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI