Najpierw nauczyć, potem wymagać

Wstęp

Od czasu badań przeprowadzonych w latach 70. minionego stulecia przez norweskiego psychologa prof. Dana Olweusa, o przemocy dzieci wobec dzieci napisano dziesiątki artykułów i książek. Temat pojawia się w mediach coraz częściej, w następstwie przerażających samobójstw zaszczutych uczniów. Pomimo że stworzono liczne programy przeciwdziałania przemocy w szkole, wciąż się ona nasila.

Społeczeństwo wydaje się wobec przemocy bezradne, o czym świadczy niedawne przedsięwzięcie byłego ministra oświaty, który szukał rozwiązania problemu w represyjnych metodach oddzielania agresywnych dzieci od reszty społeczeństwa. To reakcja na skutki działania mechanizmu przemocy. A czy można coś zrobić, by nie dopuścić do jego rozwoju?

Na jakim etapie edukacji dzieci uczone są empatii, szacunku dla drugiego człowieka i zrozumienia, na czym polega krzywda oraz co zrobić, kiedy do niej dochodzi? W zasadzie przekazanie tej wiedzy pozostaje w gestii rodziny. Tymczasem nadal większość dorosłych toleruje przemoc fizyczną i psychiczną oraz ignoruje jej skutki, nie doceniając szkodliwości, jaką wyrządza rozwojowi i potencjałowi dziecka. Co najmniej połowa rodzin w kraju ma problemy z nadużywaniem alkoholu, po którym 70 proc. pijących zachowuje się agresywnie. W wielu rodzinach wciąż panuje przekonanie, że nieustanna krytyka, wyśmiewanie i bicie to skuteczne metody wychowawcze. Aby coraz lepiej chronić dzieci przed przemocą ze strony dorosłych, wprowadza się nowe przepisy prawne. Zmieniają one, choć powoli, postawę dorosłych wobec przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej.

Niestety, często zapomina się, że dzieci są dręczone również przez dzieci. Dręczyciele są okrutni wobec swoich ofiar, potrafią krzywdzić fizycznie i psychicznie z nie mniejszą siłą niż dorośli. Ponieważ są młodzi, prawo nie pociąga ich do odpowiedzialności. Co prawda za czyny młodych krzywdzicieli odpowiadają dorośli, przede wszystkim rodzice, jednak na ich pomoc w opanowaniu działań gnębiciela najmniej można liczyć. Przecież dzieci, które dręczą i stosują przemoc w stosunkach z rówieśnikami, najczęściej same doznały jej w najbliższym rodzinnym otoczeniu. Nie ma przepisów prawnych, które ograniczałyby działalność dziecięcych dręczycieli. Nie ma też jednoznacznych zasad, które pozwoliłyby wyznaczyć granicę pomiędzy dopuszczalnym i niedopuszczalnym zachowaniem. Co wolno, a czego już nie – pozostaje w domyśle. Dzieci potrzebują konkretnej wiedzy, zdefiniowania, kiedy kończy się zabawa a zaczyna przemoc. Tę wiedzę powinniśmy dostarczać od najmłodszych lat życia, ponieważ skłonność do rozwiązywania problemów przemocą pojawia się już w piaskownicy.

Nie ignorować przemocy w przedszkolu


W przedszkolu agresywne zachowania są ignorowane, bo wydają się mało szkodliwe. Ponadto jest ich tak wiele, że opanowanie każdego przejawu agresji wymagałoby ogromnej konsekwencji, umiejętności i cierpliwości w pokazywaniu możliwych alternatywnych zachowań w danej sytuacji. Wychowawcy i nauczyciele, odpowiedzialni za dużą grupę dzieci, mimo najlepszych chęci w większości wypadków ignorują takie zachowania i czekają, aż mali dręczyciele opuszczą przedszkole. Edukację zostawiają szkole. Wierzą, że z wiekiem dzieci nauczą się empatii oraz spostrzegania świata i relacji pomiędzy ludźmi w bardziej złożony sposób, zrozumieją sens swojego zachowania i po prostu je zmienią.To założenie jest być może największym błędem systemu edukacyjnego.
Zachowania utrwalone u dzieci kilkuletnich utrzymują się. Im później rozpoczyna się edukację w tym zakresie, tym mniejsza jest jej skuteczność. Z tego wniosek, że należy reagować natychmiast – powstrzymywać złe zachowania i pokazywać, w jaki sposób w tej samej sytuacji dziecko może się zachować dobrze. Już dwu- i trzylatki można i trzeba w ten sposób uczyć.

Bezkarność małych dręczycieli


Do szkoły trafiają dzieci z dobrze utrwalonymi odruchami fizycznego i psychicznego wymuszania siłą swojej woli. Ciągle są małe i słabe, więc ich bicie nie uszkadza ciała ofiary. Dlatego szturchańce i przepychanki stosowane przez małych dręczycieli uznawane są za typowe dziecięce zachowania, a rodzice i wychowawcy najczęściej je ignorują. Również ignoruje się dziecięce kłótnie, które bywają dręczeniem psychicznym. Niestety, rzadko docenia się ich niszczącą i krzywdzącą siłę. Dręczenie psychiczne trudno zaobserwować, bo mały krzywdziciel ma już lata praktyki w ukrywaniu swoich zachowań. Potrafi też zrzucać winę na ofiarę, która – sprowokowana i doprowadzona do ostateczności – wybucha i najczęściej to ona jest karana za swoje zachowanie. Dostrzeżenie różnicy pomiędzy zwykłymi kłótniami a dręczeniem wymaga wielkiej uważności i przebywania wśród dzieci, szczególnie w czasie przerw, w szatniach i na boisku szkolnym.

Bagatelizując zjawisko, nie przeciwdziałając mu, opiekunowie, nauczyciele i wychowawcy kręcą sobie bicz na własną głowę. Swoją biernością wspierają rozwój grupowego mechanizmu przemocy i zmowy milczenia. Wkrótce będą wobec nich bezradni i zaczną się bać swoich uczniów.

W kolejnych latach dzieci – utwierdzone w przekonaniu, że dorośli akceptują przemoc, że nic nie rozumieją, a powiadomieni o tym, co się dzieje, najczęściej pogarszają sytuację – nie szukają już u nich pomocy. Powstaje zmowa milczenia. Bezkarni dręczyciele okazują się silniejsi od dorosłych i to oni rządzą grupą. A dla dzieci czy nastolatków akceptacja grupy jest najważniejsza – bez niej nie da się znieść pobytu w szkole, dlatego grupie nie można się przeciwstawić. Lęk przed odrzuceniem prowadzi do całkowitej bierności wobec przemocy.

Każda grupa potrzebuje przywódcy i po krótkim czasie taka osoba lub grupa osób-liderów się wyłania. Dzieci nie potrafią rozróżnić, kiedy przywództwo jest wymuszone strachem i zagrożeniem, a kiedy podążają za kimś, kto prezentuje te same wartości i ma coś ciekawego do zaproponowania. N...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI