Moda na sukces trwa

Wstęp

Pragniemy go, ale po cichu, skrycie. Publicznie krytykujemy tych, co pędzą ku niemu bez hamulców. Życzymy sobie sukcesu oficjalnie, przy świątecznych okazjach, ale gdy ktoś go już osiągnie – traci naszą sympatię. Wychowujemy do niego dzieci, choć się do tego nie przyznajemy. Ma wielu ojców, lecz często traktowany jest po macoszemu. Wyczekiwany i przeoczony, wymodlony i przeklęty... Sukces. Czemu tak ciężko żyć bez niego? Czemu z nim wcale nie łatwiej?

Spotkaliśmy się dwanaście lat po maturze. Przyjechała połowa klasy. Artur – zapracowany prawnik, jest dziś mniej wstydliwy, ale poza tym nie zmienił się w ogóle. Jego kancelaria nie wyrabia ze zleceniami, a okazały dom jest już na ukończeniu. Maciek przytył i wyłysiał, całe spotkanie narzekał na niską pensję na uczelni. – Nie stać mnie na mieszkanie! Co mi dały studia, po co robię doktorat... – marudził po trzecim piwie. Artur zaczął go pocieszać: – Ty przynajmniej masz fajną rodzinę. Ja nie wiem, po co taką chałupę stawiam. Kto w niej zamieszka? Karina jako stewardessa obleciała cały świat. Widziała, jakie wrażenie robiły na nas jej opowieści o miejscach egzotycznych i spotkanych tam osobach. Dagmara kieruje zespołem w renomowanej firmie marketingowej: – I co z tego? Wciąż nie mam rodziny – ucięła nasze zachwyty. Anka w połowie imprezy wybiegła z płaczem. Nie wiedzieliśmy, co się stało. Zawsze była ofiarą klasową, która ledwo przechodziła z klasy do klasy. Dziś ma udaną rodzinę, piękny dom, a na dodatek... ze swojej pasji projektowania kiecek stworzyła dobrze prosperującą sieć butików. I co? – Żałuję, że przyszłam. Ja nie mam takich sukcesów jak wy, nie mam się czym pochwalić – wykrzyczała nam Anka.

Ja wam pokażę!

Po wyjściu Anki rozmowy ucichły. Wszyscy myśleli o swoich życiowych osiągnięciach... Nasze dokonania bledną lub nabierają blasku dopiero w porównaniu z cudzymi. Swoista licytacja (na samochody, domy, wakacje, dzieci) przechodzi w grę, którą Eric Berne, szwajcarski analityk, nazywa „moje lepsze niż twoje”. Niepewni wartości własnych dokonań, próbujemy udowodnić, że nie jesteśmy gorsi od innych. Jakże często szkolna ofiara zwycięża w innej grze – w „ja wam pokażę!”. Ledwo skończył szkołę, ale potem nie szczędzi wysiłków, by zdobyć prestiż i pozycję, by kolegów zżerała zawiść i żal, że wcześniej nie traktowali go dobrze.

Anka najwyraźniej nie w taką grę grała. Raczej już w „moje gorsze”. Czemu umniejszała wartość swoich osiągnięć? W naszej kulturze chwalenie się sukcesem nie jest dobrze widziane.
– Niechętnie ujawniamy nie tylko sukcesy, ale nawet swoje aspiracje do sukcesu – mówi Zofia Milska--Wrzosińska, psychoterapeutka i dyrektor Laboratorium Psychoedukacji. – Obawiamy się, że może nas spotkać kara. Na przykład ludzie uznają, że się wywyższamy, myślimy tylko o karierze i nie dostrzegamy wyższych wartości. A sami też nie jesteśmy pewni, czy zasługujemy na to, czego pragniemy, czy jesteśmy tego warci, więc po co kusić los...
Łatwiej nam przyznać się do sukcesów, które polegają na równaniu do średniej, czyli na eliminowaniu wad czy niedoborów, np. sukces: rzuciłem palenie. Trudniej afirmować sukcesy, które wiążą się z pójściem w górę.

Najlepszy na podwórku

Siedzieliśmy, już bez Anki, do rana, zastanawiając się, kto z nas odniósł sukces, a kto nie... Bo sukces to subiektywne przekonanie, że udało nam się zrealizować ważny dla nas – niekoniecznie akceptowany przez innych – cel. – To, co dla jednych jest sukcesem, dla innych może być niewiele znaczącym wynikiem – zauważa dr hab. Kinga Lachowicz-Tabaczek z Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka książki Potoczne koncepcje świata i natury ludzkiej. Bywa też odwrotnie: inni dostrzegają nasze sukcesy, a my nie jesteśmy z siebie zadowoleni. Być może o coś innego nam w życiu szło, a być może mieliśmy duże możliwości, osiągnęliśmy swoje cele dość łatwo. Prof. Wiesław Łukaszewski, kierujący Katedrą Psychologii Ogólnej w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie, zapytany o sukces, stwierdził: – Nie myślę o sobie jako o człowieku sukcesu. Zaszedłem daleko, bo miałem długie nogi. Wysiłek był niewspółmiernie mały do rezultatów.

Dla poczucia sukcesu ważna jest atrybucja jego przyczyn. Nie ma mowy o sukcesie, jeśli uznamy, że zawdzięczamy go zbiegowi okoliczności. Mówimy o nim dopiero wtedy, gdy sądzimy, że zawdzięczamy go sobie. – To jest nasze autorskie dzieło – podkreśla Piotr Fijewski, psychoterapeuta z ośrodka Intra. – Liczy się moc sprawcza, wywieranie wpływu na rzeczywistość. A jeśli przy tym nie rezygnujemy ze swoich wartości, wtedy możemy poczuć się dumni z tego, co osiągnęliśmy.

Na sukces można więc patrzeć z dwóch perspektyw: wewnętrznej, psychologicznej, i tej zewnętrznej, socjologicznej. Choć funkcjonuje również pogląd, że o prawdziwym sukcesie można mówić tylko w tej zewnętrznej perspektywie, gdy wedle obiektywnych miar osiągamy więcej niż inni, a otoczenie to potwierdza. – Samoocena tu nie wystarcza – podkreśla Wiesław Łukaszewski. – Ludzie przywołują pojęcie sukcesu z braku innych kategorii. Nazywają tak spełnienie marzenia, a nawet sytuację, gdy na przykład ogórkowa im wyszła. Nasze życie jest wielobarwne i wielopoziomowe. Dwie kategorie „sukces – porażka” nie wystarczą do jego opisu.

O relatywności sukcesu mówi również prof. Bogdan Wojciszke, dyrektor Instytutu Psychologii PAN: – Odnosi go każdy, kto jest lepszy od innych. Niekoniecznie od wszystkich innych, ale lepszy przynajmniej na swoim podwórku!

Sukces bez fantazji


Wydaje się, że sukces jest elitarny – tylko dla nielicznych. Może dlatego nikt podczas klasowego spotkania nie mówił i nie myślał nawet o swoich sukcesach. A przecież tysiące publikacji przekonują, że każdy może go osiągnąć. Może jeśli się postara i przeczyta jeden z podręczników o znamiennych tytułach: Obudź w sobie olbrzyma (Anthony Robbin), Zwycięzca w każdym z nas (Riley Pat), Sukces? Trzeba tylko chcieć (Napoleon Hill i W. Clement Stone), Ludzie sukcesu (Jan Pottker), Sposób na sukces (Brian Tracy)...

Jednak przekonanie, że nie ma rzeczy, których nie mógłbyś dokonać, może słono kosztować. Piszą o tym Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus i Alle Fay w książce Jak nie wpaść w depresję. 40 szkodliwych przesądów, które zatruwają nam życie. Pokazują tam skutki dążenia ludzi do nierealnych celów. Myśląc o przyszłości, możemy formułować oczekiwania, które uwzględniają szanse realizacji lub fantazjować, nie krępując się realiami. Do tego właśnie zachęcają nas pseudoporadniki: wyobraź sobie, że jesteś bogaty; myśl pozytywnie, to tak się stanie. Takie fantazjowanie – jak pokazały badania Gabrielle Oetingen – może być szkodliwe!

Warunkiem sukcesu jest postawienie sobie realistycznych celów, a to wymaga poznania swych możliwości, zdolności i... ograniczeń. William James, prekursor fenomenologii, już w 1892 roku dostrzegł, że „rezygnacja z aspiracji przynosi taką samą błogosławioną ulgę jak ich realizacja”.
Może zatem dla Maćka lepiej byłoby dać sobie spokój z doktoratem, skoro przez 7 lat nie potrafi go obronić?
Badania potwierdzają, że ludzie, którzy po latach starań decydują, że już nie napiszą wymarzonej książki, nie zdobędą uczuć wybranki, mają się lepiej niż ci, którzy wciąż się łudzą. Problem w tym, jak pisze prof. Grażyna Wieczorkowska z Uniwersytetu Warszawskiego, autorka
Inteligencji motywacyjnej, by uchwycić moment, kiedy wytrwałość (ważna przy realizacji celów) przechodzi w nieprzystosowawczą sztywność („Charaktery” 1/2002).

Bardziej chcieć

A może nie o osiągnięcie sukcesu nam chodziło? Może chcieliśmy w życiu osiągnąć coś inn...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI