Miłość - reaktywacja

Na temat Rodzina i związki

Taaak, oczywiście kochamy się, chcemy być ze sobą... Ale czujemy się tak, jakby to, co nas łączy, było już tylko piękną fotografią ślubną, a nie żywymi emocjami. Uczucie oklapło. Czy można tchnąć w nie znów życie? Czy można pokochać się na nowo?

Jak to możliwe, że trzy, pięć, dziesięć lat temu widziałem w niej Kobietę Mojego Życia? Na samą myśl o niej u ramion rosły mi ogromne skrzydła, na których poleciałbym za nią na koniec świata. A dziś najchętniej uciekłbym od niej na koniec świata, gdybym te skrzydła jeszcze miał... – zastanawia się On, siedząc przed telewizorem i zerkając kątem oka na „Kobietę Jego Życia”, która biega po mieszkaniu w rozciągniętych portkach, rozczochrana i zaniedbana. Bo dla kogo ma o siebie zadbać? Dla niego? Przecież już nie musi.
Będzie tak siedział z tym pilotem w ręku i nawet nie pomyśli, żeby mi pomóc. Co się z nim stało przez te kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat? Chyba miałam coś nie tak z oczami, że zobaczyłam w nim Tego Jedynego! – myśli w tej samej chwili Ona, zbierając po raz setny skarpetki męża z dolnej półki regału na książki.

Kiedyś On i Ona chłonęli każde swoje słowo. Dziś z góry potrafią przewidzieć, co powie to drugie. Jej uroczy kiedyś szczebiot dziś tylko go irytuje. Jego powściągliwość, tak cenna kiedyś, teraz wydaje się jej nie do zniesienia. Nawet gdy nie odzywają się do siebie, wiedzą, o czym milczy to drugie. Bo o czym tu mówić po latach życia razem? Każdy wielokrotnie powtarzający się bodziec obojętnieje. Pojawia się habituacja – czyli przyzwyczajenie do siebie nawzajem.

POLECAMY

To dlatego kiedyś sobą zachwyceni, dziś omiatają się wzrokiem, nie widząc się. Stopniowo przestają na siebie reagować. Traktują się niczym stały element wyposażenia, jeszcze jeden sprzęt domowy. Milczą. Czekają. Trwają.
A przecież on o nią tak kiedyś walczył, ona życia sobie bez niego nie wyobrażała. Budziła jego zaufanie swoją dbałością o szczegóły, a on zachwycał ją fantazją. Dziś te same cechy drażnią ich nawzajem, mąż zarzuca żonie drobiazgowość, ona jemu – brak rozwagi. Początkowa fascynacja szybciej niż mogli się tego spodziewać zmieniła się w odrzucenie. Czy tak być musi? Czy można od nowa zakochać się w swoim partnerze?

Zmęczone neurony
Romantyczna miłość jest stanem ekstatycznym, marzeniem na jawie. Nie możemy spać, ciągle myśląc o ukochanym, chcemy ukochanej dać gwiazdkę z nieba. Ten stan, podobny do narkotycznego uniesienia, opisywał psychiatra Michael Liebowitz. Według niego, u zakochanych emocjonalne centra mózgu są wręcz zalewane przez dopaminę – produkowany przez organizm związek, którego działanie i skutki są porównywane z tym, co wyczynia z człowiekiem amfetamina.

Ile mogą wytrzymać zakończenia nerwowe mózgu na takim „haju”? Badacze policzyli, że zwykle nie więcej niż trzy lata. Po tym czasie neurony „przyzwyczajają się” i podniecenie spada. Według Liebowitza, w mózgu zaczynają wtedy rządzić endorfiny, naturalnie wytwarzane związki chemiczne, które działają wyciszająco. To początek drugiego etapu miłości – przywiązania, dającego poczucie bezpieczeństwa i spokoju. „Kochankowie miłują się dalej, ale w inny już sposób: pełen ciepła i zaufania do siebie”, pisze amerykańska antropolog Marjorie Shostak, analizując schyłek romantycznej miłości w związkach członków plemienia Kung, zamieszkującego pustynię Kalahari.

Prędzej czy później motylki w brzuchu zakochanych żyjących pod każdą szerokością geograficzną odfruwają. Dzieje się tak od 3,5 miliona lat – uważa Helen Fisher, autorka bestselleru Anatomia miłości, która miłość opisuje z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej. Jej zdaniem, zauroczenie u naszych przodków trwało dokładnie tyle, ile potrzeba było, by wychować dziecko. Gdy stawało się ono w miarę samodzielne (około 3–4 roku życia), samiec zyskiwał pewność, że jego geny zostały utrwalone i... na ogół szukał okazji do utrwalenia ich z następną partnerką.

Echa tych strategii przetrwały do dziś, bowiem – jak wynika z analiz socjologów na całym świecie – najwięcej par rozstaje się właśnie po czterech latach. To najbardziej krytyczny moment dla związku, choć, paradoksalnie, właśnie wtedy zaczyna on osiągać etap związku kompletnego – namiętność całkiem nie ostygła, a już obecna jest intymność i zaangażowanie.

Takie są prawa biologii – mówią psychologowie ewolucyjni. Namiętność stygnie, a pożądanie z każdym rokiem trwania związku maleje. Czas działa szczególnie na niekorzyść kobiet, dewaluując ich wartość matrymonialną. David Buss w Ewolucji pożądania podaje interesujące wyniki badań: co prawda w ciągu pierwszych pięciu lat związku odsetek mężów skarżących się na niechęć żon do seksu rośnie trzykrotnie, ale też spada zainteresowanie seksualne mężczyzn, co naukowcy łączą z utratą – wraz z wiekiem – urody partnerek. Z badań wynika też, że żonom łatwiej jest pogodzić się z łysiną męża niż mężom z nadwagą żon. Co nie zmienia faktu, że dla obojga partnerów nadeszły właśnie trudne chwile: oto miłość przejrzała na oczy i okazało się, że ani on dla niej, ani ona dla niego nie są już chodzącymi ideałami...

Trzy składniki miłości

Robert Sternberg opisuje miłość przy pomocy trzech składników: namiętności, zaangażowania i intymności. Intymność, czyli bliskość, to pozytyw­ne uczucia i działania wzmagające przywiązanie partnerów. Na intymność składają się: pragnienie dbania o dobro partne- ra, przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu, szacunek dla partnera, wzajemne zrozumienie, dzielenie się przeżyciami oraz dobrami duchowymi i materialnymi, dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia, wymiana intymnych informacji oraz postrzeganie partnera jako ważnego elementu własnego życia. W początkach miłości intymność jest niska, rośnie powoli wraz z czasem trwania związku i jeszcze wolniej opada po osiągnięciu maksimum. Namiętność to przeżywanie silnych emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Gdy intensywność namiętności jest wysoka, przeżywa się takie emocje jak: pożądanie, radość, podniecenie, tęsknota, zazdrość, niepokój. Towarzyszy im silna motywacja do połączenia się z obiektem miłości. W początkowym etapie zakochiwania się namiętność jest bardzo silna i niepodatna na świadome kierowanie. Namiętność szybko rośnie i równie szybko spada, ale nie oznacza to końca miłości. Zaangażowanie to działania mające na celu przekształcenie miłości w trwały związek. To składnik miłości, którego nasilenie sami kontrolujemy. Wraz z początkiem miłości zaangażowanie stopniowo rośnie. Gdy osiągnie ono maksymalny poziom, to zazwyczaj utrzymuje się na nim do końca trwania związku. W parach zadowolonych z małżeństwa zaangażowanie jest najsilniejszym składnikiem miłości.

Ona zawsze, on nigdy
Idealizacja mija, pożądanie powoli stygnie. To jeszcze nie tragedia, bo jak dowodzą badania prof. Bogdana Wojciszke, psychologa z SWPS w Sopocie i autora Psychologii miłości – wielkość przeżywanej namiętności nie wiąże się ani z satysfakcją z partnera, ani z oceną związku i zysków, jakie z niego czerpiemy. Wkraczamy w kolejny etap związku – stabilizacji.

Psycholog i terapeuta Izabela Wożyńska-Więch uważa, że ten etap może być niezwykle ciekawy i fascynujący: – Oprócz namiętności i pożądania, pojawia się silne zaangażowanie w relację i poczucie wspólnoty w realizowaniu ważnych celów życiowych. Wiążą się z tym równie silne gratyfikacje – stabilna i dająca oparcie relacja partnerska pomaga w podejmowaniu i realizacji dojrzałych ról życiowych, niedostępnych w fazie zakochania. Pomaga też w radzeniu sobie z trudnościami i cieszeniu się sukcesa...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI