Matkujące światu inaczej, czyli dlaczego kobiety nie decydują się na dziecko - Z Justyną Dąbrowską rozmawia Paulina Chołda

Psychologia i życie

Przy decydowaniu się na dziecko nie do końca można wyważyć racje – tu potrzebne jest szaleństwo w dobrym tego słowa znaczeniu. I spontaniczność – ta decyzja musi płynąć z naszej części zmysłowo-emocjonalnej. Gdy zaczynamy główkować, decydujemy często na „nie”. Dobrze, kiedy zapraszamy dziecko do naszego życia, bo mamy miłość do rozdania. Ale można też matkować światu na wiele innych sposobów.

Paulina Chołda: Co czwarta Polka w wieku 45 lat jest bezdzietna. W Wielkiej Brytanii aż połowa trzydziestolatek nie ma dzieci i deklaruje, że mieć nie będzie. Jako społeczeństwo mentalnie nie jesteśmy na to przygotowani…
Justyna Dąbrowska
: Trudno nam się godzić na te zmiany, bo żyjemy w określonym kontekście kulturowym, zgodnie z którym wciąż jeszcze dopiero macierzyństwo uprawomocnia kobiecość. To nie tylko kwestia naszego konserwatywnego społeczeństwa, ale całej tradycji judeochrześcijańskiej: zakłada ona, że kobieta staje się pełnowartościowa dopiero wtedy, gdy zostaje matką. Dopóki nią nie jest, sądzi się, że jest trochę niedojrzała. Widać to, gdy rozmawia się z kobietami leczącymi się na niepłodność – mówią, że czują się, jakby były wybrakowane, jakby miały jakiś defekt, mniejszą wartość.

Mogą jednak liczyć na współczucie – trzymamy kciuki, aby udało im się dołączyć do grona dzietnych. Inaczej sprawa się ma, gdy kobieta przyznaje, że nie chce mieć dzieci – to się nam nie mieści w głowie i łatwo pomyśleć, że coś z nią nie tak… Coś w niej trzeba „naprawić”…
Gdy kobieta mówi, że nie decyduje się na dzieci, to często reakcją – nawet psychologa – jest ocena: ta pani ma jakiś problem. Tak jakbyśmy zakładali, że naturalną i zgodną z normą jest sytuacja, gdy kobieta w końcu dochodzi do zrozumienia, że chce mieć dziecko. Tymczasem jeśli ktoś deklaruje, że nie chce mieć dzieci, to właśnie taka decyzja może być wyrazem dojrzałości i niekoniecznie jej źródła tkwią w powikłanej historii tej osoby. W społecznościach tradycyjnych czy w stadach naszych człekokształtnych kuzynów bezdzietna kobieta czy samica odgrywają istotną rolę w grupie. Tam, gdzie dzieci wychowywały się w dużych zbiorowościach, pozycja kobiety bezdzietnej wcale nie była niska. 

Nie żyjemy jednak w mitycznej wiosce, w naszym poczuciu w pewnym momencie życia kobieta naturalnie powinna zapragnąć dziecka; a jeśli tak się nie dzieje, skłonni jesteśmy przypisać jej egoizm czy hedonizm.
Z tym wiąże się nasze myślenie o instynkcie macierzyńskim – przypisujemy je naturze kobiety, a tymczasem nie ma żadnych dowodów na to, że istnieje jakaś wrodzona instrukcja mówiąca nam, jak mamy się zajmować dziećmi. Tej zdolności uczymy się w rozwoju społecznym. Oczywiście mamy popęd ku życiu i chcemy, by nasze geny przetrwały, co łączy się z chęcią posiadania potomstwa. Ale jesteśmy złożonymi istotami i sam popęd nie wystarcza. Niektóre kobiety nie tyle „nie chcą” mieć dzieci, co nie czują, że chcą je mieć. Nie znajdują w sobie tego pragnienia, by być osobą karmiącą i tulącą małego człowieka. Warto jednak spojrzeć na to szerzej: jeżeli przez matkowanie rozumiemy potrzebę dawania z siebie, troszczenia się o kogoś i karmienia, to kobiety realizują tę potrzebę na wiele różnych sposobów. Są kobiety zaangażowane w opiekę nad innymi, zależnymi stworzeniami albo realizujące się twórczo i w tym obszarze wiele dające z siebie. Naprawdę nie uważam, że jeśli kobieta nie decyduje się na dzieci, to oznacza, że ma jakiś problem. Ona po prostu „karmi świat” w inny sposób. 

Tym niemniej w naszym myśleniu nobilitującym kobietę matkę rykoszetem często dostaje się tym pozostałym, bez dzieci: jakbyśmy nie postrzegali ich jako „w pełni” kobiety.
Niestety. Presja na zostanie matką jest ogromna. Kiedy badacze pytają kobiety, dlaczego zdecydowały się na dzieci, jako jeden z motywów wymieni...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI