Licencja na niemoralność

Na temat Otwarty dostęp Mózg i umysł

Choć od czasu do czasu grzeszymy, uważamy się za osoby moralne. Jesteśmy mistrzami w rozgrzeszaniu się. I mamy na to wiele sposobów.

Dorota Krzemionka: „Widzę i pochwalam to, co lepsze, ale idę za tym, co gorsze” – pisał przed wiekami Owidiusz. A skąd wiemy, co jest lepsze, dobre, a co złe i grzeszne?
Bogdan Wojciszke: Wiemy to zarówno z kultury, jak i z natury, a ta jest zaskakująca. Okazuje się – dowodzą tego badania Kiley Hamlin – że już kilkumiesięczne niemowlaki odróżniają dobro od zła i wolą pluszaka, który pomaga innym, od tego, który przeszkadza. Późniejsze badania pokazały, że nawet gdy dzieci nie mają jeszcze wykształconej koordynacji wzrokowo-ruchowej, chętniej patrzą na pomagacza. Wygląda na to, że rodzimy się wyposażeni w intuicję moralną. Po prostu czujemy, że coś jest moralnie bardziej pożądane, a takie sądy pojawiają się natych- miast.

O cechach moralnych wnioskujemy w okamgnieniu, ćwierć sekundy wystarczy. Gdy myśli Pan o grzechu, jaka transgresja moralna przychodzi Panu na myśl jako pierwsza?
Zabicie człowieka.

A mnie wykorzystanie seksualne dziecka. To też zabicie, choć nie w sensie biologicznym, lecz psychicznym.
Oba nasze skojarzenia dotyczą etyki krzywdy i troski, czyli reagujemy podobnie jak 70 procent badanych, którzy je właśnie wskazali jako fundament moralności. Podstawowa moralność oparta jest na krzywdzie pojedynczego człowieka. Drugim filarem moralności jest etyka sprawiedliwości, która wywodzi się z podziału po równo i reguły wzajemności. Okazuje się, że nawet szympansy preferują sprawiedliwy podział. W jednym z badań za wykonanie zadań dostawały w nagrodę winogrona. Gdy widziały, że towarzysz dostaje owoc, a im trafia się kostka lodu – ze złości rzucały nią w badacza. Czyli wyraźnie rozpoznawały akt niesprawiedliwości.

Na to nakłada się kultura i określa, co jest grzechem. Na przykład pycha, jeden z siedmiu grzechów głównych…
Wydaje mi się, że ten system trąci już trochę myszką. Pycha jest dziś promowana jako pozytywna samoocena. Gdy mówimy o moralności, zwykle przychodzą nam do głowy ogólne reguły. Nastąpiło jednak przesunięcie: w krajach rozwiniętych, takich jak Szwecja, Dania, Francja, Kanada czy Szwajcaria, źródłem zasad moralnych przestaje być religia. Wyznaczają je instytucje państwa i społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwo tworzy normy, by okiełznać naszą pychę, chciwość czy złość. Trzeba jednak pamiętać, że te normy są nowoczesnym wynalazkiem. Badania pokazują, że ludy łowiecko-zbierackie nie miały etyki w postaci ogólnych zasad. Biolog ewolucyjny Jared Diamond, który wiele lat spędził na Papui i Nowej Gwinei, pisał, że gdy dwóch mężczyzn się pokłóciło, jedynym sposobem zażegnania sporu między nimi było znalezienie wspólnego krewnego, nie zaś odwołanie się do ogólnych zasad, bo takie nie istniały.

Dziś istnieją. Dlaczego więc nie chronią przed grzesznym zachowaniem?
Bo zwykle nie są aktywne, a tkwią głęboko w naszej pamięci – tak jak przykazania Dekalogu. Jak pokazał Dan Ariely w swoich eksperymentach, nie powstrzymały one ludzi przed oszukiwaniem. Gdy jednak badacz poprosił uczestników, by przypomnieli sobie Dekalog, to choć nie najlepiej im szło – średnio zdołali sobie przypomnieć zaledwie trzy przykazania z dziesięciu – wystarczyło, by stali się uczciwi. Normy wymagają więc aktywizowania. Na tej zasadzie działa efekt niedzieli: wprawdzie wierzący, jak dowodzą badania, wcale nie są bardziej moralni, to jednak w niedzielę grzeszą mniej, na przykład tego dnia mieszkańcy religijnych stanów USA rzadziej ściągają filmy porno.

Grzechy widzimy głównie u innych. Jak mówi Bernard Shaw, moralność to punkt widzenia na ludzi, szczególnie tych, których nie lubimy.
Rzeczywiście, z dwóch kategorii cech: sprawczych – takich jak inteligencja, ambicja czy przedsiębiorczość, i wspólnotowych, moralnych – takich jak uczciwość, wrażliwość, u innych ludzi zwracamy uwagę głównie na te drugie. Nic dziwnego, wyczulenie na cudzą moralność to system ostrzegania przed niebezpieczeństwem. Na pani inteligencji mogę stracić lub zyskać, zależnie od tego, jakie są pani zamiary. Ale na pani niemoralności mogę tylko stracić, bo niemoralność oznacza niecne zamiary.

Zapewniam, że zamiary mam uczciwe. Większość z nas siebie widzi jako bezgrzesznych. To zjawisko ma swoją nazwę – mówi się o efekcie Muhammada Alego. Ten bokser, mistrz świata wagi ciężkiej, choć został odrzucony przez armię z powodu kiepskich wyników w testach inteligencji, twierdził, że jest najlepszym z ludzi. A priori przypisujemy sobie moralność.
I to w stopniu skrajnym. Nawet sprawcy największych przestępstw nie są w stanie pomyśleć o sobie, że są pozbawieni moralności.

Dlaczego tak bardzo jesteśmy przekonani o swojej moralności?
Światło na to rzucają badania prof. Niny Strohminger z University of Pennsylvania. Dotyczyły one zmian w spostrzeganej tożsamości osób dotkniętych chorobami otępiennymi. Ich uczestnikami byli członkowie rodzin i opiekunowie tych osób. Okazało się, że jeśli ktoś jest dotknięty alzheimerem, czyli osłabieniu ulegają jego funkcje poznawcze, członkowie rodziny mają poczucie, że ciągle jest on tą samą babcią czy dziadkiem, tylko słabiej pamięta. Inaczej dzieje się w przypadku otępienia czołowo-skroniowego, gdy zaburzeniu ulegają sądy i zachowania moralne. Takie osoby przybierają na przykład wyzywające seksualne pozy albo zaczynają podejrzewać bliskich, że ich okradają. Okazało się, że rodziny tych pacjentów mają poczucie, że oni nie są już tymi samymi ludźmi.

Czyli moralność pozwala nam zachować tożsamość?
Myślę, że to jest taki sam element bycia człowiekiem jak dwunożność. Nie można pomyśleć o kimś, że jest człowiekiem, nie zakładając, że jest istotą moralną.

Chcemy uchodzić za moralnych, ale niekoniecznie ponosić tego koszty…
Jesteśmy hipokrytami, co przekonująco pokazał psycholog społeczny Daniel Batson. Uczestnicy jego badań przydzielali zadania sobie i innej osobie, przy czym jedno zadanie było przyjemne, krótkie i dawało szansę zdobycia nagrody, drugie zaś było nieprzyjemne – długie, nudne i bez fantów do zdobycia. Nic dziwnego, że aż 80 procent badanych lepsze zadanie przydzielało sobie, choć zarazem zgadzało się, że najsprawiedliwszy byłby podział na zasadzie rzutu monetą. Niektórzy z nich zdecydowali się na takie rozwiązanie i rzekomo na nim opierali swoją decyzję. I co? Nagle rachunek prawdopodobieństwa przestał działać – moneta w większości przypadków wypadała tak, że badanemu dostawało się lepsze zadanie. Jesteśmy hipokrytami, nawet dzieci. Moja doktorantka, Katarzyna Myślińska-Szarek, prowadzi badania z udziałem przedszkolaków. Miś mówi najpierw, że czegoś nie zrobi, a potem to robi. Okazuje się, że jeśli jest on „moim” misiem, z mojej grupy, i zarazem jest hipokrytą, to dziecko lubi go nawet bardziej niż wtedy, gdy miś czyni zło bez hipokryzji. Już przedszkolaki dostrzegają zatem hipokryzję i potępiają ją. No, chyba że służy ich interesowi…

Wiemy, co jest dobre dla nas. Dlaczego grzeszymy?
Dlatego, że przeważnie jest to przyjemne. Przyjemności mają zwykle związek z ciałem, ogromnym ich źródłem jest seks i jedzenie. Natura tak to wymyśliła, byśmy przetrwali i chcieli „to” robić, a w efekcie odnieśli sukces reprodukcyjny. Z drugiej strony te przyjemne skądinąd czynności zbliżają nas do zwierząt, a świadomość tego budzi lęk. Kultury obwarowują je zasadami etyki czystości po to, byśmy mogli odróżnić się od zwierząt i poczuć się od nich lepsi. Etyka czystości stoi na straży samokontroli.

A gdy jej brakuje….
Trudniej się powstrzymać przed pokusą. Roy Baumei[-]ster i jego współpracownicy w dziesiątkach eksperymentów dowiedli, że każdy akt samokontroli zużywa jej zasób, w efekcie osoba staje się mniej moralna. To dlatego wiele morderstw popełnianych jest późnym wieczorem albo w nocy, kiedy zasób samokontroli jest już wyczerpany. Tak zwane skowronki mniej oszukują rano, kiedy przypada optimum ich funkcjonowania, z kolei sowy rano nie są w stanie się kontrolować. Uczciwości nie sprzyja też pośpiech. W jednym z badań Shaula Shalviego, psychologa z University of Amsterdam, wystawiano badanych na pokusę – rzucając kostką, mogli oszukiwać, by zarobić więcej. Okazało się, że jeśli decyzję podejmowali szybko, częściej oszukiwali. Bycie uczciwym wymaga namysłu, zaś niemoralność pojawia się automatycznie.

Co nas do niej popycha prócz poszukiwania przyjemności zmysłowych?
Egoizm i chciwość. Często grzeszymy w imię własnego interesu. Na przykład ludzie żądają większej zapłaty za pracę, którą sami wykonali, niż wtedy, gdy wykonał ją ktoś inny. Automatycznie pojawia się chęć maksymalizowania własnego zysku. Nasza moralność jest egocentryczna: uznajemy, że to, co jest dobre dla nas osobiście, jest moralne. Jeśli na przykład do badania na tomografie jest długa lista oczekujących, a lekarz wpuszcza kogoś poza kolejką, to łamie zasady. Jeśli jednak to my jesteśmy pacjentem, którego wpuszczono poza kolejką, nie potępiamy lekarza, wręcz przeciwnie.

Czyli pojawia się moralność Kalego? Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowę, to złodziej. Ale jeśli Kali ukraść komuś krowę, to głodny…
Oceny moralne często przedstawiane są jako głos absolutu, a tak naprawdę bywają głosem prywaty. Z dr. Konradem Bocianem zrobiliśmy wiele badań pokazujących, że jeżeli ktoś działa wbrew zasadom, a my na tym korzystamy, mniej potępiamy osobę, która łamie zasady, a czasem wręcz ją chwalimy. Byliśmy wstrząśnięci, gdy okazało się, że niekiedy wystarczy 5 złotych zysku, aby zmienić czyjś sąd moralny. Oto w jednym z naszych badań bibliotekarka nie pobierała od niektórych studentów przewidzianych regulaminem kar za przetrzymanie książki. Gdy pytaliśmy uczestników o jej moralność, oceniali ją wyżej, gdy to dla nich łamała normę. Co ciekawe, gdy sobie tę sytuację tylko wyobrażali – potępiali bibliotekarkę za złamanie regulaminu.
Wygląda więc na to, że badania nad moralnością nie mogą być oparte na wyobrażonych scenariuszach, bo nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo interes własny decyduje o naszych sądach. I może nas popychać do grzechu, szczególnie w warunkach, które egoizm nasilają. A takie warunki stwarza władza.

Już w XIX wieku Lord Acton twierdził, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.
Zawsze wydawało mi się dziwne, dlaczego ci u władzy mieliby się stawać mniej moralni. Oni są silniej motywowani, by działać na rzecz własnego interesu. Przeważnie nieuczciwość służy nam samym, wtedy jest równoznaczna z egoizmem.
Adam Galinsky poprosił badanych, by przypomnieli sobie sytuację, gdy mieli władzę bądź jej nie posiadali. Przy czym mogli oszukiwać na rzecz interesu własnego albo cudzego. Zgodnie z oczekiwaniem badacza, ci, u których wzbudzono poczucie władzy, silniej działali na rzecz własnego interesu, także wtedy, gdy oznaczało to nieuczciwość. Natomiast – co zdumiewające – ci, u których wzbudzono poczucie, że są w hierarchii władzy nisko, w równym stopniu skłonni byli oszukiwać, ale nie dla siebie, lecz dla innych…

Mit moralnej wyższości uciskanych pryska…
Chrześcijaństwo, a także marksizm podzielały przekonanie, że uciskani są bardziej moralni. Okazuje się, że oni są uczciwi w tym sensie, że kierują się interesem nie własnym, lecz innych, podobnych sobie. Budują z nimi wspólnotę towarzyszy niedoli. Niska pozycja społeczna czyni nas bowiem bardziej wspólnotowymi. A podział na swoich i onych, czyli członków grupy własnej oraz obcej, też silnie zniekształca oceny moralne. W Starym Testamencie wszelkie normy obowiązują tylko wobec swoich. Już przedszkolaki mniej potępiają niemoralne czyny, jeśli dotykają one kogoś z obcej im grupy. Bezwiednie przyjmujemy, że to, co jest dobre dla naszej grupy, jest dobre moralnie. Jesteśmy zdecydowanie nepotystyczni. A im więcej ludzi działa razem, tym bardziej oszukują.

To zła wiadomość dla tych, którzy powołują różne kolegia, by wspólnie podejmowały decyzje i w ten sposób chroniły się przed nieuczciwością.
To tylko pogarsza sprawę.

Niezależnie od tego, jakie zasady naruszamy, zawsze jednak potrafimy się rozgrzeszyć…
Rzeczywiście, wiele badań pokazuje, że jesteśmy niezwykle biegli w produkowaniu usprawiedliwień własnej niemoralności, czasami już przed faktem, czasem dopiero po niecnym czynie. Gdy działamy razem, łatwo o rozproszenie odpowiedzialności. Możemy wtedy twierdzić: to nie moja wina, to on mnie skusił.
Pomaga też dwuznaczność sytuacji. Gdy zabieramy pieniądze z czyjegoś portfela, nie ulega wątpliwości, że to kradzież. Ale gdy zabieramy ich równowartość, na przykład w postaci pisaków, które przynosimy dziecku, nie uznajemy tego za kradzież, lecz raczej za wyraz zaradności. Dan Ariely w swoim eksperymencie wkładał latem do lodówki w akademiku sześciopak piwa. Po dwóch godzinach nie było po nim śladu… Na innym piętrze tego samego akademika przy lodówce kładł na talerzu monety – równowartość sześciopaku. Okazało się, że pieniędzy nikt nie ruszył.

Gdy zabieram czyjeś pieniądze, jestem złodziejem, ale gdy biorę czyjeś piwo, to po prostu gaszę pragnienie…
Jesteśmy bardzo biegli w wykorzystywaniu takich niejednoznaczności. Gdy można swój czyn sklasyfikować inaczej niż w kategoriach moralnych, chętnie to robimy. Skutecznym usprawiedliwieniem jest też przekonanie siebie, że robimy to dla innych. Gdy ludzie oszukują dla siebie, oszukują raczej niewiele, tak by mogli zachować obraz siebie jako kogoś uczciwego. Ale im więcej osób w zespole, tym większe oszustwa. Przekonanie bowiem, że robię to dla innych, pomaga grzeszyć. Ciekawym mechanizmem jest uwierzytelnianie moralne. Najpierw przekonujemy siebie i innych – poprzez czyny, albo tylko poprzez mówienie o swej uczciwości i wartościach – że jesteśmy kimś moralnym. W ten sposób zdobywamy licencję na niemoralne zachowanie. Przykładem może być Don Corleone, który był dobrym ojcem i dbał o rodzinę, a zarazem mordował tych spoza rodziny.

Jeśli więc przeznaczę jakąś sumę na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, potem łatwiej mogę wybaczyć sobie różne oszustwa i zdrady. A co, gdy już zgrzeszę?
Wtedy jednym ze sposobów jest oczyszczenie się z pokalania, na przykład poprzez kąpiel. Chrzest obmywa z grzechu pierworodnego. Podobnie Hindusi dokonują ablucji w Gangesie. Można też się biczować, to sposób praktykowany przez młodych mężczyzn na Filipinach – spływają krwią i w ten sposób się oczyszczają. Innym sposobem jest dystansowanie się od zła, potępianie go u innych. Ten, kto czuł pokusę, by zgrzeszyć, albo już to zrobił, tym bardziej potępia to zachowanie u innych.

Frédéric Martel w książce Sodoma opisuje grono wysoko postawionych watykańskich kardynałów, zadeklarowanych homoseksualistów, którzy ukrywali swą orientację, a zarazem skrajnie potępiali ją u innych.
To jest dokładnie ten mechanizm. Wreszcie możemy po prostu zapomnieć swoje grzechy. Francesca Gino i Maryam Kouchaki w serii badań pokazały, że ludzie szybciej zapominają własne niemoralne postępki niż te moralne i wszelkie inne. Pamięć grzechów szybko się zaciera…

Może i słusznie, bo jak dowodzą badania Wiesława Baryły, lepiej się nie zastanawiać nad swą moralnością. Nastrój wtedy spada i pojawiają się natrętne negatywne myśli, czyli ruminacje… Dlaczego tak się dzieje?
W sferze moralności negatywy ważą więcej niż pozytywy, łatwo więc o negatywne konkluzje. Można wiele razy być uczciwym, ale wystarczy, że raz skłamiemy czy ukradniemy i obraz siebie jako osoby przyzwoitej legnie w gruzach. Dlatego w ogóle nie myślimy o tym aspekcie własnej osoby. Raczej z góry zakładamy, że jesteśmy moralni i tego się trzymamy, nawet jeśli bywa różnie. 

***

Moralność od kuchni

Gdy zrobimy coś złego, natychmiast to wiemy, choć nie zawsze potrafimy uzasadnić, dlaczego to, co uczyniliśmy, jest niedobre.

Według Jonathana Haidta, psychologa społecznego, jesteśmy wyposażeni w intuicje moralne, dzięki którym możemy natychmiast reagować na naruszenie różnych zasad. Jego zdaniem intuicje moralne są jak kubki smakowe na języku. Istnieje kilka ich rodzajów.

POLECAMY

1. Troska – krzywda: sprawia, że jesteśmy wrażliwi, gdy ktoś cierpi i wzywa pomocy. Jako gatunek tworzymy więzi z innymi, współczujemy i troszczymy się o nich, szczególnie o słabych i bezbronnych. Ten smak wyewoluował z konieczności troszczenia się o potomstwo.

2. Sprawiedliwość – wzajemność: wynika z czerpania korzyści ze współpracy i sprawia, że lubimy i nagradzamy tych, którzy uczciwie się z nami dzielą, a staramy się unikać oszustów.

3. Lojalność wewnątrzgrupowa: wyewoluowała jako efekt budowania koalicji, zjednoczenia w zmaganiu się z wrogiem, sprawia, że cenimy lojalnych członków.

4. Autorytet – szacunek: ten smak moralny uwrażliwia nas na oznaki pozycji społecznej i nakazuje szacunek temu, kto stoi wyżej.

5. Czystość – świętość: ten smak wywodzi się z obrzydzenia na widok pasożytów, co chroniło nas przed zatruciem. Następnie wyewoluował w ideę, że można być bardziej cnotliwym dzięki kontroli tego, co się dzieje z ciałem i czym się je karmi.
Wszyscy jesteśmy wrażliwi na te smaki moralności, ale w różnym stopniu. Haidt wyjaśnia różnice w tym zakresie między liberałami i konserwatystami. Ci pierwsi mają wyczuloną wrażliwość na troskę i sprawiedliwość. Ci drudzy większą wagę przywiązują do lojalności, autorytetu i czystości. Co więcej, nawet w obrębie tego samego smaku występują różnice między stronami sceny politycznej: podczas gdy prawica bardziej moralizuje seks, lewica robi to samo w stosunku do jedzenia. Nic dziwnego, że trudno im się porozumieć.

Oprac. na podst.: J. Haidt, Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka? (Smak Słowa, 2014)

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI