Ktoś identyczny ze mną

Wstęp

Kim jesteśmy? I dokąd zmierzamy? Coraz trudniej odpowiedzieć sobie na te pytania. Na pozór mamy w ręku wszystkie elementy łamigłówki, jaką jesteśmy: myśli, uczucia, relacje, wspomnienia. Lecz wciąż inny obraz się z nich wyłania. Skoro istnieje tyle wersji „mnie”, która z nich jest prawdziwa? Czy warto mieć tylko jedną twarz?

Nad swoją tożsamością zastanawiają się Chantal i Jean-Marc, kochankowie, bohaterowie Tożsamości Milana Kundery. Kim jest Chantal dla Jean-Marca? „Od chwili, w której ją widzi, do chwili, gdy rozpoznaje tę, którą kocha, jest długa droga do przebycia. Podczas ich pierwszego spotkania, w górach, udało mu się niemal od razu znaleźć z nią na osobności. (...) Gdyby poznał ją tylko z twarzą, którą pokazuje kolegom, szefom, podwładnym, to czy ta twarz by go wzruszyła i zachwyciła?”. Która Chantal jest prawdziwa? Czy ta, którą kocha, czy też ta, której nie zna, nie widzi? A jeśli obie są prawdziwe, to jak zaakceptować fakt, że są one dwie?

Coraz częściej, tak jak dla Jean-Marca, także dla nas tożsamość nie jest sprawą oczywistą, daną, lecz czymś, czego wciąż – bywa, że daremnie – poszukujemy. Wydawać by się mogło, że nie powinniśmy mieć problemu z odpowiedzią na pytanie: kim jesteśmy? Jesteśmy przecież wyposażeni w instrumenty pozwalające nam rozpoznać siebie wśród innych ludzi i być przez nich rozpoznawalnym. Na to, kim jesteśmy, składają się: nasze ciało, wygląd, imię, szczególne cechy, posiadane przez nas przedmioty, nasza własna historia życia, jedyne i niepowtarzalne związki z innymi ludźmi. To oczywiste, że jest się kimś. Lecz którym kimś?
„«Ma» się tożsamość wtedy, gdy nie trzeba o niej myśleć” – twierdzi socjolog Zygmunt Bauman. „Tożsamość – i potrzeba jej posiadania – dociera do świadomości dopiero, gdy pytamy «kim jestem» i «gdzie jest moje miejsce», a pytamy wówczas, gdy prosta, jednoznaczna i natychmiastowa odpowiedź nie przychodzi łatwo, przysparza kłopotu, wymaga zastanowienia.” Na czym polega problem z tożsamością?

Douglas Coupland, kanadyjski pisarz, autor kultowego Pokolenia X, w Polaroidach z koncertu pisze, że: „do niedawna, niezależnie od tego gdzie i kiedy kto urodził się na ziemi, otrzymywał od własnej kultury wszystkie składniki potrzebne do wypracowania sobie tożsamości, takie jak religia, więzi rodzinne, ideologia, polityka, geografia, poczucie przynależności do danej klasy społecznej i ciągłości historycznej. Tymczasem wraz z zalewem elektroniczno-informacyjnych mediów, szablony, według których układamy sobie życie, zaczęły zanikać. Stało się możliwe żyć, a nie wierzyć w żadną religię, żyć, a nie mieć związków rodzinnych, ideologii, polityki czy poczucia przynależności do klasy społecznej i historii”.

Pytania o tożsamość mają swoją historię. I są formułowane rozmaicie, w zależności od miejsca i czasu, w którym człowiek żyje. Kiedyś ludzie albo nie stawiali sobie takich pytań, albo zadowalali się jedną prostą odpowiedzią. Z czasem odpowiedź stawała się coraz trudniejsza, a dzisiaj przestajemy nawet o to pytać.
Tożsamość osobista, której podstawą jest wiedza o sobie, jest całkiem niedawną zdobyczą kulturową. Jak pisze Roy Baumeister, profesor psychologii z Florida State University, w epoce przedindustrialnej człowiek w doświadczeniu swoim i innych był identyfikowany poprzez miejsce w strukturze społecznej, w którym został ulokowany przez sam fakt urodzenia. Nie musiał wiedzieć, jakimi talentami czy deficytami dysponuje przy wyborze zawodu, bo taka wiedza nie była mu potrzebna. Już w momencie urodzenia było wiadomo, czy zostanie kupcem, rzemieślnikiem, czy właścicielem majątku ziemskiego. Dopiero kiedy rozwijający się przemysł wymusił przemieszczanie się ludzi z miejsca na miejsce, nie dało się dłużej utrzymać tożsamości z góry zdefiniowanej. Ludzie musieli mieć coś, co mogli zabierać ze sobą w podróż: tożsamość opartą na wiedzy o sobie.

Jak to możliwe, że nie umie rozpoznać sylwetki osoby najbardziej przez siebie kochanej, osoby, którą uważa za niezrównaną?
W psychologii panuje pogląd o jedności i ciągłości tożsamości. Zgodnie z nim, powinniśmy mieć przekonanie, że mimo zachodzących zmian w naszym życiu i w nas samych, mimo pełnienia różnych ról w różnych sytuacjach, byliśmy, jesteśmy i będziemy tą samą osobą. Przyjmuje się także, że powinniśmy mieć poczucie, lub nawet pewność, że jesteśmy kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym, autonomicznym, i że jednocześnie należymy do jakiejś wspólnoty społecznej. Mamy potrzebę określenia własnej tożsamości – tak osobistej, jak i społecznej. Jedna z definicji tożsamości osobistej, jaką sformułowały Maria Jarymowicz i Teresa Szustrowa, mówi, że jest to poczucie stabilności i spójności własnej osoby w czasie i przestrzeni, a także poczucie odrębności od innych ludzi. Tożsamość społeczna zaś, to poczucie przynależności do grupy społecznej, gdzie jednostka znajduje osoby do niej podobne. Te dwa dążenia: do zachowania odrębności, a jednocześnie do utrzymania wspólnoty z innymi, z natury swojej pozostają w sprzeczności. Ekstremalna odrębność i odmienność może grozić odrzuceniem przez grupę. Zbytnie upodobnienie się do innych w grupie i uniformizacja grozi z kolei utratą poczucia wyjątkowości. Popychani w przeciwnych kierunkach, możemy osiągnąć subtelną równowagę między tymi potrzebami. Czasem zaś jedna z tych potrzeb silniej domaga się zaspokojenia, i szala przechyla się na jedną albo drugą stronę. Amerykanka Marilynn Brewer, psycholog społeczny, w swojej teorii optymalnej odrębności twierdzi, że kompromis między tymi potrzebami jest możliwy, gdy znajdziemy taką grupę, której wielkość pozwala zaspokoić obie te potrzeby równocześnie. Możemy jednocześnie należeć do tej grupy i pozostać widocznym, być sobą i nie dać się wchłonąć zbyt dużej grupie. Z kolei z teorii tożsamości społecznej Henri Tajfela, angielskiego psychologa, wynika, że przynależność do grupy pozytywnie wartościowanej zaspokaja naszą potrzebę posiadania tożsamości społecznej, jak również podnosi nasze poczucie własnej wartości jako jednostki. W koncepcjach tych zakłada się, że przynajmniej część problemów, jakich doświadczamy we współczesnym świecie w relacji z sobą i z innymi, jest skutkiem trudności z osiągnięciem i utrzymaniem spójnej, stabilnej i optymalnie odrębnej tożsamości.

Co się dzieje, gdy taka tożsamość się zaciera? Jest to stan zwany deindywiduacją. Polega on na tym, że poczucie indywidualności ulega zawieszeniu na pewien czas. W takich warunkach – anonimowości – ludzie skłonni są do popełniania czynów niezgodnych z normami społecznymi, ponieważ następuje utrata normalnej kontroli nad własnym zachowaniem, co w konsekwencji zwiększa impulsywność i patologiczność zachowania. Na przykład członkowie Ku-Klux-Klanu przebrani w workowate stroje, ukrywające ich tożsamość, dokonywali okrutnych aktów przemocy na Murzynach. Gdy po zdjęciu kapturów odzyskiwali swoją indywidualność, stawali się na powrót miłującymi pokój obywatelami. Do zakłóceń tożsamości dochodzi czasem u emigranta, który znalazłszy się w obcym kraju jako anonimowy członek dużej zbiorowości może ujawniać zachowania, jakich nie dopuściłby się, gdyby nie miał poczucia, że jest nikim. Badacze wskazują na dwa czynniki związane ze stanem deindywiduacji. Pierwszy z nich, to poczucie zmniejszonej odpowiedzialności za własne czyny. Mało prawdopodobne...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI