Krótka kołderka psuje życie

Wstęp

Co za idiotka ze mnie! Czego się nie tknę, to zepsuję. Nikt mnie nie kocha! Takie myśli przychodzą nam czasem do głowy. Jak wpływają na to, czego doświadczamy? AGNIESZKA POPIEL przestrzega: Uważaj, co do siebie mówisz, bo może się okazać, że słuchasz. Dr Agnieszka Popiel jest lekarzem psychiatrą, adiunktem Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Od wielu lat zajmuje się psychoterapią poznawczo-behawioralną. Autorka wielu prac na temat zaburzeń psychicznych i psychoterapii poznawczo-behawioralnej.

Dorota Krzemionka: – Niektórzy z nas są mistrzami w utrudnianiu sobie życia. Wiele robią, aby sobie coś popsuć i stracić – i nawet im się to udaje. Dlaczego tak się dzieje?
Agnieszka Popiel: – Jest wiele mechanizmów, które sprzyjają utrudnianiu sobie życia. Niektóre łączą się z nadmiarem, inne z wycofaniem się z aktywności. Często wspólnym mianownikiem strat jest unikanie, omijanie wielu sytuacji życiowych. Polega ono na tym, że nie podejmujemy ryzyka, nie konfrontujemy się z czymś, na czym nam zależy. Nie zauważamy czegoś ważnego, atrakcyjnego. Przypomnijmy sobie: czy nie zdarza się, że nie odbieramy telefonu, bo myślimy, prawie wiemy, że ktoś dzwoni z wymówkami? Nie podejmujemy rozmowy z kimś siedzącym obok, bo to i tak nic nie da. Nie wysyłamy na czas podania o pracę, odkładamy ten moment, aż jest za późno. I często nie zdajemy sobie sprawy, że to co zrobiliśmy, to było unikanie.

Co się za tym kryje? Co nas powstrzymuje w takich sytuacjach?
– Terapeuci poznawczy skupiają się na myśleniu, które poprzedza unikanie sytuacji – nazywają to czytaniem w myślach. Można tu zauważyć wiele mechanizmów, które pchają nas w ślepy zaułek. Na przykład nie podejmujemy z kimś rozmowy, bo wyobrażamy sobie, jak on zareaguje na nas. Przewidujemy najgorszą z możliwych wersji wydarzeń.

Na pewno uzna mnie za osobę nieinteresującą, wygłupię się...
– Właśnie. Wyleje mi się kawa, zaczerwienię się i rozmówca pomyśli sobie, że jestem do niczego – to po co w ogóle zaczynać rozmowę? Inny mechanizm, to nadmierne uogólnianie. Myślimy: to wszystko nie ma sensu, na pewno mi się nie uda. Nic z tego nie będzie, bo nic mi nie wychodzi. I dalej: nie pójdę na spotkanie, bo będę się tam źle czuła. Abym się tam wybrała, musi być spełnionych wiele warunków: muszę dobrze wyglądać, dobrze się czuć, wiedzieć, że nie będzie tam ludzi, którzy wywołują u mnie dyskomfort. Wobec tego liczba miejsc, w które mogę pójść, jest mocno ograniczona, bliska zera. Do tego dochodzi myślenie dychotomiczne, czyli „wszystko albo nic”: Albo mnie kocha, albo nie, nie ma nic pośredniego. Albo to będzie dobry związek, albo nie, a niedobry w ogóle mnie nie interesuje. Jedna pomyłka oznacza przegraną. Jeżeli ktoś mnie skrytykuje, to znaczy, że jestem do niczego. Albo się nadaję, albo nie. Na bazie takiego myślenia wyciągamy pochopne wnioski. Nie dostrzegamy wersji pośrednich.

Najczęściej zaś sama dochodzę do wniosku, że jestem do niczego.
– Semantyk Alfred Korzybski mówił: „Uważaj, co do siebie mówisz, bo może się okazać, że słuchasz”. Mówimy czasem: jestem kompletną idiotką. Wydaje się to dowcipną puentą, użytecznym skrótem. Stwierdzamy: jestem zbyt tchórzliwa, by podjąć się nowej pracy. Te określenia nie opisują naszego zachowania, są tylko globalnymi etykietami. „Ja nie mogę tego zrobić, marzenia o poznaniu dziewczyny się kończyły – mówi pacjent – bo ja mam schizofrenię”. Schizofrenia to skrót myślowy na określenie grupy objawów. Kiedy jednak spytamy, na czym polega to, że przez schizofrenię marzenia o poznaniu dziewczyny się skończyły, okazuje się, że problem polega na braku umiejętności nawiązania rozmowy z nieznajomą, co powoduje lęk. Z tych dwóch stwierdzeń: „Jestem schizofrenikiem i przez to nie mam co marzyć o dziewczynie” oraz „Nie wiem jak zacząć rozmowę z dziewczyną, która mi się podoba”, wynikają całkiem różne postawy. Słowo żyje własnym życiem, powstrzymuje nas przed zrobieniem czegoś, a powtórzone sto razy staje się samospełniającą się przepowiednią. Istnieje zależność między wizją siebie i zachowaniem. Jeśli myślę, że nie mam talentu do języków albo do matematyki...

...to nawet nie próbuję, bo skoro nie mam talentu, to będzie daremny wysiłek. Kiedyś byłam przekonana, sama nie wiem dlaczego, że jestem roztrzepana i nie nadaję się do kierowania samochodem. Więc snułam plany, że mojego Fiata 126p z przedpłat spieniężę i będę miała na taksówki. I tak by się stało, gdyby nie znajoma mojej mamy, która potrząsnęła mną: „Nie rozumiem cię. Niby głupia nie jesteś... Popatrz, kto kieruje samochodami!”.
– To pokazuje, że nawet nie wiemy, skąd się biorą nasze najgłębsze przekonania na swój temat. Często pozostają one nieweryfikowane i okazuje się, że już czterdziesty rok trwam w przekonaniu, że się do czegoś nie nadaję, a nigdy tego nie sprawdziłam. Pamiętam rozmowę z młodą, niezwykle energiczną kobietą, która stwierdziła, że z pewnością nie może mieć dzieci. Dlaczego? – spytałam, a ona: „Przecież to oczywiste! Jako dziecko byłam chorowita, a moja mama zawsze mówiła, że z takim zdrowiem to ja bym porodu nie przeżyła”.

Dlaczego nie weryfikujemy tych przekonań?
– Jest parę wyjaśnień. Po pierwsze dlatego, że słyszeliśmy to w miarę wcześnie od osób, których opinie były dla nas niepodważalne, bo dysponowaliśmy za małym aparatem poznawczym. Czasem są to prawdy zastane, uwarunkowane środowiskowo, na przykład: w naszym mieście nie jeździ się na nartach, nie jest to przyjęte. Czasem wiążą się z obowiązującą religią lub poglądem na pełnienie ról związanych z płcią – na przykład, że mężczyźni nie powinni okazywać lęku...

...a kobiety nie nadają się na kierowcę.
– Albo na nauczyciela matematyki... Ale koniecznie muszą mieć dzieci. Przesiąkamy tymi sformułowaniami. Działa mechanizm selektywnej uwagi. Wydobywamy z otaczającej rzeczywistości tylko to, co potwierdza nasze wcześniejsze założenie. Na tym też budujemy dalsze wnioski. Nie poszło mi na lekcji matematyki, a jestem dziewczynką, więc nie ma powodu dalej próbować. W ten sposób tworzą się schematy poznawcze, o których doktor Ewa Pragłowska, terapeutka poznawczo-behawioralna mówi, że czasem są jak krótka kołderka z dawnych czasów. Już nas nie okrywa, nie daje ciepła, ale jest z nami od dzieciństwa. Podobnie z przekonaniami ukształtowanymi na wczesnych etapach naszego rozwoju. Jeśli ktoś wyrósł w środowisku pełnym przemocy, to uzasadnione jest przekonanie, że ludziom nie można ufać. Co więcej, wtedy było ono cenne, bo wytyczało jedyne dostępne dziecku sposoby zachowań umożliwiające przetrwanie. Ale potem działa ono jak przykrótka kołderka, gdy uogólnimy je na wszystkie inne osoby spotkane w życiu. Nie pozwala na zaufanie. Nie dostrzegamy momentu, gdy coś z tą kołderką trzeba zrobić – schować do szafy na pamiątkę albo doszyć jakąś część, albo po prostu kupić nową, a starą wyrzucić. Trzeba też pamiętać, że nasz mózg ma niezwykłe zdolności do integracji nowych doświadczeń i wokół nich organizuje wiedzę. Zdarza się, że ktoś przeżył traumatyczne wydarzenie i nadał mu takie znaczenie, które określa wiele sfer jego życia. Potem pozostaje w cieniu tego doświadczenia. Cza...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI