Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć / Tęskność zawrotna przybliża nas / Zbiegną się wreszcie tory sieroce naszych dwu planet / Cudnie spokrewnią się ciała nam – pisał poeta w swym słynnym songu „Już jest za późno, nie jest za późno”. Jest czy nie jest? Oto dialektyka naszych wahań i obaw.
Życie biegnie ustalonym rytmem. I stawia przed nami zadania wraz z terminem ich realizacji. Jest czas na wyfrunięcie z domu rodzinnego, czas na uwicie własnego gniazda (patrz aplikacja „Kalendarz wyzwań”, s. 20). Choć coraz większe panuje przyzwolenie na realizowanie się w każdym wieku, wyznaczamy sobie granice czasowe. Czujemy, że pewne wyzwania dobrze jest podjąć „przed trzydziestką” albo „do czterdziestki, ale nie później”. Oczywiście, możemy podać przykłady, które łamią te cezury, jeśli jednak kobieta po czterdziestce decyduje się na pierwsze dziecko, a mężczyzna w tym wieku na podjęcie pierwszej pracy (albo odwrotnie), to mamy wrażenie, że jakoś jest już na to późno. Dla kobiety chyba bardziej. Bo choć kultura poszerza przedziały czasowe, biologia nieubłaganie wyznacza deadline. I już jest za późno.
POLECAMY
Na czas
Na podjęcie różnych zadań życiowych jest czas optymalny, mówimy wtedy o punktualności zdarzeń życiowych. Niepunktualność zaś ma dwa oblicza: albo na coś jest za wcześnie, na przykład na ciążę w wieku 15 lat, albo przeciwnie, za późno, na przykład na pierwsze małżeństwo, gdy narzeczeni mają po 60 lub więcej lat.
Czy dobrze jest zdążyć na czas? Jeszcze pół wieku temu i wcześniej odpowiedź była jedna: dobrze. To znaczyło, że ktoś potrafi się dopasować do oczekiwań społecznych i nie traci okazji – a szanse na przykład kobiety po czterdziestce na wyjście za mąż były wtedy niewielkie. Dziś badacze coraz częściej odpowiadają: to zależy. Od czego? Z jednej strony od tego, czym wypełniamy czas, jakie cele i dążenia realizujemy, nim podejmiemy to niby niepunktualne zadanie. Jeśli spełniamy się w pracy, podróżujemy, pracujemy na misjach, to na założenie rodziny można nie mieć czasu, a ślub i dzieci po czterdziestce nie są dziś już czymś niezwykłym. Nie jest za późno. Z drugiej strony ważne są motywy zwlekania z pewnymi wyborami. Zdarza się, że to podróżowanie na krańce świata, różne misje i zawodowe aspiracje są tylko ucieczką, parawanem, za którym kryją się obawy, czy potrafimy sprostać wyzwaniom związanym na przykład z założeniem rodziny. Kolejna egzotyczna podróż jest tylko wymówką, by tej roli nie podjąć. Jeśli z tego powodu odkładamy decyzję, nie mając pewności, czy nadajemy się na męża/żonę, matkę/ojca, i, co gorsza, czy partner/partnerka nadaje się do tych ról i relacji, wtedy możemy dojść do wniosku: jest już za późno...
I zostajemy przy rodzicach albo w kiepskiej pracy – bo tu wszystko jest znane i bezpieczne. Koszty tego bezpieczeństwa z czasem rosną: rodzi się frustracja, poczucie straconych okazji i... żal. Badania psychologa społecznego Thomasa Gilovicha dowodzą, że w krótkiej perspektywie ludzie żałują tego, co zrobili nie tak, ale w długiej perspektywie czasu, u kresu życia, żałują głównie tego, czego nie zrobili. A nie zrobili, bo uznali, że już jest za późno.
Nie za późno?
Na co, według Ciebie, nie jest za późno?
Wpisz poniżej trzy cele, zamierzenia, marzenia,
na których Ci zależy i zamierzasz w przyszłości
je osiągnąć/spełnić:
................................................................................................
................................................................................................
Pomyśl, co już dziś robisz lub możesz zrobić, by optymalnie je zrealizować. Czy Twoje plany mają termin realizacji? Jakie działania i kiedy zamierzasz podjąć, by nie było za późno? Pamiętaj, że łatwo odwlekać w nieskończoność zamiary nieukorzenione i cele nierozpisane na konkretne zadania.
W przymierzalni życia
Kultura rozchwiała życiową chronologię, bo rozpościera przed nami paletę możliwości – jest ich wiele, a zarazem nie ma przymusu, by szybko wybierać. Kiedyś trzeba było się wyprowadzić z domu i podjąć pracę, by odciążyć rodziców. Dziś możemy odwlekać ten moment. I odwlekamy – z badań Eurostatu wynika, że rośnie odsetek tzw. bamboccioni. Już 43 procent młodych Polaków w wieku 25–34 lata wciąż mieszka z rodzicami i nie myśli o wyprowadzce. Po co? – pytają. Przecież tak jest wygodniej, taniej. A poza tym, gdzie mamy się wyprowadzić, za co kupić mieszkanie?
Brzmi przekonująco, tyle tylko, że nigdy na wyfruwających z rodzinnych domów nie czekało gotowe gniazdo. W rodzinnym domu trzyma nas lęk obu stron przed rozstaniem. Rodzicom trudno puścić dorosłe dziecko, bo opieka nad nim nadaje ich życiu sens i scala całą rodzinę. Nie chcą zostać w pustym gnieździe, bo musieliby się skonfrontować z przemijaniem, samotnością, z kondycją ich małżeństwa. Swoim lękiem zarażają też bezwiednie dorosłe dziecko. A im bardziej przejmują nad nim kontrolę, tym bardziej ono traci wpływ na swoje życie i mniej gotowe jest przyjąć za nie odpowiedzialność. Jak pisze Izabela Wożyńska-Więch: „Bamboccioni nie odchodzą, bo przytrzymują je w gnieździe niewidzialne nici obligacji, poczucia winy lub odpowiedzialności za rodziców. W obliczu trudności rodzina stara się zachować homeostazę, nie pozwalając na konieczne zmiany, na które z różnych powodów nie jest gotowa. Nieświadomie nie dopuszcza więc, by dziecko się usamodzielniło i odeszło z domu. Jeśli tam jednak zostanie, nigdy się nie dowie, jak mogłoby wyglądać jego własne życie”
Na ogół jednak można dziś bezkarnie przymierzać życiowe scenariusze jak przecenione sukienki – może cena będzie jeszcze niższa, nie jest za późno. Albo oglądać je, jak owoce na targu – a nuż wkrótce będą ładniejsze, więc teraz na próbę wystarczy parę deka. Tak próbujemy tego i owego, nie wybierając w gruncie rzeczy niczego. I za nic nie biorąc pełnej odpowiedzialności. Zwykle nikt z tego powodu nie cierpi ani nie traci bezpowrotnie życiowej szansy... Chyba że jest to balet lub nauka gry na skrzypcach. Wówczas można usłyszeć: Ile masz lat? Jest już za późno.
Poczucie, że jeszcze mamy na wszystko czas, wiele czasu, bywa złudne i ryzykowne, bo skłania czasem do prokrastynacji, czyli odkładania różnych ważnych spraw na jutro. A owo „jutro” nadchodzi szybciej, niżbyśmy sobie życzyli, i nagle okazuje się, że już nie mamy czasu, już jest za późno. Wpadamy w panikę, pojawia się paraliż i... żal: czemu nie zabrałem/zabrałam się za to wcześniej!
Podtrzymywanie wielu możliwości i traktowanie przyszłości jak białej karty, na której można coś naszkicować, a potem zetrzeć i narysować coś innego, podtrzymuje ekscytujące poczucie wolności. Każdy wybór – partnerki, pracy, kierunku studiów czy stylu życia oznacza bowiem rezygnację ze wszystkich innych możliwości, a coraz częściej z niczego nie chcemy rezygnować. Jak dobrze wiele móc, ale (jeszcze) nie musieć się deklarować.
Ma to jednak i słabą stronę. Trudno na dłuższą metę żyć tylko samymi możliwościami i bez końca testować różne scenariusze życia, jak w adolescencji. Dlaczego?
Kalendarz wyzwań
Każdy wiek stawia przed nami specyficzne wyzwania.
Robert Havighurst, amerykański pedagog i ekspert od procesów starzenia się, opisał zadania rozwojowe, jakie przypadają na różne etapy życia.
Wczesna dorosłość 18–35 lat
- wybór małżonka i założenie rodziny
- prowadzenie domu, uczenie się, jak żyć razem
- wychowywanie dzieci
- rozpoczęcie pracy zawodowej
- przyjmowanie odpowiedzialności obywatelskiej
- znalezienie pokrewnej grupy społecznej
Wiek średni 36–60 lat
- rozwijanie relacji z małżonkiem/partnerem
- wspomaganie dorastających dzieci
- osiągnięcie dojrzałej odpowiedzialności społecznej i obywatelskiej
- uzyskanie i utrzymywanie pozycji zawodowej
- akceptowanie i dostosowanie się do zmian organizmu
Późna dojrzałość powyżej 60 lat
- pogodzenie się ze spadkiem sił fizycznych
- przystosowanie się do emerytury i zmniejszonych dochodów
- utrzymywanie kontaktów z ludźmi w podobnym wieku
- dostosowanie się do zmiennych ról społecznych
Niedospane szczęście
Już tak jesteśmy skonstruowani, że znacznie większą satysfakcję z życia czujemy, kiedy robimy coś ważnego, poświęcamy na to czas i siły, i widzimy tego efekty, niż gdy tylko się przyglądamy i kombinujemy, co by tu wybrać. Łatwo to sprawdzić; wystarczy zapytać ludzi, kiedy czuli się naprawdę szczęśliwi? Często odpowiedzą, że wtedy, gdy ich dzieci były małe. Pomimo wiecznego niedospania i nieustannych problemów, by jakoś pogodzić pracę z rodzicielską opieką, życie miało dla nich sens i dawało im wiele radości. Rzadko natomiast wskażą okres, kiedy zastanawiali się i wybierali, co mogą zrobić ze swoim życiem.
Christopher Petersen i Martin Seligman, twórcy psychologii pozytywnej, czyli nauki o szczęściu, zdrowiu, rozwoju i cnotach, wskazali trzy źródła szczęścia: przyjemności, zaangażowanie i sens. Potem dodali jeszcze kontakty z ludźmi i osiągnięcia. Co najmniej trzy pozycje z tej listy wymagają wyboru – co przyjąć jako własną linię życia, w co się zaangażować, ku jakim celom dążyć lub co sensownego robić?
Przyjemności może nie są szczególnie wymagające, ale kontakty z ludźmi już tak; nie chodzi bowiem o przelotne znajomości i miło spędzone razem chwile, raczej o trwałe związki, rodzinę, dzieci – a z tym wiąże się troska, opieka, wychowanie i odpowiedzialność... I na nic nie jest za późno...
Niepodejmowanie zadań, a w efekcie nierealizowanie dążeń i przedłużanie okresu wyboru, czasem nawet o lata, jest jedną z przyczyn depresji ludzi młodych. Nie zdają sobie oni sprawy, że podtrzymując taką iluzję wolności, tracą coś naprawdę ważnego. A mogli mieć już uroczą podróż poślubną, niezłą pozycję w firmie i dziecko raczkujące na dywanie. A tu co? Nic, tylko pytanie: czy nie jest za późno?
Gdy cele nas przerastają
Czasem zdobycie wymarzonego stanowiska stanowi szczyt naszych możliwości.
Osobie niekompetentnej udaje się czasem wygrać konkurs na menedżera, zostać ministrem lub szefem zespołu badawczego. Jeśli jednak jej możliwości kończą się (a nie zaczynają) wraz z objęciem tego stanowiska, mówimy o przeinwestowaniu w zakresie kontroli pierwotnej. Osoba sama stawia siebie w sytuacji silnie stresującej, bo niosącej wymagania przekraczające jej możliwości. Całą energię
poświęca na „utrzymanie się w siodle” i umacnianie swojej pozycji – kontroluje i krytykuje podwładnych, pozoruje pracę i tkwi przy starych rozwiązaniach, nie podejmując ryzyka wprowadzania innowacji.
Kiedy ze sceny zejść
Dlaczego mówimy raczej o złudzeniu wolności, a nie jej poczuciu? Ponieważ czujemy się wolni, podejmując intencjonalną aktywność, angażując się w nią, pokonując przeszkody, a nie tylko eksplorując możliwości, testując potencjalne scenariusze życia i pozostawiając sobie możliwość wyboru. Wolność nie wynika z nieokreśloności, wolność oznacza wybór.
Fenomenologia wyboru obejmuje zaś kilka elementów, a wszystkie są ważne i potrzebne. Doświadczamy wolności wyboru, gdy mamy świadomość możliwości, wolną wolę i nie czujemy presji, gotowi jesteśmy do podjęcia zadania i odpowiedzialności za jego realizację oraz za skutki, a także ograniczamy wpływ celów lub dążeń alternatywnych. Kiedy wybieramy coś ważnego, na przykład kierunek studiów albo zaangażowanie się w relację z tą, a nie inną osobą, coś zyskujemy, ale zarazem coś tracimy – rezygnujemy bowiem z innych kierunków studiów lub bliskich relacji z wieloma innymi ludźmi. Można wprawdzie studiować dwa kierunki, ale czy można budować jednocześnie dwie bliskie relacje? W imię podtrzymania tej najważniejszej odrzucamy i eliminujemy wiele innych możliwości, a skupienie się na wybranej opcji kosztem innych nosi nazwę kontroli pierwotnej. Oznacza ona wybór i wszelkie dalsze decyzje służące jego podtrzymaniu. Na kontrolę pierwotną nigdy nie jest za późno.
Inaczej z kontrolą wtórną, ta bowiem sprowadza się do wycofania się z tych form aktywności, które porzucić już trzeba, tak jak w pewnym momencie trzeba zakończyć karierę sportową. Adam Małysz odszedł, będąc w świetnej formie; jeszcze zwyciężał, zdobywał medale... Jane Ahonen po raz pierwszy porzucił skoki narciarskie, także będąc w czołówce stawki Pucharu Świata. Po czym kilkakrotnie wracał i znów odchodził, ale sukcesów już nie miał. Było za późno. Dobrze jest wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Nie za późno, ale również nie za wcześnie. 44-letni Noriaki Kasai w minionym sezonie wciąż świetnie skakał… A Aleksander Doba w wieku 64 lat jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent. Nie jest za późno?
Kontrola wtórna sprawia, że nie podejmujemy zbyt trudnych wyzwań, a cele nieosiągalne zastępujemy tymi, które są nam dostępne. Kiedy jest jednak nadmierna, wycofujemy się przedwcześnie i myślimy: jest już za późno. W efekcie porzucamy zadania, którym jeszcze moglibyśmy sprostać. Depresja może wynikać z takiego przedwczesnego wycofania się z ról życiowych. Co jest tu pierwsze? Czy depresyjne myśli – jest już za późno – i po nich wycofanie, co zwrotnie umacnia depresję? Czy może decyzja wycofania się, która generuje depresyjne myślenie: jest już za późno.
Za późno?
Na co, według Ciebie, jest już za późno w Twoim życiu?
Wpisz tu trzy rzeczy, które Ci się nasuwają:
............................................................................
............................................................................
............................................................................
A teraz pomyśl, co by się stało, jeśli się mylisz i wcale nie jest za późno? Może za wcześnie chcesz się wycofać z ważnych dla Ciebie kierunków... A może rezygnujesz, bo tak naprawdę obawiasz się, że Ci się nie uda... Jeśli zmierzysz się ze swoim lękiem, może okaże się, że wcale nie jest za późno.
Teraz albo nigdy
Obawa przed uciekającym czasem wiąże się ze zjawiskiem „teraz albo nigdy”. Jest ono typowe dla kryzysu połowy życia, ale pojawia się nie tylko w wieku średnim. Polega na przekonaniu, że możliwość zrobienia czegoś kończy się: Jest już za późno? Nie jest za późno! Wkrótce jednak będzie! Czyli teraz albo nigdy. W efekcie wyjeżdżamy w Himalaje, płyniemy Amazonką, odwiedzamy państwo Inków albo wyruszamy na Kilimandżaro. A niekiedy po prostu rozkręcamy biznes lub kupujemy działkę i stawiamy dom. Zjawisko ma dobre i złe strony.
Dobre, bo pozwala zrealizować marzenia, choćby były najbardziej szalone. Skłania do zmian życiowych, robienia rzeczy nowych, podejmowania się czegoś na pozór niemożliwego. Świadomość, że jeszcze trochę i naprawdę będzie już za późno, silnie mobilizuje do działania. Kiedy nie można już dłużej odwlekać, a sprawa jest na ostrzu noża – ostatni dzwonek, by ją realizować albo odpuścić – często podejmujemy desperacką decyzję i bierzemy się za spóźnioną naukę języka, zapisujemy się do klubu hippicznego albo robimy coś innego, na co dotąd nie mieliśmy odwagi. I okazuje się, że nie jest za późno. Ratujemy w ten sposób jakość życia, a czasem nawet jego sens.
Z drugiej strony, słysząc ostatni dzwonek, możemy decydować się na coś, czego na przykład z przyczyn moralnych dotąd nie akceptowaliśmy. Taka samorealizacja w obawie przed zatrzaskującą się bezpowrotnie furtką może odbywać się kosztem bliskich, sprowadza się bowiem często do urzeczywistnienia planu, który ich nie obejmuje. I niekonieczne te cele i dążenia są dobre, mogą na przykład oznaczać związek żonatego mężczyzny z młodą kobietą, bo przecież czas mija: teraz albo nigdy.
Pod presją tykającego zegara ludzie wciągają się w hazard, przypadkowy seks, narkotyki, namiętne robienie pieniędzy lub zdobywanie władzy... A potem jest już za późno, by odwrócić los lub jeszcze coś zmienić.
Klamka zapadła, nie sposób uciec od odpowiedzialności lub sumienia.
Czego żałujemy?
Żal, który najczęściej wybrzmiewał w opowieściach osób umierających, dotyczył braku odwagi, by żyć tak, jak chciały, a nie tak, jak oczekiwali inni. Potrzebna jest ogromna odwaga, by nie przyjąć ról, w których obsadzili nas rodzice, znajomi, społeczeństwo, albo wyjść z nich. Grace była żoną przez ponad pół wieku i żyła tak, jak od niej oczekiwała rodzina. Jej mąż był tyranem. Całe życie marzyła, by się od niego uwolnić.
Gdy mąż zamieszkał w domu opieki, odczuła wyraźną ulgę. Wkrótce jednak zdiagnozowano u niej śmiertelną chorobę. W jednej chwili rozwiały się jej marzenia. Dlaczego nie zrobiłam tego, czego pragnęłam?
Dlaczego nie byłam dość silna? – pytała samą siebie, wiedząc, że teraz już jest za późno. Zdała sobie sprawę, że gdyby w przeszłości miała odwagę żyć tak, jak podpowiadało jej serce, wszystkim byłoby lepiej – nie tylko jej, ale także jej dzieciom.
Za młodzi, za starzy
Istnieje też zjawisko odwrotne: za wcześnie. Na przykład na śmierć rodziców i podjęcie przez dziecko roli osoby dorosłej, za wcześnie na opiekę nad młodszym rodzeństwem, a tym bardziej na bycie opiekunem i pocieszycielem swych rodziców. Na matkowanie własnej matce. Mówimy wtedy o parentyfikacji (od ang. parent, czyli rodzic), która według Alexandra Lowena, amerykańskiego psychiatry i terapeuty, jest swoistym odwróceniem ról i podjęciem przez małe dziecko zadań dorosłych. Tym samym odwróceniu ulega porządek świata – to tak, jakby rzeka nagle zaczęła płynąć pod górę.
Za wcześnie na studia dla dwunastolatka, choćby był geniuszem matematycznym. Umysł nadąża, uczucia i dojrzałość społeczna niekoniecznie. Co dalej się dzieje z takimi genialnymi dziećmi, którym zabrano beztroskie dzieciństwo i możność odkrywania życia z rówieśnikami? Rodzice czy nauczyciele mówią czasem, że wysłanie dwunastolatka na studia nie było dobrą decyzją, dla dziecka było za wcześnie. I jest już za późno, by coś zmienić... Odpowiedzialność za człowieka – na nią nigdy nie jest za późno, choć wiedzy, pozwalającej optymalnie decydować, nabywamy czasem za późno...
Istnieje pewna dysharmonia między wiekiem metrykalnym, społecznym i psychicznym. Jeśli czujemy się starsi niż jesteśmy, mamy skłonność myśleć, że jest już za późno, tak nam się wydaje i w efekcie tracimy kolejne szanse, na które z pewnością za późno jeszcze nie jest. Po czasie myślimy z żalem, że wtedy nie było za późno, ale teraz już tak – to prosta droga do depresji. Na szczęście dla wielu kultura, w której żyjemy, rozciąga zegar społeczny, a ten zdaje się tykać w rytm słów: nie jest za późno. Co najwyżej ludzie się nam dziwią, z tym jednak da się żyć, „za późno” podejmowane zadania skutkują co najwyżej refleksją, że można było wcześniej, że już dawno można było... a teraz mamy mniej sił, energii, czasu...
Jeśli czujemy się młodsi, niż jesteśmy, ale akceptujemy swój wiek, oznacza to optymalne przystosowanie do czasu i zadań życiowych. Czujemy się młodo, mamy energię, motywację i cieszy nas to, co robimy.
Akceptujemy swój wiek – a więc nie żyjemy ułudą młodości, ale podążamy ścieżką życia ku nieznanej przyszłości, licząc, że starczy nam czasu. Świadomość, iż może nam go nie starczyć, mobilizuje. Jeśli zaś cele przekraczają hipotetyczny horyzont czasu, jaki nam jeszcze pozostał, życie wydaje się sensowne.
Świadomość, iż czasu mamy znacznie więcej niż dążeń do zrealizowania, rodzi poczucie pustego czasu i prowadzi do załamania sensu życia; chyba że wypełnimy go przyjemnościami i kontaktami, które mogą dawać szczęście.
Czy są rzeczy, na które naprawdę jest już za późno i takie, na które nigdy nie jest za późno? Są. Za późno może być na karierę sportową, na odbudowanie związku po jego destrukcji, na odzyskanie zdrowia, urodzenie dziecka, zachowanie czystego sumienia, i zapewne wiele innych rzeczy.
Nie jest za późno na życie pełnią życia, na ile zdrowie pozwala, na refleksję nad życiem, angażowanie się na rzecz innych, na budowanie relacji, poszukiwanie piękna i duchowej harmonii, i pewnie na kilka innych rzeczy. Pisze o nich Sted: Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić / Siebie zachwycić i wszystko w krąg / Wojna to będzie straszna, bo czas nas będzie chciał zniszczyć, / Lecz nam się uda zachwycić go.
A zatem jest już za późno? Czy nie jest za późno? Oto dylemat!