Jak poradzić sobie po rozstaniu? Poradnik samoopieki

Trening psychologiczny

Rozstania bywają tak różne, jak różne bywają związki, a związki tak odmienne, jak osoby, które je tworzą. Niekiedy zakończenie relacji to długofalowy, oparty na wzajemnym porozumieniu proces, a czasem nagła ucieczka ze związku, który nas krzywdzi. To o czym warto wtedy pamiętać, to zaopiekowanie się samym sobą, gdy doświadczamy trudnych emocji.

Trudno jest zaproponować jeden, pasujący do wszystkich sytuacji i dla każdej osoby przepis na to, jak dobrze przeżywać sytuację rozstania. Tym bardziej że towarzyszyć jej mogą różne emocje i myśli. Część z nas po rozstaniu może odczuwać smutek, inni ulgę, niektórzy obojętność, rozpacz albo mieszankę tych wszystkich emocji lub też zupełnie innych stanów. Także myśli przychodzące nam w takim momencie do głowy mogą być neutralne, wspierające albo przeciwnie – mocno podważające naszą wiarę w siebie, otaczającą nas rzeczywistość i zaniżające samoocenę. 

(Samo)uprawomocnienie – co i jak czujesz jest zupełnie w porządku

Przede wszystkim pamiętajmy, że mamy prawo do każdej emocji i myśli. Starajmy się nie porównywać naszego sposobu przeżywania rozstania do innych osób z otoczenia, popkultury, do postaci z filmów, książek czy do jakichkolwiek subiektywnie „ustalonych norm”. Pamiętajmy, że to, co czujemy i myślimy, nie wynika tylko z samej sytuacji rozstania, ale również z niepowtarzalnej konglomeracji naszych uprzednich doświadczeń, historii, schematów i sposobów funkcjonowania, naszego „wtedy i tam” oraz naszego „tu i teraz” – to wszystko tworzy specyficzny dla nas filtr, przez który patrzymy na bieżącą sytuację. 
Dlatego też samouprawomocnienie odczuwanych (lub nieodczuwalnych) emocji jest jedną z pierwszych, jak też jedną z najważniejszych rzeczy, jaką możemy dać sami sobie. Samouprawomocnienie to nic innego jak wysłany sobie komunikat: „Mam prawo czuć to, co czuję, przeżywać to, tak jak to przeżywam”. 
W uprawomocnieniu ważne jest już samo dostrzeżenie tego, co się w nas dzieje, i zgoda na to, nawet jeśli to w danym momencie trudne. 
To ważny i niełatwy krok. Często, w szczególnie emocjonalnie obciążających momentach, możemy odczuwać pokusę ucieczki od przykrych uczuć. To zupełnie zrozumiałe zachowanie jest reakcją na cierpienie. Może pojawić się pragnienie odcięcia się od bólu, np. za pomocą nadmiarowej aktywności, substancji, zagłuszania myśli i emocji bodźcami z zewnątrz – byleby tylko nie stanąć z nimi twarzą w twarz. Ta strategia bywa pomocna (inaczej byśmy z niej nie korzystali), ale raczej w małych dawkach i na krótką metę. To trochę tak, jak byśmy naklejali plaster na otwartą, nieopatrzoną ranę i próbowali żyć dalej, jak gdyby nic się nie stało. W krótkiej perspektywie ta praktyka wydaje się skuteczna, w dłuższej powoduje jednak utratę kontaktu z samym sobą, swoimi potrzebami i przeżyciami. Może też prowadzić do poczucia coraz silniejszego przymusu korzystania z unikowych sposobów radzenia sobie. Z czasem w miejsce decyzji o ich stosowaniu może pojawić się poczucie przymusu i nawyk: już nie wybieram tego, że zajadam smutek, tylko muszę to robić, a po napadzie objadania czuję się jeszcze gorzej, więc zajadam to uczucie i w efekcie znowu czuję się gorzej… – i tak może rozkręcić się błędne koło ucieczki od trudnych emocji, wywołujące kolejne trudne emocje.
Przez przyjęcie trudnych stanów emocjonalnych nie mam na myśli biernego poddania się i zagłębiania w nie, np. poprzez niepomocne sposoby radzenia sobie czy kontrpr...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI