Jak nie zwariować we współczesnym świecie?

Z Grażyną Plebanek, pisarką i felietonistką, rozmawia Marcin Wilk

Otwarty dostęp Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Marcin Wilk: Ustalmy na początek sprawę zasadniczą. Czym jest dla Ciebie boks? 

POLECAMY

Grażyna Plebanek: O, masz. Staram się wyskakiwać z różnych szufladek, a ty na dzień dobry otwierasz jedną z nich. Nie bardzo zdążyłam się przyzwyczaić, że on mnie określa, bo mam jeszcze inne rozdziały życiowe – wcześniejsze, równoległe. No ale, dobra. Na szczęście boks jest akurat fajnym miejscem i rzeczywiście jest dla mnie ważny na różnych poziomach.
Boks funkcjonuje w moim życiu od dwunastu lat. Zaczęłam ćwiczyć, kiedy nie było to jeszcze modne w żaden sposób. Dwanaście lat temu nawet tutaj, w Brukseli, gdzie zaczynałam, gdzie dziewczyny i kobiety bardziej przełamują rozmaite tabu, okazało się, że na czterdziestu facetów w klubie było może cztery, pięć dziewczyn. Podkreślam: mówię o dziewczynach, czyli osobach w wieku dwadzieścia, trzydzieści lat, a ja poszłam, mając czterdzieści lat. 

Nie powstrzymało Cię to jednak. I dobrze.

Od dawna miałam na to bardzo wielką ochotę. Chciałam ćwiczyć sztuki walki, kiedy miałam kilkanaście lat. 

W Polsce w ogóle nie było takich zajęć, a gdy raz z przyjaciółką poszłam się zapisać w Warszawie na Saskiej Kępie, gdzie było jedyne miejsce z ćwiczącymi dziewczynami, jakiś ewidentnie byle jaki trener potraktował nas z buta. Było to mocno nieprzyjemne i seksistowskie. Speszyłyśmy się. 

Potem to pragnienie wracało do mnie. Za każdym razem, jak coś się wydarzało takiego, gdzie czułam, że powinnam zareagować albo że się za bardzo boję, na przykład wracając sama nocą, to strasznie żałowałam, że nie znam sztuk walki. 

Aż w końcu nastąpił taki moment, kiedy jakiś dziad podskoczył do moich malutkich dzieci. Rzuciłam się oczywiście z gębą, ale poczułam, że mogłabym rzucić się z czymś jeszcze. Byłam większa od niego, on był lekko pijany i starszy. Przecież mogłabym go po prostu zmieść! Siła matki jest olbrzymia i pewnie nie byłoby z tym problemu, ale czułam, że bardzo by mi się przydały jakieś techniczne podstawy. Nie trzeba było mnie długo namawiać. Prędko zapisałam się na kick boxing. 

Czego Cię boks nauczył?

To, na co boks mnie osobiście otworzył, to świadomość, że można sobie pozwolić na wyjście z dekoracyjnej funkcji: znaleźć się nagle bez makijażu, w jakichś ciuchach, które nie muszą być spełnieniem marzeń zaślinionych chłopów. Zresztą w boksie nie liczy się powab. Liczy się refleks. Teraz to wszystko wiem i mówię ot tak, ale w moim przypadku musiałam przejść proces przepracowania w sobie poczucia obciachu. Musiałam porzucić myślenie, że jestem na boks zbyt dojrzała albo że ten chłopczyk z ringu jest dużo młodszy a ta dziewczyna zaraz spuści mi baty. 
Dzięki boksowi bardzo dużo rzeczy się we mnie wyprostowało. Nie musiałam siadać na fotelu terapeuty. Wystarczyło wejść na ring. 

„Boks Cię wyzwoli”?

Chyba najtrudniejszym elementem było coś, co nazywam treningiem przepraszania. To było związane z uświadomieniem sobie ram społecznych, w jakie byłam wpisywana – jako dziewczynka, a potem jako dorosła kobieta, od której się wymagało przede wszystkim funkcji dekoracyjnej. Być może w innych okolicznościach przyrody byłabym – jako wysportowana, duża, z potencjałem i o określonej fizyczności kobieta – trenowana od dziecka, by polować wraz z tymi, którzy byli równie wysocy. No ale jesteśmy w czasach, w jakich jesteśmy, choć i tak dla kobiet świat stał się bardziej otwarty, możemy przecież studiować i zarabiać. Ale to też jakby now...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI