Hurra, błąd!, czyli domowy model edukacji językowej

Wstęp

Jeśli uda mi się porozumieć w obcym języku, to odnoszę sukces zupełnie niezależnie od tego, jak bardzo ten język kaleczę. Lingwistyczna jakość tej wypowiedzi nie ma żadnego znaczenia - pisze Grzegorz Śpiewak.

Na początek chciałbym przedstawić Franka, mojego sąsiada. Franek jest typowym, zwyczajnym Polakiem w wieku rok i 8 miesięcy. Mieszka w polskim domu, z polskimi rodzicami i kilkuletnim starszym bratem. Śpi mniej więcej tyle, co inne dzieci w jego wieku, czyli ok. 10 godzin dziennie, a zatem jest aktywny ok. 14 godzin na dobę, co pomnożone przez 20 miesięcy życia daje około 7800 godzin, w czasie których słyszał wokół siebie niemal bez przerwy język polski. I był oczywiście zachęcany przez wszystkich wokół do porozumiewania się. A efekty?

Jedna z niewielu wypowiedzi, które Franek do niedawna jeszcze powtarzał ochoczo, to „Mama, jutub”. Niezbyt wyrafinowane zdanie, można by pomyśleć, zwłaszcza po 20 miesiącach nauki języka polskiego. Składniowo ułomne, leksykalnie co najmniej kontrowersyjne. Czy to w ogóle jest po polsku?! Bądź co bądź dokładnie połowa tej wypowiedzi to polski wyraz, a druga połowa to nieporadnie wymówiona nazwa popularnego serwisu internetowego… Jednak, jak zaraz się przekonamy, cytowana tu wypowiedź Franka może być inspiracją dla wszystkich, którzy mają cokolwiek wspólnego z nauką języka. Zarówno ojczystego, jak i – przede wszystkim – obcego.

Po pierwsze, warto uważnie przyjrzeć się wartości komunikacyjnej wypowiedzi Franka. W swojej lapidarnej, wręcz minimalistycznej formie przekazuje tak naprawdę złożoną wiązkę komunikatów:
– „Mamo, spójrz na mnie sponad ekranu swojego laptopa”;
„Przestań pisać ten raport”;
„Uruchom YouTube”;
– „Wyszukaj mój ukochany filmik z ciuchcią”;
– „I zrób to TERAZ!”.

Oczywiście Franek tego wszystkiego nie mówi explicite. Bo nie umie. Ale tak naprawdę nie w tym rzecz. Ważniejsze jest, że wcale aż tyle mówić nie musi, gdyż „Mama, jutub” całkowicie wystarczy. Innymi słowy, wysiłek językowy Franka jest komunikacyjnie zoptymalizowany, doskonale ekonomiczny i tym samym adekwatny do jego aktualnych celów i potrzeb. Najlepszy dowód to fakt, że powiedziawszy „Mama, [YouTube]!”, Franek na ogół bardzo szybko zasiada do oglądania swojego filmiku z rysunkowym pociągiem.

Oczywiście w miarę jak Franek będzie podrastał, jego potrzeby i cele komunikacyjne będą się stawały mniej „lokalne”, trudniejsze do zinterpretowania przez mamę, tatę, brata czy opiekunkę, więc Franek będzie musiał wyrażać je bardziej precyzyjnie, do czego będzie potrzebował większej liczby wyrazów oraz coraz bardziej wyrafinowanej składni i fleksji języka polskiego.

Kto mówi, ten się uczy


W świetle powyższej nieformalnej analizy funkcjonalnej możemy już wyciągnąć pierwszy ważny wniosek dla nauczania i uczenia się języka, zwłaszcza obcego. Przynajmniej na wczesnym etapie rozwoju język to niemal wyłącznie instrument do celu, a nie cel sam w sobie. Mówiąc inaczej, naprawdę warto uczyć się tylko tego, co warto (zamierzona tautologia!), czyli tego, co jest niezbędne do wyrażenia bieżących potrzeb komunikacyjnych. Zauważyli to już ponad dekadę temu autorzy opracowania „Europejski System Opisu Kształcenia Językowego.

Uczenie się, nauczanie, ocenianie” (ESOKJ), twierdząc...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI