Himalaje ortografii

Wstęp

Krulefna, szczelba, zajondz, kuska, lut - takie błędy pojawiające się w zeszytach niektórych uczniów doprowadzają nauczycieli do rozpaczy. Nie zawsze jednak świadczą one o niewiedzy, zaniedbaniu czy niestaranności piszącego. Mogą dowodzić poważnego zaburzenia.

Dysortografia – bo o niej mowa – to odmiana dysleksji. Jej cechą charakterystyczną są trudności w opanowaniu poprawnej pisowni oraz prawidłowego zapisu wyrazów (np. popełnianie błędów ortograficznych w tekście pomimo znajomości zasad pisowni). Jak pokazują wyniki badań, najwięcej uczniów w polskich szkołach cierpi właśnie na dysortografię (od 13 do niemal 17 proc.).

Uczeń z dysortografią widzi każdy tekst w przestrzeni trójwymiarowej. Krążące przed jego oczami litery układają się w słowa, które mają niewiele wspólnego z normami ortograficznymi i gramatycznymi. Zapisuje je fonetycznie, popełnia błędy ortograficzne, zamienia kolejność liter do tego stopnia, że czytający mają często poważne kłopoty ze zrozumieniem tekstu. Nie jest w stanie zastosować reguł pisowni, gdy wyrazy bez przerwy poruszają mu się przed oczami. Uczeń ma wrażenie, jakby trafił w sam środek chaosu, nad którym nie jest w stanie zapanować. Czuje się zdezorientowany i zniechęcony. Traci motywację do pracy, nie ma ochoty się uczyć, coraz gorzej myśli o sobie samym.

Zniechęcenie narasta także u jego rodziców i pracujących z nim nauczycieli, gdy nie widzą u podopiecznego postępów. Traktują taką sytuację jako swoją porażkę edukacyjną i przestają widzieć sens dalszej pracy z takim uczniem.

Czy można temu zapobiec? Tak, ale pod jednym warunkiem: poważnego potraktowania wszelkich sygnałów, które mogą świadczyć o dysortografii. Im wcześniej uda się ją rozpoznać, tym większe są szanse na jej opanowanie. Proponowany w Polsce pięciostopniowy system pomocy dzieciom dyslektycznym umożliwia odpowiednią pomoc w zależności od stopnia zaburzenia.

Mój uczeń

Jakiś czas temu przez cały rok szkolny pracowałam z chłopcem z dysortografią. Zgodnie z zaleceniami psychologów i pedagogów z poradni, z którą podpisałam umowę, nasze zajęcia odbywały się dwa razy w tygodniu po lekcjach, w domu ucznia. Każde spotkanie trwało około godziny.

Zasadniczym celem terapii była pomoc chłopcu w poprawie umiejętności pisania i czytania. Chciałam też przekonać go do korzystania ze słownika ortograficznego oraz słownika języka polskiego i nauczyć systematycznej pracy. Zakładałam, że dzięki temu rzadziej będzie doświadczał niepowodzeń szkolnych.

Zależało mi na tym, aby nasze zajęcia były jak najbardziej urozmaicone. Zazwyczaj zaczynaliśmy od ćwiczeń relaksacyjnych, uspokajających, aktywizujących do dalszej nauki. Po nich prosiłam chłopca o przypomnienie różnych wiadomości z poprzedniego spotkania, a potem przechodziliśmy do właściwych zadań. Doskonaliły one umiejętności czytania i pisania oraz usprawniały zaburzone funkcje: psychomotoryczne i koordynację wzrokowo--słuchowo-ruchową; percepcję, analizę i syntezę słuchową; spostrzeganie i pamięć wzrokową; orientację przestrzenną; motorykę.

Starałam się nadawać im różnorodne formy, np. poprawie koordynacji służyły ćwiczenia rytmiczne polegające na odtwarzaniu struktur dźwiękowych, zaś do usprawnienia spostrzegania i...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI