Gry psychologiczne w szkole

Wstęp

Gra transakcyjna to rodzaj mechanizmu obronnego, który ludzie stosują, kiedy pragną zyskać uznanie lub wsparcie, a nie wierzą, że mogą zdobyć je w sposób szczery i autentyczny. Mechanizm ten bywa pułapką, którą zastawiamy na innych, a w którą sami również wpadamy, często nie zdając sobie z tego sprawy. Aby nie dać się wciągnąć do gry, trzeba przede wszystkim umieć ją rozpoznać. I w tym pomóc może ten artykuł. Jarosław Jagieła prezentuje w nim najpopularniejsze gry psychologiczne, pokazuje, jakie poniesiemy konsekwencje, gdy się w nie zaangażujemy oraz doradza skuteczne sposoby, by uczestnictwa w grach odmówić.

Najprościej można powiedzieć, że gra psychologiczna jest rodzajem emocjonalnej pułapki, w jaką niejednokrotnie sami wpadamy i którą równie często zastawiamy na innych. Bywa, że uczestniczymy w niej, nie zdając sobie z tego sprawy. Szkoła jest jednym z wielu miejsc, gdzie niepostrzeżenie można wpaść w sieć emocjonalnych pułapek. Dotyczy to w jednakowym stopniu tak nauczyciela, jak i ucznia, choć nie można przecież zapomnieć o innych uczestnikach szkolnej rzeczywistości: rodzicach, władzach szkolnych, publicystach, politykach i innych osobach związanych z wychowaniem i edukacją.

Modelem teoretycznym, jakim będę się tutaj posługiwał, jest analiza transakcyjna, w szczególności zaś zawarte w tej teorii zagadnienie gier interpersonalnych.
Analiza transakcyjna (AT) jest jednym z kierunków współczesnej psychologii i psychoterapii. Została zapoczątkowana i rozwinięta w latach 50. przez amerykańskiego psychiatrę i psychoanalityka Erica Berne’a (1910–1970) oraz grono jego bliskich współpracowników. Jedno z podstawowych założeń tej koncepcji zakłada, że wszystko, co przeżyliśmy świadomie w życiowym doświadczeniu, zostaje dokładnie zarejestrowane i zgromadzone w naszym mózgu i może zostać w swoisty sposób odtworzone w dowolnej chwili naszego zachowania. Decydujące znaczenie ma tu okres dzieciństwa. Stąd też w analizie transakcyjnej tak jednoznacznie podkreśla się rolę pierwszych kilku lat życia dla uformowania się ostatecznej struktury osobowości i skryptowego scenariusza życiowego jednostki.

Jest to kierunek nastawiony na zmianę i osobisty rozwój jednostki, stąd okazuje się niezwykle przydatny dla wszystkich tych, którzy mają pewne trudności w porozumiewaniu się z innymi, pragną zrozumieć konflikty i nauczyć się im przeciwdziałać, chcą zrozumieć problem wygrywania i przegrywania własnego życia, czy uświadomić sobie ukryty program swego postępowania.    

Kluczowe znaczenie dla zrozumienia AT mają wyodrębnione przez Berne’a trzy stany Ja, rozumiane jako systemy myśli, uczuć, motywacji czy postaw, połączonych z odpowiadającymi im zestawami wzorców zachowania.
Zgodnie z omawianą tu teorią, człowiek posiada następujące stany swojego Ja:
•    Ja-Rodzic (R), stan będący próbą naśladowania wzorców rodzicielskiego zachowania, będący zbiorem doświadczeń powstałych pod wpływem sytuacji kontrolowanych przez rodziców lub osoby zastępujące rodziców (opiekunów, nauczycieli, trenerów itp.). Są to m.in.: wartości, normy, nakazy i zakazy, powinności, polecenia, gotowe programy działań, czynności opiekuńcze i szereg innych. Gdy więc słyszymy takie słowa, jak: trzeba, musisz, należy, nigdy, zawsze itp. – znaczy to, że mamy do czynienia z tym właśnie stanem osobowości. Zauważmy, że gdy u jakiejś osoby pojawiają się takie właśnie słowa lub wypowiedzi, dalsza rozmowa z nią staje się bezdyskusyjna. Jak „trzeba”, no to trzeba i nie ma wyboru, jak „muszę”, to muszę i... koniec.
•    Ja-Dorosły (D), stan służący obiektywnej ocenie rzeczywistości, wyraża wszystkie nabyte umiejętności i zdolności służące rozumieniu otoczenia i samego siebie. Pozwala dostosować się do aktualnej sytuacji. Jest to obszar naszego Ja, dzięki któremu możemy bezpiecznie poruszać się w świecie i przetrwać, dokonywać racjonalnych wyborów i szacować prawdopodobieństwo zdarzeń. Stan ten sprawuje funkcje kontrolne i decyzyjne w odniesieniu do dwóch pozostałych struktur. Dorosły wypowiada się poprzez stwierdzenia: warto, sądzę, według mnie itp.
•    Ja-Dziecko (Dz), stan wynikający z utrwalonych w dzieciństwie uczuć, zawiera z kolei wszystkie wrodzone i nabyte wzorce popędów oraz reakcji emocjonalnych. Jest to całe bogactwo uczuć przeżywanych przez człowieka: np. lęk, poczucie winy, ciekawość, twórczość i zachwyt. Dziecko mówi: „to piękne”, „martwię się dzisiaj”, „kocham cię” itp.

Omawiane przez nas stany nie są tylko teoretycznymi konstrukcjami, ale przejawiają się w bardzo konkretny sposób w zachowaniach jednostki. W tym wszystkim, co robimy, mówimy lub sygnalizujemy poprzez komunikaty nie tylko werbalne, ale i niewerbalne. Gdy nauczyciel stwierdza jednoznacznym i niebudzącym sprzeciwu tonem: „To karygodne!” lub „Natychmiast wyjdź z klasy!”, gdy do tego stoi i mówi do siedzącego ucznia, czy grozi wskazującym palcem, nie mamy wówczas wątpliwości, że posługuje się swoim stanem Rodzica. Należy tu dodać, że nauczyciele z racji swojej funkcji i roli społecznej (w jakimś sensie przecież zastępują rodziców) bardzo łatwo i często uruchamiają w sobie ten właśnie obszar Ja. Ale przecież nie tylko. Ten sam nauczyciel, skarżąc się na swoją nieznośną klasę wobec koleżanek i kolegów lub rodziców na wywiadówce, pozostaje w stanie strukturalnego Dziecka. Również wtedy, gdy wyraża swój zachwyt, złość, czy zdziwienie. Zastanawiając się nad czymś, przygotowując do lekcji, starając się zrozumieć zachowania niesfornego ucznia – kształtuje i rozwija w sobie stan Ja-Dorosły. Przy odrobinie dobrej woli i motywacji, można bez trudu nabyć duże kompetencje w rozpoznawaniu omawianych przez nas transakcyjnych przejawów osobowości własnej i innych osób. Nie trzeba tu posiadać bogatej wiedzy psychologicznej.

Reasumując można powiedzieć, że stan Ja-Rodzic wywołuje w nas uczucie, że „muszę”, stan Ja-Dziecko mówi nam, że „chcę”, natomiast stan Ja-Dorosły informuje, że „mogę”. „Mogę”, gdy tego „chcę”, a czasem też „muszę” lub „muszę”, gdy jednocześnie „chcę” i „mogę” itd. To stan równowagi psychicznej, o której zapewne marzy każdy z nas. Przepływ energii i informacji przebiega wówczas bez najmniejszych przeszkód pomiędzy poszczególnymi obszarami naszej osobowości. Nie zawsze jednak ma miejsce tak bezproblemowa sytuacja.

Nasze wewnętrzne Dziecko płacze, gdy jego potrzeby nie zostają zaspokojone w sposób należyty. Potrzeby w analizie transakcyjnej nazywane są głodami. E. Berne w książce Seks i kochanie wyróżnił wprawdzie sześć takich głodów (głód bodźców, akceptacji, kontaktu, seksu, strukturalizacji czasu, potrzeby projektów długoterminowych), my jednak pozostańmy przy najczęściej spotykanym, rozłącznym, choć wzajemnie się warunkującym podziale trójstopniowym R. Rogolla. Wyróżniamy więc:
    1. głód stymulacji,
    2. głód wsparcia,
    3. głód strukturalizacji czasu.
Wszystkie nasze głody w początkowym okresie rozwoju funkcjonowały w obszarze czysto biologicznym, aby później przekształcić się w potrzeby o charakterze typowo psychicznym.

Głód stymulacji wyraża się pragnieniem dotyku. Małe dziecko nie jest w stanie przeżyć bez bliskości i czułych rąk matki. Jej obecność oraz troska to swoisty dowód, że jest chciane i akceptowane. Liczne badania psychologiczne dowodzą, że stymulacja dotykowa jest niezbędna małemu dziecku do przetrwania i rozwoju. Dosłowne fizyczne „głaski” (ten nieco dziwaczny i zabawny termin przyjął się już w literaturze przedmiotu, choć budzi nadal kontrowersje) zostają z czasem przeniesione w świat psychiki, jako wyraz aprobaty wyrażonej słowami czy gestami. W trakcie rozwoju dziecka pierwotna potrzeba stymulacji dotykowej przekształca się w potrzebę znaków rozpoznania. Możemy powiedzieć, że coś, co miało wcześniej swój bardzo konkretny wyraz, zostało przeniesione w świat symboli.

Głód wsparcia wyraża się zarówno pozytywnymi „głaskami”, jak i negatywnymi, nazywanymi też niejednokrotnie „kolczatkami”. Znaki zauważenia kogoś, dostrzeżenia jego
obecności, rozpoznania jego istnienia, czy podkreślenia jego ważności i wartości określane są jako „strouki” (strokes). Znaki te mogą mieć charakter fizyczny (np. życzliwe uściśnięcie kogoś lub przytulenie się do niego) lub symboliczny (np. uśmiechnięcie się do kogoś z oddalenia). Głód wsparcia jest tak silny, że czasem ktoś jest skłonny nawet wystawić się na negatywne wzmocnienie („kolczatki”), niż być w ogóle niezauważonym. W przypadku ucznia mniejszą karą może być dla niego ostra reprymenda ze strony nauczyciela niż niedostrzeganie na lekcji jego obecności. Jakże często tacy właśnie uczniowie absorbują uwagę nauczyciela swoim złym zachowaniem.

Głód strukturalizacji czasu wyraża się w potrzebie wydarzeń i uniknięcia nudy. Każdy, kto znalazł się w życiu w sytuacji, gdy miał trudności z wypełnieniem czasu, odczuwał pustkę, niepokój i miał poczucie bezużyteczności (przejście na emeryturę, nagłe znalezienie się w szpitalu, oczekiwanie w długiej kolejce itp.), wie, o czym mowa. Tylko bardzo małe dziecko nie odczuwa konieczności specjalnego wypełniania czasu, ono po prostu zajęte jest kolejnymi, sprawiającymi mu przyjemność czynnościami.
Z wiekiem pojawia się także potrzeba zaistnienia wydarzeń w przyszłości, posiadania planów długoterminowych, tego, aby w pozytywnym oczekiwaniu patrzeć na nadchodzący czas i mieć nadzieję zdarzeń sensownych w naszym życiu. Mieć jeszcze „coś przed sobą”, co buduje nadzieję i otuchę.
Zaspokajanie powyższych głodów jest jednym z celów gier psychologicznych.

Czym jest gra transakcyjna? Najkrócej można powiedzieć, że jest to kilka lub kilkanaście najczęściej ukrytych komunikatów między ludźmi, zakończonych uzyskaniem korzyści psychologicznych. Gra – co jest jej cechą najistotniejszą – zawiera również skrytą pułapkę, w którą „złapany” zostaje partner. Każda posiada również jakiś swój początek, kulminację i zakończenie. Można więc mówić o grze jako pewnym procesie. Istnieją tu również reguły, jakimi się kierują gracze i cel, do jakiego gra zmierza. Gry to rodzaj mechanizmu obronnego ludzi, którzy głodni są wsparcia i uznania ich wartości, lecz przestali wierzyć, że mogą to wszystko otrzymać w normalny, szczery, otwarty sposób.

Gra transakcyjna posiada swoją typową kolejność następstw. E. Berne ujął to tak: „Wyłania się zatem pewien schemat zachowań właściwych dla gier. Po pierwsze, mamy przynętę, która wydaje się zaspokajać czyjąś potrzebę, choć w rzeczywistości służy innym celom. Przynęta trafia w słaby punkt ofiary, ale gdy tylko ofiara zareaguje, następuje zmiana sytuacji: „prawdziwy cel” wychodzi na jaw i jak diabeł z pudełka wyskakuje niespodziewane zakończenie”. Dodajmy w tym miejscu, iż zmiana sytuacji odbywa się zawsze zgodnie z Trójkątem Dramatycznym S. Karpmana, tzn. Wybawca (Ratownik) lub Ofiara okazuje się nagle Prześladowcą (np. w przypadku inicjatora gry), a wyglądający na Prześladowcę partner w grze staje się w sumie jej Ofiarą.

W grze zawsze coś okazuje się inne, niż miało być na początku. Czyjeś oczekiwania zamieniły się w niwecz. Miało być tak wspaniale, a zapanowała grobowa cisza, miano mnie docenić, a wyśmiano, zamierzałam być pomocna, a okazało się, że się wtrącam, itd. Gra posiada więc typową formułę:

F + H = R + P + K + Z
gdzie:
F – fortel, to sytuacja zbudowana przez inicjatora gry po to, aby złapać
przeciwnika na haczyk;
H – haczyk, to rodzaj słabości, na który można złapać ofiarę gry, np.:
nerwowość, pożądanie seksualne, gadulstwo itp.;
R – reakcja, rezonans ze strony ofiary;
P – przełącznik jest nagłą, niespodziewaną zmianą ról;
K – konsternacja, to zmieszanie, zakłopotanie i zaskoczenie, w które wpada nagle ofiara;
Z – zapłata, wypłacana jest w postaci tzw. talonów psychologicznych dla obu stron; z reguły kończy grę lub zapoczątkowuje nową.
„Jeśli sekwencja transakcji nie ma wszystkich powyższych cech, nie jest grą” – stwierdza autorytatywnie E. Berne w Dzień dobry... i co dalej. Psychologia ludzkiego przeznaczenia. W takich wypadkach mamy do czynienia z tzw. operacją, czyli sekwencją transakcji niezawierających pułapki.

Zobaczmy to na prostym przykładzie. Jeżeli uczeń prosi nauczyciela o jakieś wyjaśnienie, otrzymuje je i dziękuje, wówczas mamy do czynienia z operacją. Występuje tu zbiór prostych, otwartych transakcji, bez podstępu i bez zmiany ról. Jeżeli jednak po wyjaśnieniu nauczyciela, uczeń zuchwale udowadnia mu, że jego odpowiedź wcale nie jest prawidłowa lub taka, jakiej oczekiwał, to mamy do czynienia z grą, gdyż uczeń zbudował wcześniej fortel, aby udowodnić nauczycielowi jego brak wiedzy.
• „Moje lepsze niż twoje”

Zdaniem twórcy analizy transakcyjnej ta gra jest pierwowzorem i swoistą matrycą wszystkich innych gier. Z tych choćby powodów warto ją dobrze zrozumieć. Dzieci już w
wieku kilku lat rozpoczynają rozgrywki, licytując wyższość i znaczenie swoich rodziców. Wyobraźmy sobie małego Mateusza, którego ojciec pracuje na wielomiesięcznych zagranicznych kontraktach. Nietrudno odgadnąć, ile gorzkich talonów psychologicznych musi gromadzić każdego dnia na podwórku podczas rozmów kolegów o swoich ojcach. Ugruntowuje się w nim pozycja bycia nie OK (Ja na minus, Ty i Wy na plus). Każdy przyzna, że nie jest to stan emocjonalny godny pozazdroszczenia.

Aż tu pewnego dnia przyjeżdża ojciec i przywozi synowi (w poczuciu własnej winy!) wyjątkowo atrakcyjną zabawkę – niech to będzie ogromna kolorowa piłka. Chłopiec ma niepowtarzalną okazję, aby powetować sobie straty uczuciowe, jakie odnosił uprzednio. Wychodzi więc zaraz z ogromną piłką na podwórko. Tym razem to on jest Prześladowcą, a inni Ofiarami. Koledzy czują jednak, że zostali zaproszeni do gry psychologicznej. Bodziec jest wyraźny, zaraz zjawi się reakcja. Pierwszy na zaproszenie Mateusza odpowiada Kuba. „Co tam taka piłka, mój tata kiedyś przywiózł mi taką ogromną kolejkę elektryczną, z lokomotywą i wagonikami, tak, że można było... do niej wsiadać” (daje w ten sposób sygnał, że rozgrywkę można przenieść w świat fantazji i nie trzeba tu być do końca szczerym). „A mój tata, gdy był w Ameryce – przystępuje do gry Łukasz i chwyta w mig konwencję – kupił mi taki samochód, który jeździł, jak prawdziwy” (rzecz jasna nikt u Łukasza takiego samochodu nie widział). Pojawia się automatycznie pytanie, czy ktoś ma lepszą kartę, aby licytować? Może tak, a może nie. Wszystko zależy od wyobraźni i determinacji uczestników gry. Mateusz nie wyszedł z niej w każdym razie jako zwycięzca, choć początkowo tak mogło mu się wydawać.

Wersja dorosła tej gry wygląda bardzo podobnie. Przenieśmy się na grunt szkolny, a konkretnie do pokoju nauczycielskiego, gdzie po przerwie wakacyjnej ma się odbyć pierwsza rada pedagogiczna. Nie trzeba tu chyba nikogo przekonywać, że pokój nauczycielski jest niezgłębioną skarbnicą gier transakcyjnych. Pani Jola, która pieczołowicie dbała o swoją letnią opaleniznę, zmierza na zebranie. Czuje, że zaczyna się kolejny, nudny rok szkolny, pełen trudu i znoju, gdzie jej wyjątkowość i wkład pracy znowu nie będzie doceniony, szczególnie przez grono pedagogiczne i dyrekcję. Jej opalenizna robi jednak wrażenie na pozostałych. Pierwsza odzywa się chętna do gry pani Krysia: „Jakaś ty pięknie opalona Jolu, gdzie byłaś w tym roku na wczasach?”.

„W Łebie” – odpowiada stanowczo pani Jola, choć była tylko przez tydzień, a resztę czasu opalała się na działce pracowniczej swojego męża. „My tam z mężem postanowiliśmy nie jeździć nad polskie morze. I pogoda niepewna, i wygód żadnych” – licytuje pani Kasia. Do gry włącza się pani Monika, ją trudno przebić, gdyż, jak wszyscy wiedzą, jej mąż prowadzi własny, dobrze prosperujący interes. „Ja co roku wyjeż...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI