Gdy nikt cię nie chwali

Na temat Otwarty dostęp Ja i mój rozwój

Zabiegając, by świat nas dostrzegł, tracimy radość z tego, co robimy. Oddajemy innym kontrolę nad swoim życiem. To trochę tak, jakby inni mówili nam, kim mamy być. Czy można cieszyć się życiem bez poklasku? Można znaleźć uznanie we własnych oczach.

Młoda kobieta siada przy kawiarnianym stoliku. Sięga po ciasteczko i ostrożnie odgryza kawałek, potem układa je na talerzyku obok kawy pokrytej pianką w kształcie liścia. Wypluwa to, co odgryzła. Różowym smartfonem robi zdjęcie kawy i idealnie odgryzionego ciasteczka. „Boski smak!” – pisze i wrzuca zdjęcie do sieci. Bierze łyk kawy i krzywi się z obrzydzeniem. Tymczasem smartfon zaczyna brzęczeć: przychodzą powiadomienia, że zdjęcie się spodobało.

Każdy ma swój rating

Tak zaczyna się pierwszy odcinek trzeciego sezonu serialu „Black Mirror”. Lacie, bohaterka z bliżej nieokreślonej, ale raczej nieodległej przyszłości, żyje w świecie, gdzie każdy ma swój rating – widoczny dla wszystkich innych. Mijając sąsiada, wsiadając do windy czy taksówki, widzimy na swoim telefonie ocenę osoby, która jest obok (w skali od 1 do 5). I ta ocena ma swoje konsekwencje – zbyt niska może sprawić, że nie dostaniemy miejsca w samolocie, musimy stać w dłuższej kolejce, albo nie będziemy mogli wejść na teren eleganckiego osiedla, a w ostateczności, kiedy inni naprawdę nas znielubią, możemy nawet trafić do aresztu.

Ludzie chodzą po ulicach, trzymając w rękach smartfony i przeciągają palcem po gwiazdkach przy prawie każdej interakcji. Lacie marzy, by z poziomu 4.2 w ratingu przejść na 4.5 – to pozwoli jej między innymi dostać 20-procentową zniżkę przy wynajmie apartamentu. Całość rozgrywa się w idyllicznych dekoracjach – wokół widzimy wypolerowane biura i mieszkania, prześwietlone miękkim światłem parkowe alejki, sukienki w kolorach różu i mięty, uśmiechnięte twarze.

Groteska, absurd, koszmar w pastelowych kolorach…? Gdyby, nie daj Boże, miał kiedyś stać się rzeczywistością, od czegoś przecież by się zaczął. Nie da się wykluczyć, że w tę właśnie stronę zmierza, a nawet zaczyna się już spełniać (patrz aplikacja obok). A my jesteśmy babciami i dziadkami Lacie z „Black Mirror”. Bo przecież także chcemy mieć dobry rating i wolimy być chwaleni niż krytykowani. Co się jednak stanie, jeśli pozwolimy, by poszukiwanie zewnętrznych nagród stało się naszym głównym zajęciem?

Niebezpieczne nagrody

Dan Pink w swoim wystąpieniu na ted.com przeprowadził – oparty na licznych badaniach – dowód na to, że perspektywa nagrody za dobrze wykonane zadanie nie tylko nie powoduje, iż ludzie wykonują je lepiej, ale przeciwnie: pogarsza ich wyniki, chyba że chodzi o zadanie kompletnie mechaniczne i intelektualnie banalne. Innymi słowy, zewnętrzne wzmocnienia osłabiają nas. Jest to związane z podziałem na motywację zewnętrzną i wewnętrzną. Nagrodą zewnętrzną mogą być pieniądze, prestiż, miejsce parkingowe przy głównym wejściu, karta benefit, no i oczywiście lajki.

POLECAMY

Tego typu zewnętrznym zachętom Pink przeciwstawił trzy wewnętrzne czynniki motywujące. Po pierwsze, autonomię – którą czujemy, gdy sami możemy decydować o tym, co i w jaki sposób robimy. Po drugie, mistrzostwo – gdy czujemy, że jesteśmy dobrzy i coraz lepsi w zadaniach, przed jakimi stajemy. Po trzecie w końcu, poczucie sensu – płynące z przekonania, że to, co robimy, przyczynia się do jakiegoś dobra przez duże D w jakimś ważnym dla nas obszarze.

Dlaczego ludzie gorzej wykonują zadanie, gdy wiedzą, że mogą za nie dostać nagrodę? Psychologia motywacji tłumaczy to, odwołując się do pojęcia efektu naduzasadnienia. Mówi ono, że kiedy oferowane są nam nagrody zewnętrzne, w naszym odczuciu słabnie znaczenie nagród wewnętrznych; tak jakbyśmy sami ze sobą prowadzili ciągle wewnętrzną rozmowę, która ma nam dać odpowiedź na pytanie, dlaczego ja to robię? Jeśli odpowiedź plasuje się na zewnątrz (robię to dla pieniędzy czy poklasku), siła wewnętrznej motywacji słabnie. Potwierdzają to zdumiewające – choć spójne z badaniami, na które powołuje się Pink – dane o tym, że kilka miesięcy po dużej podwyżce motywacja do pracy nie tylko nie rosła, ale wręcz spadała (chociaż pewnie każdy z nas chciałby sprawdzić, czy aby nie byłby wyjątkiem od tej reguły).

Co się jednak dzieje, kiedy to nie eksperymentator obiecuje nam nagrodę za szybkie, dobre wykonanie zadania (tym samym obniżając nasze na to szanse), lecz to my sami szukamy zewnętrznej motywacji, a zadanie nie odbywa się w laboratorium? Co się stanie, jeśli my sami dla siebie zaczniemy poszukiwać zewnętrznych nagród, a zadaniem, przed którym stajemy, jest całe nasze życie?

Fabryki lajków

Weszłam na swojego Facebooka i, scrollując w dół, zobaczyłam, że znajoma zmieniła swoje zdjęcie profilowe – z już pięknego na jeszcze piękniejsze. Ktoś inny podsyła link do swojego artykułu. Jeszcze inny pokazuje zdjęcia małego portugalskiego miasteczka, do którego pojechał z narzeczoną. Ktoś cytuje dowcipną i nad wiek inteligentną wypowiedź swego dziecka. Pod każdym z tych postów stoi niewidzialna miseczka na lajki, serduszka, komentarze, emotikony z uśmiechem albo zdumieniem. I chociaż sama wielokrotnie pisałam podobne posty i kładłam obok nich niewidzialną miseczkę, coraz częściej zadaję sobie pytanie, co dokładnie sami sobie robimy, kiedy prosimy innych o nagrody – a potem o jeszcze więcej nagród.

Sprawa jest nienowa. W czasach, kiedy nie było Facebooka i przez całe wakacje robiliśmy 24 zdjęcia – a żadne nie było tylko zdjęciem naszej twarzy ułożonej w dzióbek – ludzie też mieli potrzebę zewnętrznych nagród. Lubili się chwalić i sięgać po to, co Eric Berne, amerykański psychiatra, twórca analizy transakcyjnej, nazwał głaskami. Jednak media społecznościowe nadały sprawie zupełnie nowy wymiar. Fabryki lajków cicho pracują dzień i noc, by dostarczać nam nagród zewnętrznych, ćwiczyć mięsień naszej zewnętrznej motywacji i zalewać dopaminą nasze mózgi.

Polubię cię, jeśli mnie polubisz

Przed laty odwiedziłam przyjaciół – rosyjskie małżeństwo mieszkające we Lwowie. Siedzieliśmy przy stole; mąż przygotował pyszny barszcz. Pochwaliłam go. I wtedy zauważyłam wyczekujący wzrok Leny. Najwyraźniej spodziewała się, że mąż powie do mnie coś jeszcze poza „dziękuję”. „A gdzie twoj wazwratnyj komplimient?” – spytała w końcu, zniecierpliwiona. Idea komplementu zwrotnego przypomina mi się, kiedy widzę, co często dzieje się na Facebooku.

W jednym z odcinków „Black Mirror” pt. „Na łeb na szyję”, po miłej interakcji ludzie wyciągają smartfony i dają sobie po pięć gwiazdek. W naszym świecie mediów społecznościowych, który jeszcze tak daleko nie zaszedł, powstaje jednak coś, co nazwałabym przemysłem barterowym – polubię cię, jeśli ty mnie polubisz; zagłosuję na ciebie w plebiscycie na osobowość miesiąca, jeśli ty zagłosujesz na zdjęcie mojego dziecka w plebiscycie na młodzieżowe zdjęcie roku. Przemysł barterowy na ogół jest cichy, dyskretny, nieobcesowy. Nikt nikomu wprost braku lajka nie wypomni, a jednak przemysł kwitnie.

Oczywiście to nie Facebook wymyślił regułę wzajemności, podobnie jak nie wymyślił poklasku. Jeśli jednak – wracając do badań cytowanych przez Pinka na ted.com – nagrody zewnętrzne zmniejszają naszą efektywność, co zmienia się w naszym życiu? Co ryzykujemy, jeśli nieustannie podstawiamy głowę pod głaski, kiedy zaczynamy patrzeć na krajobrazy na wakacjach pod kątem tego, który zbierze najwięcej lajków, i zaczynamy potrzebować zewnętrznych doładowań częściej niż nasz smartfon?

Tracąc ...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI