Dzieciństwo, życie-bycie...

Wstęp

Zanurzam się w otchłań pamięci, wydaje mi się, że potrafię powstrzymać to, co utracone, nieuchwytne; znieruchomieć. Jednakże towarzyszy tym powrotom świadomość, że tak naprawdę nie ma żadnego powrotu. Bowiem powrót taki jest także poszukiwaniem kryjówki w azylu, w kotlinie dzieciństwa, przed atakiem groźnej zewnętrzności, teraźniejszości, przed dźwiganiem trudu odpowiedzialności, wyboru między wartościami, przed ciężarem wolności. A wówczas powrót do dzieciństwa ma ożywić, dodać sił niby łyk wody ze świętego źródła.

Kiedy pokornie układam zdania o moim Bogu,
o świecie, o człowieku, w chwilach przerwy w pisaniu słyszę dźwięk miarowego tykania, marszu ściennego zegara. Czas mierzalny towarzyszy mi od urodzenia jako produkt nowożytnych cywilizacji, traktuję go jako coś oczywistego, jako fenomen naturalny, który przemierza szlak od przeszłości poprzez teraźniejszość ku przyszłości. Jednak, w tym miejscu muszę dodać, niemal naturalny. Bowiem jako istota ludzka, która wiele przeżyła, doznała, mam świadomość, że wciąż istnieją cywilizacje egzystujące poza czasem mechanicznie mierzalnym. Lubimy określać je jako zatrzymane w czasie dzieciństwo ludzkości, jako społeczności tradycyjne, archaiczne. Ich doznawany czas rozgałęzia się w różnych kierunkach, przyśpieszając bądź zwalniając, a jest to czas nocy i świtu, południa i zmierzchu, czas pór roku, czas narodzin i śmierci. Tam żywioły: powietrze, woda, ziemia i ogień, biorą udział w wielkiej przemianie lub kosmiczną przemianę uruchamiają. Byt jest przesiąknięty sacrum, na przekór naszej coraz bardziej świeckiej, pogrążającej się w profanum Europie.

Pogrąża nas w profanum nasze wychowanie, nauczanie, szkoła, których zadaniem jest skłonienie nas do opuszczenia łagodnej krainy dzieciństwa, a czyni to tradycja pozytywistycznego scjentyzmu. Mówi się: mieli dobrych nauczycieli, mistrzów godnych naśladowania, więc zachwyceni osobowością dostojnych profesorów rozwijają ich dziedzictwo, a zachodzi to na zasadzie sztafety pokoleń, w której nowa wiedza dorzucana jest do stosu dawnej wiedzy lub nizany jest na złotą nić kolejny paciorek wiedzy.

Przyznaję się, że osobiście żadnych mistrzów z krwi i kości nie napotkałem; byli, istnieli obok, wybrali innych uczniów. Pozostały mi doświadczenia życia-bycia, lektury, pozostały mi dzieła sztuki, samodzielny trud poszukiwań. Być może byłem dziecięciem krnąbrnym, nieposłusznym.

Socjolog Florian Znaniecki wyróżniał kategorię ludzi „dobrze wychowanych”, inteligentów, którzy starają się dołożyć kolejną cegiełkę do muru wiedzy. Jak się zdaje, nie cenił ich zbytnio, bowiem fascynowali go ludzie prawdziwie twórczy, których nazywał genialnymi zboczeńcami, o których wartościowe wychowanie powinno się zadbać, a których nie należy naginać do średniego, miernego poziomu.

Pamiętam z dzieciństwa sen: poruszałem się w tunelu w stronę okrągłego otworu bramy; przez sen czułem niepokój – za bramą czaiło się groźne niewiadome. Natknąłem się później na reprodukcję obrazu Hieronima Boscha „Wzniesienie do raju” (jednej z czterech „Wizji z tamtego świata”), na którym dusze wybrańców zmierzają wznoszącym się tunelem do nieba, ku światłu. Jednemu z błogosławionych duchów towarzyszy biały anioł. Skojarzyłem to natychmiast z obrazem z dziecięcego snu. Wrażenie bliskości było łudzące. Być może była to bliskość typu wyobraźni, mojej i mistrza Boscha, a być może bliskość wyobraźni wszystkich ludzi na całym świecie.

Epoka mojego dzieciństwa jawi mi się jako wieczne teraz, wieczne wakacje w rajskiej krainie łagodności i spokoju, jako stan bezgrzesznej niewinności. Dzieciństwo, nastrój letniego poranka, domu bez domowników, po którym krąży echo kroków, dom pełen świateł i cieni; widzę znane mi miejsca w małym miasteczku, zachwaszczone pustkowia z zarysami fundamentów po wypalonych podczas wielkiej wojny domach, dzikie zakątki dziecięcych zabaw: studnia w opuszczonym sadzie, na dnie której w biały dzień widać gwiazdy, huśtawka kołysząca się między dwiema brzozami; oto rów, graniczny rów, dzielący świat na stronę dobrą i tę groźną, bo nieznaną.

Zanurzam się w otchłań pamięci, wydaje mi się, że potrafię powstrzymać to, co utracone, nieuchwytne; znieruchomieć. Jednakże towarzyszy tym powrotom świadomość, że tak naprawdę nie ma żadnego powrotu. Bowiem powrót taki jest także poszukiwaniem...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI