Dopalacze jak czkawka

Wstęp

Odpowiedzialność za dzieci i ich zachowania ponoszą rodzice. To oni muszą rekompensować brak dojrzałości, skłonność do brawury swych pociech. Zaufanie do własnych dzieci to piękna postawa wychowawcza, ale kontrola rodzicielska jest skuteczniejsza. I to jest sedno profilaktyki dopalaczy.

Czkawka przychodzi niespodziewanie, jest uciążliwa, nawet groźna, bywa nawracająca. Z dopalaczami jest chyba podobnie. Afera, którą tak nagłośniły media, była zaskoczeniem dla wszystkich, także specjalistów od profilaktyki. Tym większym, że oficjalne diagnozy skali problemów alkoholowych, narkotykowych raczej uspokajały. Ich miejsce zajęły inne „modne” w profilaktyce tematy – przemoc rówieśnicza, sekty, itp. Co się więc stało? Spiskowcy mówią, że to zawiść wobec „biznesmena” z Łodzi. Ale tak zupełnie serio – „afera dopalaczowa” ukazała kilka problemów, o których warto pomyśleć, żebyśmy za jakiś czas znowu nie obudzili się z ręką w nocniku.

Dotychczas w profilaktyce adresowanej do dzieci i młodzieży koncentrowano się na znanych zagrożeniach – alkoholu i narkotykach – wyraźnie podkreślając, że są to jakościowo różne problemy. Oddzielne ustawy, agencje rządowe, pełnomocnicy na każdym szczeblu administracji (nawet w maleńkich gminach uchwala się oddzielne programy) – mnóstwo papieru i ludzkiej pracy.

Złośliwi właśnie w etatach widzą główne uzasadnienie podtrzymywanego sztucznie dualizmu. Dopiero teraz, gdy szukano prawnych rozwiązań problemu z dopalaczami, zaczęto mówić o zagrożeniach związanych z używaniem substancji psychoaktywnych w ogóle. Powrócił problem podziału substancji na „twarde” i „miękkie”, ale wielu fachowców uczciwie przyznawało, że tak naprawdę prawdziwy jest tylko jeden: na środki legalne i nielegalne. Na szczęście Sejm RP przyjął właśnie ten podział i zdelegalizował tzw. dopalacze.

Polska szkoła profilaktyki


Patrząc na liczbę godzin zajęć profilaktycznych w szkołach (obowiązkowych na wszystkich poziomach edukacji), ofertę programów, sposób finansowania – powinniśmy mówić o sukcesie „polskiej szkoły profilaktyki”. A jednak jakoś daleko nam do pełnej satysfakcji. W czym tkwi problem? Zarówno w nazwie obszaru profilaktyki, jak i w całej filozofii koncentrowano się na zapobieganiu uzależnieniu.

Zagrożenie to bardzo poważne, ale jak wiedzą dobrze zorientowani młodzi ludzie, uzależnienie jest stosunkowo mało prawdopodobne – trzeba być podatnym i trochę
„potrenować” używanie. Mitu o uzależnieniu się po jednorazowym zażyciu (nawet heroiny) nikt, nawet najbardziej naiwny, dziś już nie kupi. Straszenie groźbą uzależnienia się, np. wizją „ćpuna” śpiącego w śmietniku, ze strzykawką w żyle, nie może zadziałać – współczesna młodzież obrazki takie zna tylko z historii i z całą pewnością nie zidentyfikuje się z „kombatantami”, bohaterami teatrzyków profilaktycznych typu „My, dzieci z dworca Zoo”.

Profilaktykę trzeba robić mądrze – głównie z powodu tzw. szkód bieżących i rozwojowych, ale też niebezpieczeństwa uzależnienia, ale we właściwych, zgodnych z prawdą proporcjach. Warto sięgnąć do sedna problemu – przyczyn używania substancji psychoaktywnych nie tylko przez dzieci i młodzież, ale także dorosłych. Niektórzy uważają, że problem był, jest i będzie nierozwiązywalny, bo zapotrzebowanie na nie wynika wprost z naszej natury psychofizycznej. Jeśli więc istnieje droga na skróty: szybka, łatwa, tania i – co chyba najważniejsze – gwarantująca dobre, optymalne dla sytuacji samopoczucie, to ludzie z niej nie zrezygnują, nawet jeśli rodzi potencjalne zagrożenia. Oczywiście, można i należy dyskutować z gorliwymi zwolennikami legalizacji, którzy chętnie, powołując się na znane autorytety (np. prof.  Vetulaniego), wykazywać będą korzystny wpływ na zdrowie alkoholu, marihuany czy amfetaminy.

Młodzi ludzie sięgają po środki psychoaktywne z ciekawości, ulegając modzie, dla szpanu, poddając się presji swojej grupy. Ale też pod wpływem standardów i

wzorów dorosłych, z nudy, czy jako wyraz buntu – na złość mamie...

Co z tego wynika?

Młodzi ludzie są otwarci, ciekawi świata, działają bez uprzedzeń, zbędnych kompleksów i zahamowań. Wyedukowani głównie przez media (Internet) – doskonale wiedzą, że branie dopalaczy wiąże się z ryzykiem, że to prawdziwa „rosyjska ruletka”. Zresztą, mówią o tym sami producenci i sprzedawcy, przyznając, że nie wiedzą, co zawierają ich „produkty kolekcjonerskie” i nigdy osobiście nie wzięliby tego świństwa.

Niby wiemy, że cel nie zawsze uświęca środki, szczególne w relacjach z młodzieżą wrażliwą na wszelkie manipulacje, jak posługiwanie się półprawdami (np. o niezwykle uzależniającym potencjale dopalaczy) czy naciąganymi danymi (na temat rzekomych ciężkich zatruć i zgonów spowodowanych przez dopalacze). Lepiej jednak mówić młodzieży tylko prawdę, rezygnując z nadętego demagogicznego tonu, odwołując się przy tym do ich osobistych doświadczeń.

Młodzi ludzie wiedzą, że pod wpływem alkoholu, marihuany, ecstasy itp. przychodzą do głowy różne dziwne pomysły – skłonni są robić coś, czego nie zrobiliby na trzeźwo, że rośnie odwaga towarzyska, fantazja.

Wiemy (co potwierdzają statystyki), że chemia podnosi poziom akceptowalnego ryzyka, przez co rośnie skłonność do podejmowania zachowań niebezpiecznych. Dotyczy to każdej sfery życia: od konfliktów rodzinnych, szkolnych, przez zachowanie w ruchu drogowym, po sferę kontaktów intymnych, seksualnych. Może więc, zamiast straszyć marskością wątroby czy perspektywą bezdomności, zapytać młodych ludzi, jak to jest z tymi pierwszymi i kolejnymi razami, czy byli całkiem trzeźwi, czy byli pewni, że partner zna swój wynik testu na obecność wirusa HIV.

Zapytajmy ich, co wiedzą o tzw. bezpiecznym seksie (często aż strach słuchać tych bzdur, których ktoś nakładł im do głowy), a przede wszystkim: ile razy, ich zdaniem, trzeba pójść na żywioł, zdać się na ciekawość, buzujące hormony, by zafundować sobie np. HIV plus. To pytanie warto zadać w innych kontekstach: ile razy trzeba na haju przejechać się samochodem, skoczyć do nieznanej wody, kupić coś...,  by zapaskudzić sobie kartotekę. Co ciekawe, odpowiedzi młodych ludzi są zawsze takie same i prawidłowe. Najważniejsze wnioski wyciągają sami.

Przywilej młodości

Fantazja, brawura, skłonność do eksperymentowania w poznawaniu i doświadczaniu świata i życia od zawsze były przywilejem młodości. Problemem jest to, że skłonność do podejmowan...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI