Immanuel Kant stwierdził, że choć współczucie nie jest obowiązkiem, to jednak nie pozwala nam „omijać z daleka miejsc, gdzie wegetują biedacy, lecz samemu ich poszukiwać; nie pozwala stronić od widoku szpitali i więzień po to, żeby oszczędzić sobie bolesnych i wstrząsających doznań”, albowiem natura po to właśnie obdarzyła nas zdolnością do współczucia, żeby skłonić nas do czynów wówczas, gdy sam obowiązek okazuje się nie wystarczać. Niemiecki filozof wskazał przy tym na źródło współczucia, którym jest człowieczeństwo.
POLECAMY
Podobnie Adam Smith uznał współczucie za zakorzenione w ludzkiej naturze: „Jakkolwiek samolubnym miałby być człowiek, są niewątpliwie w jego naturze jakieś pierwiastki, które powodują, że interesuje się losem innych ludzi, i sprawiają, że ich szczęście jest dla niego nieodzowne. (…) Tego właśnie rodzaju jest współczucie, czyli litość, uczucie, którego doznajemy wobec nieszczęścia innych, wtedy gdy jesteśmy jego świadkiem, czy też gdy udało się nam żywo je sobie uświadomić. (…) Największy łotr, najbardziej zatwardziały gwałciciel praw społecznych nie jest ich całkowicie pozbawiony”.
Współczucie jest pewnym rodzajem poznania uczestniczącego. Nie każda jednak forma poznania i rozumienia jest poznaniem uczestniczącym. Ks. Józef Tischner odróżniał współczucie od sympatii, litości oraz od miłości i miłosierdzia. Sympatia i współczucie dotykają jedynie powierzchni osoby. Tylko miłość przenika osobę i zmienia jej życiową postawę. Miłość jest bezwarunkowa i irracjonalna. Nie da się jej wytłumaczyć żadnymi racjami. Współczucie jest także odmienne od litości, która ma swoje ograniczenia. Ludzie bronią się przed litością, uważając, że ona ich poniża. Litość jest uczuciem chwilowym i przemijającym. Czym dokładnie różni się litość od współczucia i miłosierdzia, obrazuje ks. Tischner przykładami postaw biblijnych postaci. Przykładem litości są niewiasty płaczące nad Chrystusem prowadzonym na stracenie. Przykładem współczucia – Matka Boska na weselu w Kanie Galilejskiej. Natomiast żywym przykładem miłosierdzia jest ojciec z przypowieści o Synu Marnotrawnym i Samarytanin z przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie.
Współczucie jest zatem w relacji do innych pośrednim stopniem między litością a miłosierdziem i miłością. „Współczucie skłania nas do niesienia pomocy bliźniemu, ale nie skłania nas do wzięcia na nasze barki brzemienia jego nieszczęścia. Oznacza wspólnotę emocjonalną z bliźnim, ale nie oznacza wspólnoty w niesieniu krzyża, który jest źródłem tragedii. Jestem obok ciebie w tym cierpieniu, jestem w twoim bólu z tobą związany, bo sam czuję ten ból w sobie, ale nie zmuszaj mnie do tego, bym wziął na swe barki jego źródło. Bym rzeczywiście niósł twój krzyż. Współczucie ma coś z połowiczności właściwej sympatii, przerasta ją jednak siłą zaangażowania się w cudzy los”.
Być może właśnie z powodu tej połowiczności niektórzy myśliciele uznawali współczucie za dwuznaczne. Stwierdził Baruch Spinoza: „Współczucie u człowieka, który powoduje się w życiu rozumem, samo przez się jest złe i niepożyteczne”. Współczucie jest bowiem afektem, który nas wzrusza i porusza. Jednak z afektu nie czynimy niczego, o czym wiemy na pewno, że jest dobre. Podobnie ironicznie pisał Friedrich Nietzsche o afektywnej stronie współczucia: „Współczucie posiada za towarzyszkę szczególną bezczelność: ponieważ za wszelką cenę chce pomóc, nie troszczy się ani o środki leczenia, ani o rodzaj i przyczynę choroby, lecz odważnie rzuca się z maściami na zdrowie i reputację chorego”.
Współczucie jest ambiwalentne. Może stać się wymówką od działania, pomocy, reakcji, przyniesienia innym ulgi, zmiany ich położenia. Czasami może być wyrazem bezradności, kiedy nie jesteśmy w stanie nic, lub prawie nic, zrobić. Ale poniżej niego rozciąga się tylko bezduszność, obojętność, a nawet okrucieństwo.