Czego boją się maturzyści

Wstęp

Uczelnie wyższe i rynek pracy to dziś dwa zupełnie odrębne światy. Wygląda na to, że ten fakt najlepiej rozumieją... maturzyści. Władze uczelni nie chcą albo nie potrafią tej rozbieżności dostrzec - pisze Tomasz Kozłowski.

Badania przeprowadzone ostatnio na jednej z czołowych polskich uczelni niepublicznych ujawniły nagą prawdę: nawet najlepsze szkoły nie są w stanie zapewnić studentom odpowiedniego wykształcenia, a ich renoma gwałtownie blednie w zetknięciu z wymogami rynku pracy. W opinii nawet połowy absolwentów wyższych uczelni wiedza, jaką odebrali w swojej Alma Mater, w żaden sposób nie przekłada się na praktykę. W badaniach absolwenci wskazywali na wysoką wartość merytoryczną zajęć, ale słabą ich przekładalność na praktykę zawodową. Czy oznacza to, że uczelnie wyższe nie mają kontaktu z twardą rynkową rzeczywistością? Niestety, wiele na to wskazuje. W opinii zarówno uczących się, jak i pracodawców uczelnie wyższe funkcjonują na zasadzie sztuki dla sztuki – i to jest przyczyną silnej frustracji licealistów i studentów.

Obraz licealistów, jaki w ostatnim czasie wyłania się z mediów, jest dla nich szczególnie nieprzychylny. Młodzi ludzie charakteryzowani są jako osoby bez zainteresowań, pozbawione ambicji, o bardzo roszczeniowym stosunku do świata i innych, nastawione materialistycznie, oczekujące życia usłanego różami, przy jednoczesnym minimalnym wkładzie własnym. Przedstawiani są jako swoista „generacja szybko, łatwo i przyjemnie”. W znacznej części ten osąd ma solidne podstawy empiryczne w postaci różnych analiz, które pokazują, że obecne hiperkapitalistyczne czasy sprzyjają wykształcaniu i utrzymywaniu się tego rodzaju postawy.

Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym, co oznacza, że do wielu sfer życia podchodzimy roszczeniowo. Istota społeczeństwa i kultury konsumpcyjnej nie objawia się li tylko w hipermarkecie i multipleksie, gdzie obładowani zakupami, zajadający ciepły popcorn, zasiadamy przed ekranem w trójwymiarowych okularach. Społeczeństwo konsumpcyjne ujawnia bowiem swoją twarz, czyniąc z niemal każdej sfery przedmiot handlu: od kultury i sztuki (popkultura), poprzez tak abstrakcyjne idee, jak religia i miłość (handlowa otoczka wokół pielgrzymek i wesel), po edukację (oferta płatnych studiów). Innymi słowy: w społeczeństwie konsumpcyjnym zarobić można praktycznie na wszystkim. I zgodnie z takim podejściem młodzi co rusz przyjmują postawę „płacę, więc wymagam”. Zabawiajcie mnie, zadziwiajcie mnie, a gdy przychodzi do nauki – nauczcie mnie, byle szybko, byle łatwo, byle przyjemnie.

Zapewne wielu nauczycieli – również nauczycieli akademickich – zgodziłoby się z taką mało optymistyczną diagnozą. Młode pokolenie idzie po najłatwiejszej linii oporu, jak przystało na spadkobierców kultury „kopiuj-wklej”, plagiatuje bez umiaru i opamiętania, nie ma szacunku dla autorytetów, a jeśli wybiera jakąś uczelnię, to nie z myślą o samorozwoju, a o „papierku”. Zapewne wiele w tym prawdy, jednak jest to tylko jedna strona medalu.

Z badań „Młodzi 2011”, opublikowanych w ostatnim czasie przez Ministerstwo Gospodarki, jak również z obszernego raportu „Młodzi i media”, przygotowanego przez zespół pracowników naukowych Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, wynika, że ten obraz należy zdecydowanie uzupełnić. Dzisiejsi młodzi ludzie są przede wszystkim bardzo niepewni i silnie zestresowani. Atmosfera wyścigu szczurów, którą bardzo dobrze zna demograficzna kategoria tzw. młodych dorosłych (25–35 lat), wywiera poważny wpływ również na młodzież. Dlatego też w gruncie rzeczy bardzo obawia się ona dorosłości i jest masowo wręcz zakompleksiona. Przytaczane badania ujawniają stosunkowo niską samoocenę młodych ludzi: twierdzą oni, że nic nie potrafią, na niczym dobrze się nie znają; niczym się też nie interesują, bo natłok...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI