Czasami wystarczy przykucnąć

Wstęp

Szkoła bez ławek, bez ocen, bez presji, wolna od stresów i napięć. Mrzonka? Utopia? Niekoniecznie. Takie szkoły istnieją naprawdę – choćby łódzka „podstawówka” numer osiemdziesiąt jeden. To „budząca się szkoła”.

Urszula Sochacka z wykształcenia jest filologiem i realizatorem telewizyjnym. Z zawodu – dziennikarką, reżyserką filmową, koordynatorką projektów edukacyjno-artystycznych. W roku 2013 zaprezentowała film „Nie wolno się brzydko bawić”, inspirowany historią hitlerowskiego obozu dla dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi.

Kiedyś w szatni usłyszałam rozmowę dwóch mam. Po treningu, zadbawszy o odpowiednią formę swych ciał, wymieniały opinie na temat dobrej szkoły. Dobrej, czyli takiej, która ma wyniki. Podziwiałam je za rozeznanie, za to, że potrafią zadbać, wybrać, załatwić... Potem przeczytałam o testach, które obnażają niepełnosprawność życiową wychowanków polskiego systemu edukacji, i zaczęłam pytać: Co to znaczy: dobra szkoła?

POLECAMY

Od jakiegoś czasu Bożena Będzińska-Wosik, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi, dużo opowiada mi o ruchu „Budząca się szkoła”. Jej szkoła jest jedną z trzech w Polsce, które do niego przystąpiły. Dziś działa w nim ponad dwieście różnych placówek z Niemiec, Austrii i Szwajcarii. W grudniu 2014 roku w Konstancinie odbyło się spotkanie założycielskie ruchu w Polsce.

To oddolna inicjatywa, zapoczątkowana w 2007 roku w Niemczech przez Margret Rasfeld, dyrektorkę jednego z berlińskich gimnazjów, Stephana Breidenbacha, profesora prawa na Uniwersytecie Europejskim Viadrina, oraz Geralda Hüthera, profesora neurobiologii. Stawia sobie za cel szukanie nowego modelu szkoły, lepiej dostosowanego do potrzeb uczniów w XXI wieku, rozwijającego w nich kompetencje niezbędne w świecie, który nie potrzebuje ludzi odtwórczych, ale mądrych, odpowiedzialnych, empatycznych i odważnych, potrafiących przełamywać schematy i szukać nowych rozwiązań.
Reformatorzy zaproponowali szkołę lepiej dostosowaną do potrzeb uczniów, umożliwiającą każdemu z nich rozwijanie jego potencjału. Szkołę, w której uczniowie biorą odpowiedzialność za własną naukę, tworzą nowe struktury i zastępują nimi stare, narzucane z zewnątrz. Szkołę, która odchodzi od kultury pouczania i nauczania, a w zamian tworzy kulturę uczenia się; która bazuje na wrodzonej potrzebie aktywności i sprawstwa u dzieci, na ich ogromnej motywacji do nauki. Zaproponowali szkołę, która stawia przede wszystkim na wszelką aktywność „pozaławkową”, bowiem siedzenie w ławkach, słuchanie i wykonywanie cudzych poleceń niszczy w uczniach najsilniejsze mechanizmy umożliwiające naukę.

„Ludzki mózg został stworzony do tego, żeby się uczyć, ale w naturalny sposób robi to inaczej, niż oczekuje tego dzisiejsza szkoła. Nie jesteśmy w stanie zmienić mózgów dzieci, ale możemy zmienić szkoły!”, przekonuje dr hab. Marzena Żylińska, neurodydaktyk i główna inicjatorka ruchu w Polsce. „Stwórzmy szkoły uczące współpracy, a nie rywalizacji, szkoły, w których i uczniowie, i nauczyciele będą się dobrze czuć.”

Gdzie są ławki?
– Kucnijcie i przejdźcie tak korytarzem – poprosiła jakiś czas temu swoich nauczycieli dyrektor Będzińska-Wosik. Korytarz, jakich wiele w szkołach – lamperia, gabloty, dekoracje zrobione przez uczniów. I grupka dorosłych, mniej lub bardziej zdziwionych prośbą swojej pryncypałki.
Pomysły pani dyrektor spotykają się z różnymi reakcjami. Od pewnego czasu pisze do niej anonimowo jakiś człowiek. Może rodzic, może nauczyciel? Grozi donosem do ministerstwa, odwołaniem ze stanowiska, domaga się kontroli nad tym, co się dzieje w szkole.
No i stanowczo żąda przywrócenia dzwonków! – Zrezygnowaliśmy z nich, bo są agresywne, hałaśliwe i narzucają pośpiech. A przecież nauczyciel i dzieci sami najlepiej wiedzą, kiedy chcą skończyć lekcję – tłumaczy dyrektorka.
Wchodzę do klasy. Na drzwiach choinka, niezwykła. Podwójnie niezwykła, bo wyrosła, żeby ucieszyć zniszczone drzwi i korytarzową lamperię, która pamięta rok... chyba nikt nie wie, który. Choinka jest zielona, puchata, z bibuły. Ma dorodne gałęzie i gustowne ubranie. Założyła na siebie bańki. Też z bibułki. Podwójnie wartościowe, bo ręcznie zrobione przez dzieci. Ale to nie choinka każe mi wyjść z klasy. Czegoś w niej brakuje... Co się stało z ławkami?
– Dzieci siedzą w ławkach, o...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI