Bitwa na krawędzi życia i śmierci

Wstęp

Dlaczego dziecko zaczyna brać? Czy z uzależnienia można się wyleczyć?Czy my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za to,że dziecko sięga po narkotyki? Co zrobić,gdy dziecko bierze? Rozmowa z Markiem Kotańskim.

Marek Kotański, człowiek-legenda, animator wielu charytatywnych działań, twórca budzącej kontrowersje metody leczenia narkomanów. Pierwszym ośrodkiem był Głosków koło Garwolina, powstały 15 października 1978 r., gdzie w zrujnowanym domu wspólnie z przyjaciółmi i grupą narkomanów dowiódł, że narkomanię można zaleczyć. W ciągu 23 lat stworzył 30 ośrodków, 20 poradni noclegowych dla czynnych narkomanów, cztery oddziały detoksykacyjne. Stworzył system opieki i resocjalizacji bezdomnychMARKOT. Jego najnowszą inicjatywą jest tworzenie Centrów Pomocy Bliźniemu i Młodzieżowego Ruchu Czystych Serc.

Krzysztof Jedliński: – Czym jest uzależnienie?

Marek Kotański: – Naprawdę nie znam definicji uzależnienia. Myślę, że to jest pewien specyficzny stan duszy i ciała człowieka, który powoduje, że człowiek przestaje normalnie funkcjonować, jego zachowania zaczynają odbiegać od normy. Po prostu: jemu jest źle i jego najbliższym jest źle. Tak rozumiem uzależnienia. Kiedy taki człowiek zwraca się do mnie z prośbą o pomoc – ja staram się wszelkimi metodami przywieść go do równowagi, by na nowo nauczył się funkcjonować w tej rzeczywistości.

– Rzecz jasna, są teoretyczne definicje uzależnienia. Myślę jednak, że każdy praktyk ma swoją „roboczą” definicję, np. przychodzi do Pana neurotyk albo psychotyk i musi Pan odróżnić, kim się będzie Pan zajmował.
– Odróżniam to na podstawie swojego wieloletniego doświadczenia, ale mnie nie interesuje, czy to neurotyk, czy psychopata. Dla mnie to człowiek cierpiący, któremu mówię: „Przestań się bać, na pewno damy sobie radę, jeśli tylko będziesz chciał”. Jeżeli on rzeczywiście chce to robić, to wydaje się, że istnieje duża szansa na trwałe zaleczenie. Z nar-komanii, uzależnienia, wyjść nie można, to choroba nieuleczalna. Nie wiadomo, jakie są jej przyczyny. Widać tylko jej skutki. A ponieważ nie mamy precyzyjnych narzędzi do diagnozy, musimy tego człowieka wpuścić w wir normalnego życia, dać mu szereg obowiązków, które, jak tor przeszkód, dają mu szansę na powrót do normalności. Pokonanie kolejnej przeszkody przynosi choremu satysfakcję, daje wiarę w siebie, jest bramą do wolności od nałogu. Trzeba stoczyć walkę ze złem, które jest gdzieś w człowieku.

– Uzależnienie to specyficzny związek z substancją. Na czym ten związek polega?

– To fakt, człowiek wiąże się z jakąś substancją, która jakby załatwia jego problemy. Może być to substancja uspokajająca, może być pobudzająca – wstrzykiwana, wąchana lub połykana. Jest wiele grup narkotyków, każda z nich zmienia świadomość, a człowiek wybiera to, co mu odpowiada: jeden sięga po amfetaminę, inny po heroinę. Jeden chce się pobudzić i działać, drugi chce się wyciszyć, chce uciec z tego świata. Jeśli ja zajmuję się takimi ludźmi, to staram się nauczyć ich, żeby się tego świata nie bali, że można sobie dać radę bez tego substytutu.

– Czyli lęk przed światem...

– Tak, jeśli nawet nie do końca uświadomiony przez młodych ludzi.

– Jestem psychoterapeutą, ale nie zajmuję się uzależnionymi; jedną z przyczyn jest mój defekt osobowościowy: nie jestem w stanie zaakceptować, że ktoś kłamie. Natomiast uzależnieni kłamią, prawda?

– Permanentnie. Jest to sposób bycia. Trzeba przyjąć, że to jest ich normą do pewnego etapu, a potem, jeżeli społeczność terapeutyczna, w której żyją, jest aktywna i wrażliwa, to zaczyna łapać delikwenta na kłamstwach i korygować je.

– Czy zatem większą rolę w leczeniu ma społeczność niż terapeuta?
– Badania potwierdzają, że uzależniony najlepiej leczy się w grupie, bo tworzy ona jakby lustro, w którym można się przejrzeć. Ma wielość informacji zwrotnych.

– Czy jest jedna metoda leczenia uzależnień czy wiele? Był Pan krytykowany za swoje.

– Myślę, że wielość metod leczenia nie jest chyba wynikiem wielości szkół terapeutycznych, ale raczej różnych osobowości terapeutów. Według mnie, uzależnienie leczy się jakby dawaniem siebie innym, własnym przykładem i złym, i dobrym, i swoją niepewnością, i pewnością siebie, pokazywaniem, dokąd można iść; ale ten wzorzec musi być dość jasny. Ludzie uzależnieni są zagubieni i dla nich wzór osobowy ma ogromne znaczenie; sukces w leczeniu zależy od tego, w jakim stopniu człowiek pozna, kim jest naprawdę.

– Czy zatem można powiedzieć, że przyczyną uzależnienia jest kryzys wzoru osobowego?
– Zdecydowanie narkomani mają totalny kryzys wzoru osobowego.

– Wyobraźmy sobie, że siedzi przed Panem młody psycholog po studiach, który chce pracować z uzależnionymi, chce z Panem pracować. Jakie warunki musi on spełniać?
– W ciągu 30 lat siadało przede mną mnóstwo młodych ludzi, nie tylko psychologów, a ja zwracałem uwagę na to, czy jest ciepły, empatyczny, jaki jest jego stosunek do życia, czy to taki normalny człowiek pracujący samym sobą, nie zasłaniający się karierą, wyrażający się wprost; miałem poczucie, że właśnie z nim powinno się pracować. Następnym etapem weryfikacyjnym był kilkutygodniowy pobyt takiego człowieka w ośrodku – tam młodzież dawała mu informacje zwrotne: „ty się nie nadajesz, bo jesteś dupowkręt, albo jesteś wspaniałym człowiekiem, ponieważ potrafiłeś nawet o trzeciej nad ranem siedzieć z kimś i odrabiać lekcje, pójść z kimś na wielogodzinny spacer i spowodowałeś, że ten ktoś nie wyjechał”. Różnie bywało, w każdym razie myślę, że ta metoda o tyle się sprawdziła, że 95 procent moich przyjaciół, z którymi pracuję od 25 lat, nadal pracuje ze mną, a zostali wtedy w taki właśnie sposób wybrani. Robię to do tej pory.

– Jakie są pierwsze kroki takiego młodego człowieka?

– Przeważnie w pierwszym etapie ci ludzie zupełnie się nie sprawdzają, są nieprzystosowani do bycia w takiej grupie, do takiej pracy z ludźmi. Zasłaniają się trochę wiedzą. Popełniają wiele szkolnych błędów, związują się szybko z kimś jednym, nie zwracając uwagi na ogół, nie potrafią dać jasnych i ostrych informacji zwrotnych. Ale to mija. Jeśli są sztywni i nie potrafią przełamać schematów w swoim myśleniu – muszą odejść. Jeśli są autentyczni – zostają. Wolę neofitów, zdając sobie sprawę z ich mankamentów, niż terapeutów doświadczonych z zewnątrz.

– Neofici, czyli...

– Ci, którzy już przestali brać, są poza terenem zagrożenia, a chcą pracować.

– Ale powiedzmy, że taki młody człowiek pyta: co ja mam robić, jak mam się zachowywać? Co Pan mu ...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI