„Pożyteczne jest dla was moje odejście”

Wstęp

Zmarł Jan Paweł II. Kim był dla każdego z nas? Jaki testament nam zostawił? Dlaczego tak wyrastał ponad wszelkie podziały? Czemu z takim smutkiem żegnali Go wierzący i niewierzący, chrześcijanie i wyznawcy innych religii? Swoimi refleksjami dotyczącymi osoby i nauki Ojca Świętego dzielą się: Alosza Awdiejew, Wojciech Eichelberger, Krzysztof Jedliński, Stanisław Krajewski, Selim Chazbijewicz, Jacek Prusak SJ, Andrzej Płoski, Michał Płoski, Dariusz Bugalski i słuchacze radiowej Trójki.

POLECAMY

Żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia
Zbigniew Herbert  "Modlitwa Pana Cogito - podróżnika"

Jak można teraz pisać o naszym Wielkim Pasterzu, kiedy jeszcze boli pępowina, która łączyła nas z Nim i którą zerwał bezwzględny los. Trudno zebrać myśli i znaleźć słowa, takie słowa, które by w sposób chociaż zbliżony oddawały uczucia, jakie przeżywamy.
Sięgając do pamięci, przywołuję w mojej wyobraźni wspaniałego kardynała Karola Wojtyłę, którego spotkałem, kiedy mnie, zabłąkaną owieczkę, studenta ze Związku Radzieckiego, moi koledzy zaciągnęli do „Beczki” w kościele Dominikanów w Krakowie. Było to w roku 1968, roku rewolucji studenckiej. Tam, w tym kościele, z młodzieżą często spotykał się przyszły Papież. Powiodło mi się, bo Go tam zobaczyłem. Podczas spotkania z nami uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, który pokochały miliony ludzi na całym świecie, i zapytał, czy mógłbym zaśpiewać jakąś rosyjską pieśń religijną. Zaśpiewałem mu „Modlitwę” Bułata Okudżawy. Nie znałem innych rosyjskich pieśni religijnych, bo pochodziłem z kraju, gdzie wszystkie święta były państwowe, a największym z nich była rocznica rewolucji październikowej. Dobrze chociaż, że moja babcia ochrzciła mnie po kryjomu. Zaśpiewałem więc Okudżawę. Starałem się, jak mogłem. Podejrzewam, że byłem bardziej zadowolony niż On.

W październiku 1978 roku szedłem ulicą Szewską. Nagle koło mnie zatrzymał się samochód, z którego wyskoczył mój znajomy, aktor, z żoną, też zresztą aktorką. „Polak Papieżem!” – krzyknęli do mnie radośnie. W euforii zaczęliśmy tańczyć naokoło samochodu. W tamtych czasach, czasach gierkowskiego socjalizmu, natężenie ruchu drogowego na to pozwalało.
Karol Wojtyła opuścił więc Kraków i stał się Ojcem Świętym dla całej ludzkości. Z ogromnym zadowoleniem śledziłem Jego wielki wzlot i rosnącą popularność na całym świecie. Ten Człowiek przerósł nawet instytucję, której przewodził. Dla nas wszystkich był nie tylko Papieżem, lecz również Ojcem, który mocą swej charyzmy zjednoczył ludzi różnych wiar i niewiar i wskazał drogę wspólnego pojednania i zrozumienia.
Teraz, kiedy Jan Paweł II odszedł, nazywamy Go Wielkim. A przecież wielkim był zawsze, bo obok Niego czuliśmy się lepsi, mocniejsi, natchnieni nadzieją. Był potężną dźwignią, która podnosiła nas do Boga. Był tak wielki, że w każdym z nas została Jego cząstka, która – chociaż nie może Go zastąpić – zawsze będzie ożywiać nasze serca. Przekażemy ten płomień miłości i mądrości swoim dzieciom i wnukom, będziemy im opowiadać o wielkim szczęściu naszego życia: że przypadło nam na własne oczy i uszy pobierać nauki Jana Pawła II – nauki Proroka, który w ciemnościach naszego świata podłości i nienawiści rozświetlał nas głoszeniem Miłości i Pokoju, który swym wielojęzycznym Słowem utwierdzał nas w przekonaniu, że możemy być lepszymi, że możemy kochać i wybaczać. Uczył nas cierpienia i radości życia.
I niech ci, którzy krzyżowali i krzyżują Go swoim cynizmem i niewiarą, popatrzą w miliony żegnających go oczu, oczu pełnych miłości i wdzięczności dla Niego – za to, że żył, walczył, cierpiał i zmarł dla nich. Może zobaczą coś, czego wcześniej nie dane im było zobaczyć i zrozumieć.
Alosza Awdiejew

Jego wiara – tak całkowicie, tak głęboko i niewzruszenie zakorzeniona w świadectwie i przekazie Chrystusa, z takim oddaniem i radosnym entuzjazmem praktykowana i głoszona – nieuchronnie musiała dotknąć uniwersalnego, ludzkiego wymiaru wiary, tej powszechnej tęsknoty za Prawdą, od zawsze obecnej w ludzkich sercach, bez względu na epokę dziejów i wyznawaną religię. Tak więc dla świata ten wielki orędownik Chrystusa stał się jednocześnie orędownikiem Wiary i wcieleniem Wiary w jej uniwersalnym, ponadczasowym i ponadreligijnym wymiarze. Dlatego płacze po Nim świat – nie tylko ten chrześcijański, nie tylko świat religii, wiar, kultów i Kościołów; płacze po Nim świat cały, świat ludzi, świat istot spragnionych Prawdy.

Jego serdeczność, naturalność, spontaniczność i szczerość, Jego nieustraszoność i pracowite, pełne poświęcenia życie – stały się dla miliardów ludzi wspaniałym, zachęcającym dowodem tego, jakim człowieka czyni prawdziwa wiara. Dlatego w tylu ludzkich sercach obudził żywą i gorącą tęsknotę za naszą wolną od lęku i wątpliwości, zdolną do miłości i poświęcenia prawdziwą istotą. Widział uwielbienie tłumów, więc – jak każdy prawdziwy nauczyciel – kiedy tylko mógł wskazywał na swego ukochanego Mistrza i mówił: to nie ja – to On, na Niego patrzcie, nie na mnie, to On mówi przeze mnie, szukajcie Go w waszych sercach, tam mieszka i nazywa się Miłość. Tylko przed Nim i tymi, którzy Go poznali, przed ostatecznym człowieczym powołaniem i spełnieniem, pozwalał klękać i opuszczać głowę. Nie zgadzał się, abyśmy klękali przed ideologiami, władzą i bogactwem, przed tyranami i przemocą. Niezmordowanie wzywał nas do wolności, godności i wzajemnego szacunku. Więc nie straszył, nie karał, nie kazał się bać, lecz budził gorące pragnienie Prawdy, nadzieję i determinację. Zarażał nas boskim wymiarem miłości, w którym sam tak wyraziście i naturalnie uczestniczył, i uczył cieszyć się zachwycającym dziełem stworzenia. Tym bardziej cierpiał, widząc, jak często zaprzeczamy swemu prawdziwemu, boskiemu dziedzictwu i powołaniu. To, że świat cały i my, ludzie – bez względu na religię czy światopogląd, które wyznajemy, bez względu na kolor skóry, bez względu na etniczną czy kulturową przynależność – czerpiemy z jednego źródła życia, będąc jedynie jego przejawem, że pijemy z jednego kielicha i jednym chlebem się dzielimy, że wszyscy niesiemy w sercach potencjał zbawienia i że mamy prawo realizować go na różne sposoby – było dla Niego oczywiste. I takie też było Jego nauczanie: oczywiste, proste, elementarne i uniwersalne. Wiedział, że losy świata i jego przetrwanie zależą od tego, na ile oczywistą świadomość podstawowej jedności i braterstwa wszystkich istot będziemy budzić i podtrzymywać każdego dnia, w każdej chwili naszego życia, od tego, jak blisko będziemy Prawdy i czy zdołamy ją obronić. Obiecywał, że im więcej w nas będzie Wiary, tym mniej lęku, chciwości, nienawiści i arogancji, a także przywiązania do ciała i do życia przeżywanego z perspektywy „ja” – a więc tego wszystkiego, co tworzy cierpienie, konflikt i wojnę. Prosił, aby Mu wierzyć, że gdy porzucimy nasze egocentryczne przywiązania i całkowicie oddamy się temu, co stanowi naszą prawdziwą istotę i dzieloną z całym stworzeniem tożsamość, to wtedy naturalną treścią naszego życia staną się miłość, współczucie, współpraca, wybaczenie i radość. Ostrzegał, że w realizacji tej najważniejszej ze spraw patriarchalna tradycja i obyczaj stanowią istotną przeszkodę. W swojej mądrości wskazywał, że współczesny świat pilnie potrzebuje Matki, tego, by kobiecy sposób rozumienia, odczuwania i istnienia mógł w pełni przejawić się w naszym życiu społecznym, politycznym i religijnym. Dlatego opiece i trosce Matki świat, Polskę i Kościół powierzył.

Jakże wyrazić Mu wdzięczność za to, że tak wielu zatęskniło za Prawdą, że tak wielu uwierzyło, że tak wielu przekonał, że tyle trudu włożył w zasianie w ludzkich sercach nadziei. Trudźmy się sami wytrwale nad tym, by Jego praca nie poszła na marne. Niech trwa w naszych sercach....

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI