ZJADACZE ORZESZKÓW MONGONGO

Wstęp

O tym, jak czas i miejsce akcji określają kształt i treść szczęścia, opowiada MICHAŁ BUCHOWSKI.

Zjadacze orzeszków mongongo

W czasach realnego socjalizmu opowiadano taki dowcip: przedstawicieli trzech narodów zapytano, co dla nich znaczy szczęście. Amerykanin odpowiedział,
że dla niego szczęście to ładny dom, szybki samochód i dobra praca. Francuz – że dobre wino, ładna żona i piękna kochanka. Rosjanin zaś tylko wzruszył ramionami: „Prawdziwe szczęście czujesz wtedy, gdy w nocy bezpieka wali do twoich drzwi i pyta: Iwan Iwanowicz? A ty odpowiadasz: Niet. Etaża wyższe (Nie, piętro wyżej)”. Myślę, że przytoczony dowcip dobrze ilustruje rzecz zasadniczą: rozumienie szczęścia, podobnie jak wielu innych pojęć używanych przez nas do opisu świata, jest zależne od kultury. Inaczej mówiąc, jego kształt i treść określone są przez czas i miejsce akcji. Skrajni relatywiści będą nawet obstawać, że nie tylko rozumienie istoty szczęścia, lecz sama kategoria jest etnocentryczna. Może być bowiem tak, że w jakiejś kulturze pojęcie szczęścia w ogóle nie jest znane i ludzie, opisując swe uczucia, nie powołują się na nie. Każde takie opisanie świata to przypisanie innym ludom kategorii wymyślonej w naszym kręgu kulturowym. Podejrzewać więc możemy, że kiedy Arkady Fiedler tytułował jedną ze swych książek „Spotkałem szczęśliwych Indian”, była to raczej jego percepcja samopoczucia Indian amazońskich, a nie ich własna.

Dylemat dotyczący zasięgu pojęcia szczęścia sprowadzić można do sporu o uniwersalia, czyli o to, czy w sposobie postrzegania, rozumienia i przeżywania świata oraz samych siebie znaleźć możemy cechy wspólne całemu gatunkowi ludzkiemu. Psychikę, podobnie jak nasze zmysły i zdolności umysłowe, wielu uznaje za część naszego wyposażenia biologicznego. Już ewolucjoniści w dziewiętnastym stuleciu twierdzili, iż istnieje jedność psychiczna gatunku. Wprawdzie różne ludy, pisali, znajdują się na innych etapach rozwoju – to jednak zdolność tworzenia symboli, sposób kojarzenia pojęć i stany emocjonalne okazują się wspólne wszystkim. Oznaczałoby to, że na przykład uczucia smutku czy radości i szczęścia właściwe są ludziom pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych epokach. Nawet jeśli zgodzimy się, iż sposoby reagowania na ból i cierpienie bądź doznania pozytywne, takie jak zaspokojenie głodu albo pragnienia, są określone psychofizycznie, to nie możemy udowodnić, iż wywołują one stany dające się ująć jako „szczęśliwość” lub „rozpacz”. Co więcej, nawet jeśli przyjmiemy, że jednak dadzą się tak ująć, to nie mamy pewności, czy w każdej kulturze objawiają się one podobnie.
Weźmy jako przykład płacz po śmierci zmarłej osoby w tradycyjnej kulturze ludowej. Intuicyjnie wiemy, że może on oddawać odmienne stany emocjonalne, bo inaczej przeżywają to osoby blisko związane ze zmarłym, inaczej natomiast te przybyłe z sąsiedztwa na nocne czuwanie. Pomijam już ku...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI