Jak zginął właściciel czaszki SK54? Wśród badaczy ewolucji panował wówczas pogląd, w myśl którego ewolucję człowieka napędzały zbrodnie i kanibalizm. Nic dziwnego, że owe otwory zinterpretowano jako rany zadane australopitekowi w walce. Hipotezę taką potwierdzał fakt, że otwory przechodziły przez czaszkę pod różnymi kątami – a więc mogły być skutkami dwóch ciosów, zadanych przez innego hominida – „małpę-mordercę”.
Później tę samą czaszkę badał południowoafrykański geolog i paleontolog Charles Kimberlin Brain. Hipoteza „małpy-mordercy” wydała mu się mało prawdopodobna, bowiem otwory w czaszce rozmieszczone były zadziwiająco symetrycznie. Hominid musiałby bardzo precyzyjnie wycelować ciosy, o co w ferworze pierwotnej walki było prawdopodobnie trudno. Co więcej, na tym samym stanowisku archeologicznym znaleziono też dolną szczękę leoparda. Jego kły umieszczone były od siebie w odległości mniej więcej odpowiadającej rozstawowi otworów w czaszce SK54. Brain wysnuł na tej podstawie hipotezę, że właściciel SK54 padł ofiarą leoparda. Zwierzę chwyciło głowę australopiteka w taki sposób, że w czaszce powstały dwa symetryczne otwory. Hipotezę tę potwierdzały również inne dane. Otóż wejście do jaskini, w której znaleziono czaszkę, położone było u stóp stromego, porośniętego drzewami urwiska. Leopardy zaś często spożywają swą zdobycz na drzewach, aby uniknąć ataku hien. Co prawda zwykle niszczą kości swoich zdobyczy, ale czaszka SK54, a także inne fragmenty kości australopiteków spadały z rosnących wokół drzew prosto w otwór jaskini.
Mamy dwie całkiem różne hipotezy objaśniające pochodzenie otworów w czaszce SK54, ale rozumowania, które do nich prowadzą, mają ze sobą wiele wspólnego. Punktem ich wyjścia są zaskakujące na pierwszy rzut oka dane: dziwne, symetryczne otwory w czaszce australopiteka. Celem obydwu jest wyjaśnienie owych zaskakujących danych, czyli sformułowanie takich hipotez, które, po pierwsze – tłumaczyłyby pochodzenie otworów, po drugie – byłyby spójne z wiedzą na temat australopiteków i środowiska ich życia. Co więcej, chodzi tu o hipotezy możliwie najlepsze spośród dostępnych: najbardziej prawdopodobne (mogło się przecież zdarzyć, że w czaszkę trafiły dwa malutkie meteoryty, ale prawdopodobieństwo tego jest mniej niż nikłe), najprostsze (czyli takie, z grubsza rzecz biorąc, do których realizacji potrzebne byłyby możliwie najskromniejsze środki) oraz jak najlepiej potwierdzone przez dane empiryczne. Zwróćmy uwagę, że hipoteza z leopardem pod każdym z tych trzech względów jest lepsza od hipotezy „małpy-mordercy”.
Historia ta, przytaczana za Paulem Thagardem i Cameron Shelley (z artykułu „Abductive reasoning: logic, visual thinking and coherence”), znakomicie ilustruje praktyczne zastosowanie rozumowania, za pomocą którego zadziwiony umysł objaśnia sobie zaskakujący fragment świata, tak żeby ów fragment w spójny sposób dopasować do całego jego obrazu. Amerykański filozof Charles Sanders Peirce nazywał je rozumowaniem abdukcyjnym. Uważał on abdukcję za jeden z trzech podstawowych typów wnioskowań, obok dedukcji i indukcji.
Kiedy kot miauczy żałośliwie
Przypomnijmy, we wnioskowaniu indukcyjnym, które w najprostszym przypadku przybiera formę indukcji enumeracyjnej (przez wyliczenie), na podstawie uznania pewnych jednostkowych przesłanek dochodzimy do uznania wniosku ogólnego. Na przykład ze zdań: Mój kot miauczy żałośliwie, kiedy jest głodny; Kot Be...
Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.