Wywiadówka? Wysiadam!

Wstęp

Przed każdą wywiadówką przeżywam męki. Na myśl o zbliżającym się terminie zaczynam czuć się fatalnie i najchętniej poszłabym wtedy na zwolnienie. Niektórzy rodzice są w porządku, ale większość przychodzi do szkoły z pretensjami i wszystko ma nam za złe. Gdy staję z nimi oko w oko, serce kołacze mi jak oszalałe. Nie mam z kim o tym pogadać, a sama jakoś nie potrafię poradzić sobie z tym problemem. Aneta G., nauczycielka z Zielonej Góry

Wywiadówka jest starą jak świat, najbardziej powszechną formą kontaktu domu ze szkołą, a ściślej powinno się rzec: kontaktu rodziców z nauczycielami. Chodzi wszak właśnie o ludzki wymiar, o kontakt człowieka z człowiekiem – rodzica Kowalskiego z nauczycielem Malinowskim, a nie człowieka z instytucją, czyli Kowalskiego ze szkołą. W praktyce zarówno dla rodziców, jak i nauczycieli wywiadówki są prawdziwą udręką. U jej podłoża leży wzajemny strach – jedni boją się drugich, a przede wszystkim tego, jak zostaną przez „przeciwnika” ocenieni. Nie ulega wątpliwości, że nauczyciel, jako gospodarz wywiadówki oraz osoba mająca nad rodzicami władzę, od początku znajduje się na uprzywilejowanej pozycji. Jest to oczywiście układ niesymetryczny, z czego warto zdać sobie sprawę. Sytuacja taka może odpowiadać nauczycielowi pewnemu siebie, o władczej osobowości, jednak osoba nieśmiała odczuwać będzie raczej dyskomfort i lęk przed rodzicami podopiecznych. W szkole, niestety, tak jest, że wszyscy boją się wszystkich. Rodzice o dziecko: czy sobie poradzi, czy go nie skrzywdzi niesprawiedliwy nauczyciel albo źle wychowany kolega? Boją się także o siebie: jak wypadną w ocenie nauczyciela? Ten z kolei boi się zarówno uczniów, jak i rodziców. Ta plątanina emocji nasyconych strachem nie służy niko...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI