W pogoni za króliczkiem na białym koniu

Wstęp

Zawsze wnosimy w związki jakieś wiano. Bywa, że takim wianem jest „ten trzeci”, którego nosimy w głowie. Jakaś historia z młodości, ktoś, w kim byliśmy zakochani. Barbara Niechcic przez całe życie u boku Bogumiła nosiła w sercu obraz Józefa Tolibowskiego. Być może każdy ma takiego „trzeciego” w głowie. Po co go trzymamy? Komu i czemu on służy? Ewa Chalimoniuk, psycholog, jest terapeutą i licencjonowanym trenerem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Ma kilkunastoletnie doświadczenie w pracy z młodzieżą oraz z osobami uzależnionymi od narkotyków i ich rodzinami. Pracuje w Laboratorium Psychoedukacji, zajmuje się terapią indywidualną, rodzinną i grupową. Andrzej Wiśniewski, doktor filozofii, jest psychoterapeutą i superwizorem psychoterapii. Pracuje w Laboratorium Psychoedukacji. Jest kierownikiem Studium Terapii Rodzin, prowadzi terapię rodzin.

DOROTA KRZEMIONKA: – Somerset Maugham powiedział, że miłość to jest to, co przytrafia się kobietom i mężczyznom, którzy się nie znają. Łatwiej jest nam budować relację z „tym trzecim” w głowie, z naszymi wyobrażeniami i fantazjami niż z realną osobą.
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: – Zazwyczaj na początku budujemy relację z wyobrażeniami o drugiej osobie, później się te fantazje urealnia. Nie ma natomiast takiej możliwości, gdy nie zaryzykujemy realnego związku. Julia Hartwig napisała, że wszystko, czego nie przeżyłeś do końca, nie należy do ciebie. Dlatego związki, które się nie spełniły, które nie zostały do końca przeżyte, ciągle mają dla nas znaczenie, ciągle żyją w naszej podświadomości. I tęsknimy, żeby się dopełniły. Znam wiele historii, gdy nieudane związki z nastoletnich lat kończyły się albo w realnym życiu, albo w snach, fantazjach. W marzeniach sennych dochodziło do spełnienia uczucia, włącznie z pójściem do łóżka. I wtedy dopiero można było rozstać się emocjonalnie z bliską kiedyś osobą.
EWA CHALIMONIUK: – Nie można się ze sobą rozstać, jeśli nie spotkaliśmy się dotychczas. „Ten trzeci”, wykreowany na podstawie jakichś fascynacji, złudzeń, przelotnego kontaktu istnieje wtedy wciąż w głowie jako byt idealny, tak jak Tolibowski dla Barbary. Myślę, że z tymi, z którymi się przeżyło kawałek życia – nieważne, w jakim wieku – można się lepiej lub gorzej rozstać. Niespełniona miłość, życie iluzją sprawia, że wciąż wracają myśli o tym, że to byłaby wielka miłość. Ale ona nigdy się nie otarła nawet o spełnienie. Być może jednak „ten trzeci”, którego nosimy w głowie, pełni jakąś funkcję. Służy temu, aby w realnym związku nie było zbyt blisko i żeby dzięki temu nie wygasała namiętność. Niektórzy mówią, że jak jest za blisko, to nie ma udanego seksu. Esther Perel, autorka książki Inteligencja erotyczna, udowadnia, że „ten trzeci” musi zawsze być. Choćby jako fantazja. Musi być mię­dzy partnerami jakaś tajemnica: jakaś niespełniona miłość, jakaś idea, na przykład idealnej matki, jakiś bohater wykreowany przez wyobraźnię, który jest zawsze pomiędzy tą parą.
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: – Nie wiem, czy bym się z tym zgodził. „Ten trzeci”, który jest niespełnionym uczuciem, nie przeszedł „próby ogniowej”, konfrontacji z realnością. I zawsze istnieje jako ktoś idealny. Gdy człowiek się zakocha, to mu się wydaje, że spotkał wreszcie osobę, która da mu to wszystko w życiu, czego nie otrzymał od innych ważnych osób. Tak naprawdę nie ma takiego mężczyzny jak Tolibowski. On funkcjonuje jako idealny obiekt w życiu osoby, która boi się podjąć ważną, bliską relację z realnymi mężczyznami. Dlatego mam wrażenie, że „ten trzeci” lub „ta trzecia” działa raczej destruktywnie na związek, niżby jakoś powodowała, że partnerzy są dla siebie bardziej atrakcyjni. Bo „ten trzeci” jest zagrożeniem. Z opowieści moich pacjentów wynika, że czasem kochają się nie z tym partnerem, z którym naprawdę są, tylko z tym wyidealizowanym „trzecim”. A seks tego nie lubi. Jeżeli nie służy do budowania więzi lub prokreacji, to raczej dostarcza cierpień niż przyjemności.

DOROTA KRZEMIONKA:
A przez porównanie ten wyidealizowany partner zawsze wypada lepiej niż ten rzeczywisty.
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: – Tak, zawsze na tym cierpi realny partner, bo myślę sobie: „Co ja robię z tym człowiekiem, kiedy z tamtym czekało mnie takie szczęście”. Łatwo można wtedy zrobić z partnera kozła ofiarnego i uznać, że wszystkie moje i nasze niepowodzenia biorą się stąd, że nie jestem z tą osobą, z którą naprawdę chcę być.
EWA CHALIMONIUK: – Ale niektóre osoby do pełnego spełnienia nie dorosły. I żeby móc się realnie spełniać w związku czy w seksie, potrzebują „tego trzeciego”, bo on ich zabezpiecza. Od wielu pacjentów słyszę, że boją się zaangażować. Dla tych osób dopiero wtedy, gdy mają „tego trzeciego” jest możliwa realna bliskość w związku. Wciąż zostawiają sobie uchylone drzwi, taką niespełnioną fascynację. Lepiej, żeby ta postać była nierealna niżby to miał być romans. Pamiętam bardzo udane małżeństwo, które przeżyło kryzys, gdy pani odkryła, że mąż korzysta z agencji towarzyskiej – i to wciąż z tej samej prostytutki. Dla niego bardzo ważna była rodzina i żona, więc zaprzestał wizyt w agencji. ale stwierdził, że odkąd nie ma już „tej trzeciej”, pożycie seksualne w ich związku pogorszyło się.
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: – Trójkąt to nic innego, jak spełnienie na zewnątrz czegoś, czego nie ma w środku.

DOROTA KRZEMIONKA: Czy „ten trzeci” wraca we wspomnieniach z powodu deficytów w realnym związku, czy też niemożliwy jest realny związek, bo gdzieś tam nie rozstaliśmy się z „tym trzecim”?
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: – Myślę, że wszystkie dziewczyny marzą o księciu na białym koniu, a wszyscy chłopcy śnią o tym, żeby zjawiła się księ...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI