Upragniony błysk geniuszu

Wstęp

Kreatywność jest w cenie. Nauczyciele chcą ją widzieć u uczniów, a uczniowie oczekują kreatywnego myślenia od nauczycieli. Rodzice dopatrują się jej u dzieci, zarządy firm oczekują jej od pracowników. Fascynacja nią powoduje, że ludzie stoją w kolejkach do słynnych galerii i muzeów.

Od wielu lat dużą popularnością na rynku szkoleń cieszą się programy i treningi zawierające elementy twórczego myślenia i rozwiązywania problemów. Sięgają po nie firmy i organizacje, chcące z jednej strony wzmocnić kreatywność swoich pracowników, z drugiej zaś dać im chwilę wytchnienia, przyjemną odmianę od codziennej rutyny, okazję do wzajemnego poznania się od znacznie mniej formalnej, a bardziej radosnej i twórczej strony, okazję do lepszej integracji zespołu. Tego rodzaju warsztaty oferowane są także szkołom. Czy jednak we współczesnej szkole jest miejsce na twórcze myślenie? Spróbujmy przyjrzeć się możliwym odpowiedziom.
Możemy przyjąć co najmniej dwie, odmienne perspektywy. Jedna z nich jest perspektywą systemu oświatowego: zasad jego działania, wymagań wobec nauczycieli, oczekiwań nauczycieli wobec uczniów. To przedszkola, szkoły, uczelnie widziane „z lotu ptaka”, przez pryzmat pytania „jak jest?”. Druga z nich to perspektywa uczestnika-odbiorcy edukacji, a więc ucznia, ale też rodzica.
Towarzyszy jej pytanie „czego potrzebuję?”.

Szkoły jak fabryki

Zacznijmy od pytania „jak jest?”: czy w szkole jest miejsce na kreatywność? Czy przedszkole, szkoła zachęcają do twórczego myślenia? Czy pozwalają na twórcze myślenie?

Żeby móc poszukać odpowiedzi, warto zdefiniować owo twórcze myślenie. Lubię definicję, która odwołuje się do użyteczności – to „nieskrępowane, nacechowane wyobraźnią myślenie, wykorzystywane do rozwiązywania rzeczywistych problemów” (jak piszą Philip Zimbardo i Floyd Ruch w IV wydaniu klasycznego podręcznika Psychologia i życie). To myślenie, którego wynik jest oceniany jako nowy i wartościowy pod różnymi względami: estetycznym, poznawczym, użytkowym. Podstawą kreatywności jest myślenie dywergencyjne, a więc – najkrócej mówiąc – takie, które prowadzi do wielu możliwych rozwiązań.

Czy szkoła zachęca do takiego myślenia? Jak zauważa Sir Kenneth Robinson, jeden z uznanych światowych autorytetów w dziedzinie edukacji, rozwoju i innowacyjności, obecny system edukacji w swoim czasie był rewolucyjną ideą. Z jednej strony opierał się na wartościach akademickich – znajomości klasycznych nauk i myśleniu dedukcyjnym, z drugiej zaś na ekonomicznym zapotrzebowaniu na rzesze pracowników, gotowych zasilić rozkwitający przemysł. System edukacji nie tylko odpowiadał na tę potrzebę, ale również został zbudowany na podobieństwo ówczesnych fabryk: oddzielne linie produkcyjne, wyspecjalizowane w różnych przedmiotach, do których
kierowane są dzieci, pogrupowane według dat produkcji...

Gwałtowny wzrost liczby ludności stał się impulsem do industrializacji. Masowa produkcja pozwalała na wytwarzanie dużej ilości towarów w krótkim czasie, z zachowaniem jakości i ograniczeniem kosztów. Długotrwały, dający różne efekty proces ręcznego wytwarzania zastępowany jest masowym wytwarzaniem identycznych egzemplarzy. Ponieważ praca przy taśmie oznacza wąską specjalizację, rygor czasu produkcji i redukcja kosztów wymagają standaryzacji: do gwintu zrobionego na jednej linii musi idealnie pasować śruba wkręcana na drugie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI