TĘSKNOTA ZA MAGICZNĄ PRZESTRZENIĄ

Wstęp

Świat początku XXI wieku stał się idealnym miejscem dla magów i czarnoksiężników – twierdzi BARTŁOMIEJ DOBROCZYŃSKI.

Masową wyobraźnię zdominowały od jakiegoś czasu fantastyczne i baśniowe stwory: hobbity, elfy, krasnoludy, trolle i gobliny. Coraz większa popularność historii o fantastycznych herosach wskazuje na to, że wielu ludziom – także dorosłym.  Z jakichś powodów są one potrzebne, wręcz nieodzowne. Gdyby zsumować czytelników J. R. R. Tolkiena i Joanne K. Rowling, dodać widzów filmowych adaptacji „Harry’ego Pottera” oraz „Władcy Pierścieni” – pewnie wyszłaby z tego liczba „przekraczająca wszelkie algebraiczne wyobrażenie”, jak ujął to Thomas Berger. Nie wspomnę o rodzimych fanach Andrzeja Sapkowskiego i sagi o Wiedźminie. Co to właściwie oznacza? Czy to nowy eskapizm w dobie kryzysu wartości po ataku na WTC? A może ucieczka od coraz bardziej niezrozumiałego świata? Rosnący lęk przed dorosłością i odpowiedzialnością? Tęsknota za straconym dzieciństwem z jego nieśmiertelnością i wszechmocą wyobraźni?
Świat początku XXI wieku stał się nieoczekiwanie idealnym miejscem dla dobrych magów i złych czarnoksiężników. Ludzie masowo udają się po pociechę do wróżek, przepowiadaczy przyszłości, nauczycieli duchowych i astrologów. Wirtualizacja otaczającej nas rzeczywistości łączy się z niewyobrażalnym postępem technologicznym. Czyż nie graniczy z cudem fakt, że list do przyjaciółki w USA czy Nowej Zelandii za sprawą jednego kliknięcia myszką niemal w tej samej chwili znajdzie się w jej komputerze? Czyż nie jest fascynujące, że mogę, nie wychodząc z domu, dokonać zakupów w Internecie? Moce współczesnego człowieka są niewiele mniejsze niż możliwości profesor Gonagall czy Gandalfa. A może i większe? Potrafimy już sklonować siebie, zmienić wygląd, polecieć na Marsa, przeszczepić prawie każdy organ, w ciągu doby znaleźć się w dowolnym miejscu na ziemi. Ba, niczym Harry Potter możemy stać się niewidzialni: czy to dla oczu, czy dla radarów (wojskowi dobrze o tym wiedzą).

Możliwości te są zarezerwowane na razie dla nielicznych. Co gorsza, wiele z nich mają w dyspozycji osobnicy, którzy nie wykorzystują ich dla dobra innych, wręcz przeciwnie. Osama bin Laden czy Slobodan Miloszević – tak samo jak Voldemort czy Saruman – mogli czynić zło dlatego, że dysponowali środkami, jakimi większość z nas nie dysponuje.

Jesteśmy coraz bardziej przyzwyczajani do pokawałkowanego życia, w światach odrębnych, często istniejących tylko wirtualnie
– w komputerze, grach rpg (role playing games), serialach telewizyjnych, umyśle sterowanym przez alkohol, prozac, ecstasy czy amfetaminę – a rządzących się własnymi prawami. To, co jest wykonalne w jednej z tych rzeczywistości, jest niemożliwe albo zakazane w innej. O ile w grze komputerowej mogę bezkarnie eksterminować przeciwników, o tyle na żywo będzie to groziło kryminałem. Jeśli na imprezie w stylu rave, pod wpływem muzyki techno i chemicznej stymulacji mam poczucie kosmicznego zjednoczenia z całością Wszechświata, to nazajutrz w gabinecie szefa ta jedność może okazać się totalnym złudzeniem. Różne rzeczywistości zaczynają się nam ze sobą mieszać. Jeśli ktoś w kreskówce zostaje rozerwany dynamit...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI