Pornografia. Jak zrobić sobie dobrze tak, żeby nie zrobić źle relacji?
Pornografia pomaga czy przeszkadza w sztuce bycia razem?
A.: Może pomóc i być źródłem inspiracji dla pary.
R.: Ale może też zaszkodzić i zakłócić seks w związku.
Lubię, jak jesteście tacy zgodni. Zacznijmy od tego, kiedy oddala od siebie partnerów.
R.: W mainstreamowej pornografii dominuje określony rodzaj seksu. Sporo jest w nim przemocy, przymusu, daleko posuniętej dominacji. To są bardzo silne bodźce, które później trudno odtworzyć w rzeczywistości. Rozłóżmy doświadczenie oglądania pornografii na czynniki pierwsze.
Wklepuję do wyszukiwarki adres strony z porno, szukam chwilę tego, co mnie interesuje, i odpalam film.
R.: Jeśli jesteś na jednej z tych najpopularniejszych bezpłatnych stron, to de facto nie odpalasz całego, pełnometrażowego filmu, tylko najmocniejsze kawałki sklejone w kilkuminutowy klip.
I jeśli wybieram jakiegoś mainstreamowego pornosa, to prawie zawsze akcja wygląda podobnie. Chwila jakiejś gadki, ona robi mu fellatio, on penetruje ją w pozycji od przodu, później w pozycji od tyłu, w końcu przeżywa orgazm i ejakuluje jej na twarz. Oczywiście on jest wyrzeźbiony, jakby nie wychodził z siłowni, a ona szczupła, ale ma za to wielkie piersi.
R.: Oglądasz, czyli mówiąc dokładniej, przyjmujesz silne bodźce wzrokowe i dźwiękowe, które łączysz najpewniej ze stymulowaniem penisa ręką. Robisz tak raz, drugi, setny, tysięczny. Możesz mieć nawet pełną świadomość, że seks nie wygląda wcale tak jak w pornografii, ale, chcąc nie chcąc, twoje ciało przyzwyczaja się do określonego rodzaju stymulacji. Jak odtworzyć to później w łóżku z partnerem lub partnerką?
Pewnie trudno. Zwłaszcza jeśli partner lub partnerka nie są gwiazdami porno.
R.: A zazwyczaj nie są, ich ciała wyglądają inaczej, bardziej naturalnie, mają niedoskonałości. To zresztą jeden z powszechniejszych skutków oglądania pornografii – dużo bardziej krytycznie patrzymy na swoje ciało i ciało partnera. Ale to jeszcze nie największy problem. W seksie stymulacja bardzo różni się od tej, której dostarczamy sobie w czasie oglądania porno. Chodzi nie tylko o to, co widzimy i słyszymy. Dochodzi zapach, smak i przede wszystkim dotyk – zupełnie inny niż ten w domu przed telefonem lub komputerem.
Nie wiem, jak silne musiałyby być mięśnie Kegla, żeby pochwa zaciskała się na penisie z taką siłą, z jaką może zaciskać się dłoń.
R.: A jak jesteś przyzwyczajony do mocnego zacisku dłoni i szybkiego ruchu ręki, to penetracja waginy może być za mało stymulująca. Nic dziwnego, że później słyszę od pacjentów, że seks z prawdziwą osobą wydaje im się po prostu niewystarczający. Czasem mówią wprost, że zamykają oczy i w czasie seksu przypominają sobie swoje ulubione filmy porno – na przykład jakieś sceny seksu grupowego pełne jęków, krzyków i przemocy. Paradoks polega na tym, że seks realny, nie wirtualny, może być w porównaniu z pornografią jednocześnie za mało i za bardzo stymulujący. Pacjenci i pacjentki opowiadają, że w łóżku z drugą osobą są przytłoczeni ilością bodźców – zapachem, dotykiem, smakiem. Nie mają tego wszystkiego podczas masturbacji przy porno, do której się przyzwyczaili. Nadmiar bodźców rozprasza i raczej nie pomoże w osiągnięciu satysfakcji seksualnej.
Pornografia wizualizuje fantazje, przez co je spłyca. Nasza wyobraźnia jest często o wiele bogatsza, zostawia przestrzeń na niedopowiedzenia i zaskoczenia. To nie wszystko – jest jeszcze kwestia oczekiwań, które wzbudza pornografia. Weźmy na przykład kobiecy orgazm. Jak on wygląda w porno?
Krzyki! Jęki! Konwulsje!
R.: Najczęściej. Przypominam, że mówimy o filmie, który operuje takimi środkami jak obraz i dźwięk. Krzyk to najprostszy sposób na pokazanie kobiecego orgazmu. Tylko że w rzeczywistości on rzadko tak wygląda – większość kobiet nie krzyczy, szczytując. Dużo częściej ich ciało zaczyna drżeć, oddech przyspiesza, brzuch się napina i rozluźnia. Później słyszę, że partner ma żal do partnerki, że ta nie krzyczy podczas orgazmu – a ona zaczyna się obwiniać, że nie jest taka jak w porno, bo przecież to skrypt do tego, jaki ma być seks.
Nie brzmi to wszystko optymistycznie. Co robić, kiedy pornografia wypiera seks ze związku?
R.: Kiedy ja pracuję z pacjentami w tym obszarze, proponuję, żeby stopniowo zmieniać rodzaj bodźców – tak żeby były bliższe temu, co możemy zrobić z partnerem lub partnerką. Niektórzy są tak przyzwyczajeni do pornografii, że sam pomysł masturbacji bez filmu włączonego na laptopie ich niepokoi. Sugeruję, żeby spróbowali masturbować się do swoich fantazji, pomimo braku wystarczającej ilości bodźców, które wcześniej płynęły z pornografii. Znaleźć chwilę, położyć się wygodnie, zamknąć oczy i poszukać podniecenia w wyobraźni.
Bardzo możliwe, że zajmie to więcej czasu niż zaznanie przyjemności przy pornografii, ale to typowe. Pośpiech działa w tym przypadku na niekorzyść. Z początku z dużą pewnością umysł będzie podpowiadał sceny z porno – nie martwiłbym się tym zanadto. Z czasem ten nawyk będzie ulegał przemianie. W tych fantazjach pojawiają się w końcu partnerzy lub partnerki, aż w końcu fantazjujemy o seksie według własnych scenariuszy, bazując na wspomnieniach realnego seksu.
Niezłe ćwiczenie z oduczania się seksu à la porno.
R.: Na tym mniej więcej polega ten proces – na zmianie wyuczonego wcześniej schematu. A te schematy są naprawdę silne. Ogromna większość mężczyzn i coraz większa liczba kobiet poznają seks najpierw za pośrednictwem pornografii, a dopiero później w relacji z drugą osobą.
Można powiedzieć, że w życiu są dwie inicjacje seksualne. Najpierw porno, później rzeczywistość. Kiedy dochodzi do tej pierwszej?
A.: Ostatnio w szkole mojej córki – niedawno rozpoczęła podstawówkę – wybuchł wielki skandal. Wszyscy rodzice zostali poinformowani, że dzieci wszędzie piszą słowo „seks” i rysują penisy. Mówimy o klasach 1-4 i nie jest to jeszcze pornografia, ale ewidentnie w świecie tych dzieci funkcjonują już treści erotyczne. Badania sugerują, że dzieci mogą mieć pierwszy kontakt z pornografią już w młodym wieku, czasami nawet w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym. Wpływ na to mają dostępność smartfonów, tabletów oraz brak pełnej kontroli rodzicielskiej nad treściami, do których dzieci mają dostęp.
Blokady rodzicielskie na YouTubie i Netflixie nie działają?
A.: Teoretycznie działają, ale dzieci są zdolniejsze, niż się nam zwykle wydaje. Wystarczy, że rodzic da im na chwilę telefon z bajką odpaloną na YouTubie i wtedy mniej lub bardziej przypadkowo dotrą do takich treści. Jeśli nie rozmawiamy z dzieckiem o seksualności, to jego ciekawość będzie bardzo szybko rosnąć i kiedy tylko pojawi się okazja, wpisze w wyszukiwarkę „seks” albo zapyta Google’a, czym jest to „robienie loda”, o którym wszyscy opowiadali w szkole. Najgorzej jest, kiedy ośmio-dziewięcioletnie dziecko zobaczy pornografię i to będzie pierwsze seksualne doświadczenie, bo to, że w końcu zobaczy, jest pewne, ale możemy jako rodzice dziecko na to przygotować, żeby nie przeżyło szoku. Kiedyś te pierwsze kontakty z porno wyglądały trochę inaczej. Jeden rezolutny kolega na podwórku znajdował gazetkę u ojca i wynosił ją do oglądania z kolegami. Albo pod nieobecność rodziców puszczał na wideo kasetę, którą tata przywiózł sobie z Niemiec. Nie było to idealne, ale przynajmniej te trudne emocje przeżywane były z rówieśnikami, a nie w pojedynkę.
Rozumiem, że kiedy dziecko natknie się na porno, to rodzic powinien z nim otwarcie pogadać.
R.: Tak, bo wczesny kontakt z pornografią, który nie zostaje zauważony i omówiony, może zwiększyć ryzyko problemów seksualnych w dorosłym życiu. Rozmowa z dzieckiem na ten temat na pewno pomoże mu w dorosłym życiu lepiej radzić sobie w sztuce bycia razem.
Jak takie doświadczenie oswoić?
A.: Przede wszystkim nie opuszczać swojego dziecka i kiedy zapyta, to nie unikać rozmowy. Moja córka usłyszała gdzieś w radiu piosenkę, o której już zresztą rozmawialiśmy, gdzie pojawiło się słowo „pornoski”. I zapytała mnie, co to są te „kolorowe pornoski”. Bardzo jej się spodobało to słowo, myślała, że to jakaś słodka przekąska.
Ale zakładam, że nie rozmawiałyście o słodkich przekąskach.
A.: Zaczęłyśmy od rozmowy o mrożących krew w żyłach horrorach. Wiem, że moja córka i jej rówieśnicy bardzo emocjonowali się serialem Stranger Things, w którym dzieje się wiele strasznych rzeczy, rozszarpywanie przez potwory, przemoc, bijatyki. Ona, podobnie jak reszta dzieci, bardzo chciała go obejrzeć, kiedy jednak zrobiłyśmy do tego podejście, doszła do wniosku, że jest to „za straszne” i będzie jej się śniło. Rozmawiałyśmy o tym, że są różne filmy, które skupiają się na różnych tematach. Są horrory, gdzie tryska krew jak na halloween, są filmy o wielkiej miłości, a są też takie, które pokazują seks, o którym już wcześniej rozmawiałyśmy, więc naturalne wprowadzenie tego wątku nie stanowiło problemu. Rozmawiałyśmy też o tym, że w filmach, które już ogląda, pojawiają się wątki seksualne, ale są też takie filmy, które koncentrują się tylko na samym seksie, gdzie nie ma jakiejś większej fabuły i chodzi o to, żeby sobie oglądać ten sam seks. Już na tym etapie moja córka była bardzo zaskoczona, że ludzie chcą coś takiego oglądać, bo to musi być straszna nuda. Dla mnie było ważne, żeby wiedziała, że seks w tych filmach to coś wyreżyserowanego, co ma wyglądać ładnie, a niekoniecznie prawdziwie, i żeby zostawić ją z poczuciem, że jeśli kiedykolwiek coś takiego zobaczy, świadomie lub przez przypadek, to może do mnie przyjść i o tym porozmawiać.
R.: Bardzo podoba mi się ten sposób rozmowy o pornografii, bo wpisuje ją w szerszy kontekst. Skoro możemy porozmawiać o filmach, gdzie ludzie podcinają sobie gardła albo się wybebeszają, to pogadajmy też o filmach, na których ludzie uprawiają seks.
W rozmowach z nastolatkami pewnie warto skupić się na tym, że seks w porno i seks w rzeczywistości to zupełnie dwa różne zjawiska?
A.: Właśnie w taki sposób trzeba o porno rozmawiać i mam poczucie, że nastolatki też tak to porno widzą. Kiedy chodziłam do szkół i rozmawiałam o pornografii, to mówili wprost: „Pani Agato, ale my nie jesteśmy głupi, my wiemy, że seks tak nie wygląda, to wszystko to sztuczne jest”. Problemy, z którymi mierzą się dzisiejsze nastolatki, są dużo bardziej skomplikowane, to są już dylematy dorosłych osób. Napisała niedawno do mnie na Instagramie szesnastoletnia Maja, która lubi oglądać filmy porno – czasem ogląda je z partnerem, czasem sama. Urozmaicają sobie w ten sposób swoje życie seksualne. Zaniepokoiło ją jednak, kiedy zobaczyła, co najbardziej lubi jej partner.
Co ją zaniepokoiło? Że podniecają go kobiety, które wyglądają inaczej niż ona? Czy jakiś przemocowy hardcore się tam odbywał na ekranie?
A.: Nic z tych rzeczy. Na tym, co oglądał, nie było nawet seksu. Podniecił go pokaz dziewczyny, która rozbierała się na TikToku. Streamowała swój striptiz na żywo i reagowała na to, co pisali do niej obserwujący. Prosili, żeby pokazała pośladki, to pokazywała. Życzyli sobie, żeby ściągnęła ramiączko od biustonosza, proszę bardzo. Kiedy partner dziewczyny, która do mnie napisała, zaczął się masturbować do tego TikToka, ona poczuła dyskomfort i zazdrość, których nie czuła nigdy przy filmach porno. Różnica polegała na tym, że w filmie są profesjonalni aktorzy, scenariusz i reżyser. A na streamingu na żywo jakaś dziewczyna, która mogłaby mieszkać w bloku obok, a na dodatek chłopak Mai wchodził w interakcję z tą tiktokerką. Maja napisała do mnie z pytaniem, czy nie jest staroświecka, że czuje z tego powodu zazdrość. Zachęciłam ją, żeby zaufała swoim uczuciom. Skoro czuje się z czymś źle, to powinna wnieść to do związku i podzielić się swoimi uczuciami z partnerem. Rozseksualizowane media społecznościowe to są kwestie, z którymi mierzą się ludzie wchodzący w dorosłość – chodzi nie o przyszłość, tylko o tu i teraz. Pornografia ma być prawdziwa, oczekuje się od niej autentyczności, interakcji, bezpośredniej relacji – stąd taka popularność live streamów, czyli transmisji na żywo.
Gadamy tylko o filmach, streamach, TikTokach – to wszystko jest pornografia w formie wideo. A co z opowiadaniami erotycznymi, audiobookami albo podcastami? Wasi pacjenci korzystają z takiej pornografii?
A.: Bardzo byśmy chcieli, żeby korzystali, wręcz namawiamy ich do tego. Zwłaszcza kobietom proponuję lekturę czy słuchanie opowiadań erotycznych. Libido kobiece rozbudza się dużo lepiej, kiedy zaczynają pracować wyobraźnią. Snucie fantazji, budowanie scenariuszy w głowie to jest coś, co podnieca wiele kobiet lepiej niż film porno – bo w takim filmie wszystko jest już pokazane, dopowiedziane, kobiety często mówią, że trudno znaleźć tam miejsce na siebie. Stąd zresztą taka popularność książek z serii Pięćdziesiąt twarzy Greya – każda kobieta, która je czytała, inaczej opowiadała sobie tę historię w głowie. Czasem kiedy zaczynamy terapię i pytam pacjentki o ich fantazje, to mają problem z określeniem, co je podnieca, a po przeczytaniu kilku książek erotycznych mają dużo lepszy wgląd w siebie.
Masz jakiś zestaw książek, które polecasz?
A.: Do jednej pacjentki trafi Pięćdziesiąt twarzy Greya, do innej opowiadania Charlesa Bukowskiego, a do jeszcze innej Blanka Lipińska i 365 dni. Osoby zainteresowane tematem kinky odsyłam do podcastu Przy zapalonym świetle. To nie jest stricte erotyczny podcast, bardziej rozmowy o seksie bez tabu – ale goście mówią tam o własnych seksualnych doświadczeniach. Dominy opowiadają o swojej pracy albo para zwierza się ze swoich doświadczeń z seksem analnym.
A te filmy pornograficzne oznaczone jako „przyjazne dla kobiet” albo produkowane przez studia, które mają na sztandarach feminizm? To jest coś, w czym odnajdują się wasze pacjentki?
A.: Szczerze mówiąc, rzadko, ale może to kwestia trudności z dotarciem do odpowiednich treści. Pamiętam, jak jedna z pacjentek nie mogła odżałować
30 euro, które wydała na dostęp do filmów Eriki Lust, chyba najbardziej znanej reżyserki tzw. kobiecego porno. Mówiła, że piekielnie się wynudziła, a podniecenia tam nie znalazła. Kiedy wcześniej próbowała oglądać mainstreamowe porno, przeszkadzało jej najbardziej to, że wszystkie kobiety były wygolone do zera, a ich biusty i usta zostały nienaturalnie powiększone. Z kolei w tym porno spoza głównego nurtu irytowało ją odbicie w drugą stronę – nieogolone pachy czy brak makijażu z zasady jej nie przeszkadzały, ale w tym przypadku wpływały blokująco na jej podniecenie. Oczywiście można powiedzieć, że problem leży w kulturowych obciążeniach i normach, które są za ciasne. Ja się z tym zgadzam, ale wychodzę z założenia, że trzeba szukać kompromisów, zamiast pielęgnować frustrację. Kobieta ostatecznie znalazła swoją niszę: amatorskie porno. Może światło i zdjęcia nie tak dobre jak w profesjonalnych studiach, ale ciała kobiet i mężczyzn wyglądały tak, że mogła się z nimi zidentyfikować. Nie żałuje tych kilku dolarów, które płaci za film polskiej parze z Hiszpanii. Ostatnio zaczęła oglądać je z mężem i bardzo im się to podoba. Można powiedzieć, że nawiązali jakiś rodzaj relacji z tą parą, ponieważ dzisiejsi streamerzy i streamerki porno pozostają w kontakcie ze swoimi fanami, pokazują im swoje życie poza sypialnią, odpisują na wiadomość „skąd sukienka?” albo „jaki jest przepis na ten makaron z ostatniego stories?”. Mam poczucie, że o ile w relacji z seksualnością coś się normalizuje, to patrząc na to szerzej, psychologicznie pojawia się dużo nowych wyzwań i znaków zapytania.
To powiedzcie, jak korzystać z porno tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy, tylko zbliżyć się do siebie w związku.
A.: Pornografia może zainspirować do czegoś, co samo z siebie nie przyszłoby nam do głowy. Odpalmy sobie stronę z porno i poszukajmy czegoś, co nas kręci – bez jakiegoś wielkiego ceremoniału, że oto dzisiaj pod osłoną nocy oglądamy pornografię. Wyobrażam sobie, że to może być doświadczenie na takim samym luzie jak szukanie filmu na Netflixie czy gry na Xboxie.
Warto dla higieny wprowadzić sobie jednak kilka zasad. Najważniejsza jest otwarta rozmowa między partnerami, czyli upewnienie się, jak czujemy się z tym, że oglądamy czy jedna osoba w związku ogląda porno. Warto zapytać się: „Jak się czujesz, kiedy oglądam? Czy na pewno nie naruszam w ten sposób twoich granic? Nie jest ci z tego powodu przykro?”. Kobiety najczęściej proponują wspólne oglądanie, bo dla nich pornografia nie jest tak naturalna jak dla mężczyzn, odczuwają dużo lęku z nią związanego, ale mam poczucie, że po pewnym czasie, dzięki otwartym, szczerym rozmowom, to napięcie opada. Wymaga to jednak szanowania odczuć partnera. Jeśli jedna osoba w związku nie czuje się komfortowo z oglądaniem pornografii lub ma jakiekolwiek obawy, to należy to uszanować, nie naciskać, poszukać jakieś wspólnej alternatywy.
Jeśli akurat wpadnie nam w oko coś, co chcielibyśmy wypróbować w naszej sypialni, zbadajmy najpierw emocje drugiej osoby. Wiem z doświadczenia pacjentów, że czasem łatwiej ujawnić, co nas kręci, pokazując to na ekranie, niż mówić, patrząc sobie prosto w oczy – może w idealnym świecie lepiej byłoby, jakbyśmy byli w stanie sobie wszystko powiedzieć, ale skoro dostępna jest pomoc, dlaczego z niej nie skorzystać? Ważne, żeby nie za szybko odpłynąć w swoją ekscytację nowym pomysłem, zatrzymać się na chwilę, sprawdzić, czy nasz partner lub partnerka nie ma przypadkiem pierwszych oznak choroby morskiej, no i czy na tej naszej łajbie są na pewno kapoki ratunkowe.
A co zrobić, jeśli nigdy wcześniej nie oglądaliśmy razem pornografii i wstyd nie pozwala zaproponować, żebyśmy po pracy odpalili sobie porno?
A.: Nie trzeba startować ze stron z porno, warto zacząć od łagodnej erotyki. Na platformach streamingowych mamy całkiem sporo filmów i seriali erotycznych, zresztą nie od razu trzeba szukać erotyku – współczesne seriale są coraz odważniejsze, pełne wrażeń sceny seksu mogą być bardziej pobudzające niż te ze stron z porno. Ostatnio pacjentka na naszej kanapie zachwycała się seksem pokazanym w polskim kryminale Kruk. Kiedy wybierzemy film pornograficzny czy erotyczny, porozmawiajmy o tym, jak na nas działa wspólne
oglądanie seksu – które sceny nas podniecają, które są obojętne, a które powodują dyskomfort.
Wspólna ochota na oglądanie to absolutnie obligatoryjne kryterium wejścia w ten świat. Oglądanie porno z zaskoczenia to bezdyskusyjnie zły pomysł. Wchodzę do łóżka zmęczona po całym dniu pracy, żeby się wyspać, a tam partner lub partnerka czeka z tabletem. Tak nie robimy, umawiamy się wcześniej i sprawdzamy, czy oboje mamy na to ochotę.
R.: Każda para ma swoją dynamikę i może wcale nie trzeba zaczynać od oglądania porno, ale pójść w słowo pisane. Pracowałem kiedyś z taką parą, dla której prawdziwym odkryciem były opowiadania erotyczne – w końcu sami zaczęli je pisać dla siebie nawzajem. Seks i budowanie napięcia erotycznego w parze to umiejętność, której można się nauczyć. Trochę jak z gotowaniem – przecież nie zaczynamy od razu od jakichś wykwintnych dań, tylko uczymy się, jak dobrze ugotować makaron.
Ta para, o której mówisz, też pewnie nie zaczęła od pisania opowiadań.
R.: Wymyśliliśmy wspólnie, że przez miesiąc codziennie będą robili dla siebie jakąś małą przyjemność – trochę jak w kalendarzu adwentowym. Jednego dnia to był pocałunek, innego masaż, jeszcze innego romantyczna kolacja, wspólna kąpiel, randka w ulubionej knajpie. Starali się tak zbudować te doświadczenia, żeby pobudzały różne zmysły. Gdzieś na tej liście umieścili wspólne czytanie opowiadania erotycznego, a później bardziej wymagające zadanie – napisanie erotycznej wiadomości. Tak im się spodobało, że wiadomość najpierw urosła do akapitu, a później urodziło się z tego całe opowiadanie. Najpierw jedno, później drugie i kolejne. Czytanie było dla nich tak podniecające, że czasem nie byli w stanie doczytać do końca. Robili przerwę w czytaniu na seks, bo taką mieli na siebie ochotę. A po seksie dokańczali czytanie. Bardziej od czytania podniecało ich chyba tylko czekanie na kolejną wiadomość.
Piękna historia! Jak myślisz, dlaczego im się udało?
R.: Bo mieli pełną świadomość tego, że muszą znaleźć czas na pracę nad swoim seksem. Nie udałoby im się, gdyby seks wylądował na ostatnim miejscu – gdzieś daleko za pracą, zakupami, gotowaniem i fitnessem. Przez ten miesiąc bardzo sumiennie realizowali zadania, które sobie wymyślili – aż w końcu znaleźli to, co naprawdę na nich podziałało.
Fragment pochodzi z książki „Sztuka bycia razem” autorstwa Roberta Kowalczyka, Dawida Krawczyka i Agaty Stoli, która niedawno ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora. Książkę można kupić tutaj